inni jeszcze śpią ;)
Po każdym festiwalu obiecuję sobie, że tym razem albo słucham albo robię zdjęcia, bo potem dowiaduję się, że coś mi umknęło ;)))). Co do Flooka, dla mnie - niestety nie jestem tak osłuchany z ich muzyką jak ty, zagrali świetnie. Może muzycznie masz rację, nie polemizuję, bo aż tak nie wniknąłem w strukturę utworów, jednak jak dla mnie, mówienie, że zespół "zagrał jak na płycie" jest zawsze trochę przesadzone. Wierzę, że mogli zagrać nuta w nutę (trzeba brać poprawkę, że jakiś czas razem nie grali, więc chyba bym się zdziwił, gdyby całkowicie odjechali), ale jednak nie ma chyba prawdziwego muzyka na świecie, który nie poddawałby się atmosferze festiwalu, nie wkładał więcej emocji gdy taka jest. I właśnie o takie emocje, zabawę, rozmowy, chodzi. O "cztery piwa", o pochwalenie warsztatowiczów. Może nie do końca jasno się wyraziłem, ale chodz o to, że nigdy się nie zgodzę z tym, że koś gra dokładnie tak jak na płycie, bo jeśli tak gra to niech sobie daruje koncerty - nie ma po co, jak piszesz, płytę mogę odsłuchać w domu. W przypadku Flook, ze sceny naprawdę było słychać, że byli tu, z nami, że trochę nas poznali, że si ęcieszą tym faktem i oddają to na scenie. Podobnie jak pozostałe zespoły, choć myślę, że dla Flooków, to były akurat takie emocje jak dla nas wypad do Irlandii, do pubu na sesyjkę. Ja to wszystko na ich koncercie słyszałem, na płycie nie.
W ogóle dla mnie tegoroczny festiwal był naprawdę, poza drobnymi momentami, zwartą całością. Nie wiem jak bywało ostatnio rok i dwa lata temu (byłem raptem na czterech, pięciu), ale program tegoroczny, jak dla mnie - nie wiem czy przypadkiem czy planowo - świetnie był ułożony.
Wykonawcy pięknie się uzupełniali, jakby każdy następny, nakręcał się poprzednikami, muzyka rosła, emocje również. Naprawdę żal było opuszczać teren Podzamcza, zwłaszcza w niedzielę.
Dawno, naprawdę dawno nie byłem na tak spójnej imprezie. Ostatnio chyba na... "Zamku" ;)
Potężną siłą tej imprezy są uczestnicy. Zwarta ekipa, znająca się jak łyse konie, tańczaca, grająca, śpiewająca ze sobą od lat. To wielki kapitał Zamku i jego organizatorów.
Drobne wpadki techniczne, właściwie nie wpadki, a ot los, naprawdę szybko starano się naprawiać - zresztą chyba jak wszędzie - nikt nie lubi jak mu coś niespodziewanie miesza w imprezie.
Moje odczucia co do koncertu Flooka były jednak zgoła inne. Grali świetnie i perfekcyjnie, też zdumiała mnie (jak zawsze z resztą) siła i energia płynąca tylko z dwóch fletów (whistla!), gitary i bodhranu! Ale mimo ciekawych momnetów i interakcji z publicznością (np. końcowy motyw zabawy pt. Hotel California :) koncert miejscami wydawał mi się nudny. Dlaczego? Dlatego, że w moim odczuciu Flooki grały dokładnie tak jak na płycie... brakowało mi klimatu wykonania koncertowego: ciut innych wersji, większych emocji...
Tym zapewne odznacza się profesjonalizm: perfekcja wykonania muzyki, że brzmi ona jak w studio, jak na płycie, tylko, że płyty to ja sobie mogę posłuchać w domu.
A co myślą inni?:P