O tym, że będę razem z redaktorem Wojciechem Ossowskim prowadził set DJski po koncercie Corvus Corax podczas pierwszego dnia "Wolin Folk Festu" wiedziałem już, siłą rzeczy od dawna. Wybór materiału też był nieprzypadkowy - oto mieliśmy za zadanie, poprzez zagranie tego seta, przypomnieć publiczności o audycji "Mocne Nocne". Audycji prowadzonej dekadę temu w radiu BIS, która przyczyniła się do otworzenia się radia na folkmetal i medieval folk. Stąd też i wybór dźwięków był nieprzypadkowy, a zagranie ich po Corvus Corax - bezcenne.
Nim to nastąpiło, dojazd na Wolin z Warszawy trwał około 6 godzin. Poranna pobudka, szybka kawa - i już jedziemy całkiem luksusowym pociągiem w stronę Szczecina. Podróż mija bez szczególnych przygód, za to trafia nam się w przedziale przesympatyczna gorzowsko-lubelska para, która jedzie na wesele. Na stacji Szczecin-Dąbie odbiera nas człowiek organizatora festiwalu, który częstuje nas piwkiem i wiezie nas nieco okrężną drogą na Wolin tak, byśmy mogli odpocząć i podziwiać okolicę. A pogoda piękna! Stajemy na chwilę w Stepnicy, chłoniemy prawie już morski zapach zalewu... Nie czas jednak na pełen relaks, mamy tu wszak co robić, bo przyjechaliśmy tu do pracy! Stragany z dobrem wszelakim roztawione - lecz nie ma czasu ich oglądać.
Krótka techniczna próba dźwięku wypada ok, wyrabiamy się przed próbą głównej gwiazdy wieczoru. Następnie krótki spacer po Wolinie - trochę się zmieniło od 2008 roku, kiedy byłem tu po raz ostatni. Jest nowy posąg Świętowita, jest nowy głaz na rynku. Tym razem nie ma mostu pontonowego - zresztą i tak nie mamy teraz czasu zajrzeć do wioski, może uda się późniejszym popołudniem. Jemy obiad z szefową tutejszego domu kultury i kierowca odwozi nas do hotelu. Upał jest wręcz bałkański, także chwila wytchnienia w przytulnym, hotelowym pokoiku - bezcenna.
Na placyku przed hotelem, pod ławkami, chowa się przed słońcem czarny kot, leniwie się nam przyglądając. O 17:00 wyją syreny - ludzie przystają, Godzina W. Ja również oddaję hołd Powstańcom, zatrzymując się na minutę w oknie hotelowym... Nawet nie wiem, kiedy ogarnia mnie sen. Wieczorem znów jesteśmy na Wolinie. Wioska festiwalowa jest już zamknięta dla osób postronnych (czyli nie posiadających strojów z epoki), zatem wydzwaniam do znajomego - krótka rozmowa - i wołają nas na scenę. Zaczynamy seta.
Wojtek Ossowski pyta tłum czy ktoś jeszcze pamięta "Mocne Nocne". Odzew, ku naszemu miłemu zaskoczeniu jest całkiem spory. Na początek miksy folkowo-metalowe rodem z "Mocnych Nocnych". Pod sceną coraz więcej ludzi, w tym znajome twarze (m.in. z Cieszyńskiego Rodu z Golęszyc), także zaprzyjaźnionych kapel i grup rekonstrukcyjnych. W pewnym momencie dostrzegam ekipę Litvintrolli - zatem zapodajemy jeden ich kawałek ku wspólnej radości. Czas leci nieubłaganie, za chwilę wchodzą oni - Corvus Corax !!!
Teraz staję się widzem! A na scenie szał! Wyszli w maskach, tłum pod sceną zaczyna falować w neo-mediewalnych rytmach. "Gimlie", "Urmawie", "Mazedon"... Potem zrzucają maski.
- "Ręce do góry !!!" - pada ze sceny, podobnie jak swego czasu na Skrzyżowaniu Kultur. "Totus Floreo", "Fiach Dubh", "Crenaid Brain", Mille Anni Passi Sunt" - słowem: dzieje się! Grają na 100% mocy, nie wiedząc jeszcze o tym, że ich autokar nieco zaklopsował się na trawniku za sceną (o tym za chwilę). Chiwlka ciszy, chwilka oddechu...
- "Venus, vina...", "Musicaaaa!!!" - odpowiada na zawołanie Castusa Rabensanga część publiczności. Ogień! Jeszcze "In Taberna", jeszcze "Spielmannsdanz" i w zasadzie za chwilę powinienem wrócić na "bekstejdż" żeby być gotowym z drugim setem dj-skim. Ale to jeszcze za chwileczkę. Corvusi pytają o naszą znajomość Drakuli. Znamy, znamy Vlada Cepesza, znamy! Dackie rytmy mile zaskakują! Potem wracam za scenę i czekam aż do końca bisów. Za chwilę wchodzimy z Wojtkiem na drugi set, półtorej godzinki przed nami...
Wśród publiczności pod sceną pojawia się ekipa Kozaków z charakterystycznymi fryzurami - zatem zapodajemy nutę ukraińską. Chwyta, panowie próbują tańczyć kazaczoka i przechodzi to w rytmy fińskich polek. Czas płynie, około północy część ludzi zaczyna wykazywać braki kondycyjne, nas powoli również dopada zmęczenie. Zatem na koniec przemiksowana rumuńska ballada neo-folkowo-rockowo-manelowa i powoli kończymy.
I teraz właśnie okazuje się, że to jeszcze nie koniec, gdyż autokar Corvusów dobrze poczuł się na wolińskiej trawie i nie zamierza ruszać w stronę Holandii, gdzie zaplanowany jest następny koncert Kruków... Około godzinki zajmuje przekonanie go o podjęciu próby wymarszu. Udało się! Ulga na naszych i niemieckich twarzach. Przybijamy ostatnie piątki - Corvusy ruszają na Zachód, my do hotelu. Prysznic i spaaaać!
Rano zastają nas dwie miłe wiadomości - potwierdza się szeptana informacja z wczoraj, że w Kamieniu Pomorskim, gdzie nocujemy, odbędzie się jeszcze przed południem sparring 3 i 4 drużyny z IV ligi zachodniopomorskiej. O 11:00 ma zacząć się mecz między tutejszym Gryfem a Wolińską Vinetą. My mamy pociąg powrotny o 10:00 (i to z przesiadką)... Krótka narada - zostajemy, nie odpuszczamy takiej okazji zakosztowania turystyki stadionowej! Organizatorzy zapewniają nas, że na kolejny pociąg się, przy odrobinie szczęścia, wyrobimy. Drugą było spotkanie z muzykami Shannon, którzy wieczorkiem zagrali podczas drugiego dnia Wolin Folk Festu z Bubliczkami i którzy nocowali w tym samym hotelu. Od lidera, Marcina Rumińskiego, dostaliśmy dla Czytelników Folk24 dwie bezpłatne wejściówki na koncert z cyklu 20-lecia zespołu w Olsztynie 23 sierpnia. Konkurs już niebawem na naszym profilu facebookowym!
My, punktualnie o 11:00, meldujemy się zatem na stadionie Gryfa.
Wielki szacon i dzięki wielkie dla organizatorów festiwalu i lokalnych działaczy za profesjonalną obsługę i zapewnienie nam godziwych warunków scenicznych. Z przyjemnością będziemy wspominać - i z jeszcze większą przyjemnością polecać.