Festiwal "Avant-Garde Night" nie był stricte folkowy czy stricte folkmetalowy. Jego głównym celem było zaprezentowanie zespołów, które wychodząc od black-metalu w swej twórczości sięgnęły po brzmienia awangardowe, progresywne czy w inny sposób nieszablonowe, w tym po nutkę folkową. Dlatego też pominąłem w relacji te, które nie grały z folkowym zacięciem. Skupiłem się natomiast na dwóch zespołach, które czerpią z folku w sposób różny, lecz konsekwentny. Chodzi o węgierski Sear Bliss i rumuńską Negurę Bunget.
Polak, Węgier
Obie grupy zaliczyły przetasowania składu, obie słyszałem na żywo już dość dawno. Ciekaw byłem, jak brzmią teraz. Okazało się, że zmiany wyszły na dobre tylko Węgrom. Zagrali wcześniej, tuż po polskich kapelach rozgrzewających publiczność. Do Sear Bliss powrócili muzycy, którzy grali z grupą już dawno temu, zatem to, że stare utwory zagrali przednio, nie dziwiło. Nadal brzmienie trąbki jest znakiem rozpoznawczym grupy. Andreas, lider, będący wokalistą o bardzo charakterystycznym głosie i jednocześnie basistą grającym palcami, bardzo szybko złapał kontakt z publicznością. Wiadomo - Polak, Węgier dwa bratanki. Sear Bliss zagrali przekrojowo od atmosferycznych utworów z 1996 roku i nutki z najlepszej, moim zdaniem ich płyty "Glory and Perdission” z 2004 roku aż po klimaty najnowsze. W Mega Clubie ostatni raz byłem na koncercie jeszcze w starej siedzibie toteż nie miałem pojęcia jaka będzie akustyka nowej sali. Sear Bliss znakomicie sobie dali radę! De facto to właśnie oni byli prawdziwą gwiazdą tego festiwalu i w zasadzie to powinni byli grać na finał. To nie jest folkmetal w typie Korpiklaani, Percivali czy Eluveitie, to jest muzyka bliższa symfonicznemu blackmetalowi - niemniej sekcja dęta oparta o brzmienie okołofolkowe wprowadza niesamowity klimat i zespół jest naprawdę godny polecenia. Przed i po koncercie lider grupy pojawiał się wśród publiczności i nie było problemu by z nim porozmawiać, wziąć autograf czy zrobić sobie zdjęcie.
Co na to Rumuni
Negură Bunget dla odmiany rozczarowała i to dość mocno. O ile zespół, po bardzo poważnej zmianie składu, dał sobie radę z nagraniem płyty ("Vîrstele Pamântului” to naprawdę kawał niezłej muzyki), to na żywo nowy, bardzo młody jeszcze skład, nie dał sobie do końca rady. Część z najnowszego krążka siłą rzeczy poszła nienajgorzej, bardziej metalowe granie. Podobnie krótka część szamańska. Natomiast starszy materiał (m.in. z płyty "Om") niestety okazał się ciut za trudny, nieograny jeszcze do końca w nowym składzie. Podobnie wypadła część folkowa dęta. Flet i fletnia pana wpadały w nieprzyjemne dysonanse z gitarami, co zespołowi takiemu jak Negură Bunget nie powinno się zdarzyć. Do tego ich set trwał jedynie 50 minut, co u fanów grupy, znających ich płyty, które średnio zawierają po godzinie muzyki, może wywołać uśmiech politowania. I tak było. Gdy już złapali wiatr w żagle, to zeszli ze sceny. Rozczarowanie...
Do tego niemożliwością było złapać lidera, Negru, choćby na krótki wywiad czy podpisanie płyty. Szkoda. Czyżby Negură Bunget odcinała już kupony od dawnej legendy? Może warto zainteresować się, przy kolejnej edycji festiwalu lub innych tego typu festiwali (to pytanie do organizatorów koncertów) innymi rumuńskimi, folkmetalowymi grupami takimi jak Dordeduh (czyli zespołem, który został założony przez byłych członków Negură Bunget), Ashaena (który wydał płytę w Polsce w 2009 roku) czy Bucoviną, która niedawno wydała znakomitą Epkę "Duh”?
Festiwal "Avant-Garde Night", 05.02.2011, Mega Club, Katowice