Propozycja wyjazdu do Pakistanu pod koniec 2017 r. na projekt muzyczny, wystrzeliła jak „grom z jasnego nieba”! Nie było dużo czasu na przygotowania, ale wystarczająco, aby szybko podjąć decyzję o wyjeździe. Tak więc moja ciekawość i podróżnicza natura, porwały mnie w zakątek świata, gdzie Europejczyk rzadko się pojawia a gdzie rzeczywistość różni się tak znacząco od naszej, że jest nie do poznania...
„Poland-Pakistan. Music without Borders” ma już swoją tradycję i formułę. We wcześniejszych edycjach muzykę bez barier tworzyli m.in. Maria Pomianowska, Paweł Betley, Karolina Cicha & Bart Pałyga, Mateusz Szemraj, Ustād Muhammad Ajmal, Ustād Sachu Khan, Ustād Shafqat Salamat Ali Khan.
Czytaj także: „Wydali płytę w Pakistanie”
Spotkania zawsze polegają na tym, że muzycy polscy i muzycy pakistańscy, dostają warunki do tego, aby próbować znaleźć wspólny język artystyczny, nie dający się poróżnić granicami. Muzyka jest do takich idei najlepszym polem.
Islamabad i jego magiczne kąty, to doskonała przestrzeń do spotkań artystycznych, przestrzeń która przywoła do bytu, wolną myśl twórczą. Andrzej uczestniczył w każdej z edycji tego projektu a jego opowieści były niesamowicie interesujące. Zaproszenie do tego zadania spowodowało u mnie eksplozję pomysłów polsko-pakistańskich. Zostałem obdarzony dużym kredytem zaufania – jest to przecież kooperacja międzynarodowa z poprzeczką zawieszoną na poziomie dyplomacji, za którą odpowiedzialność ponosi Ambasador, mąż stanu, Pan Piotr Opaliński. Jedyna możliwość – stanąć na wysokości zadania.
Koncept współpracy polsko-pakistańskiej
Sam najlepiej wiedziałem jaka może być w takim wydarzeniu moja rola. Przedsięwzięcia, które realizuję, opierają się o nowatorskie koncepty brzmieniowe, ze szczyptą osobistej fantazji, rozbijającej ograniczenia kulturowe, regionalne, religijne, historyczne. Lubię oprzeć się o jakieś konkretne punkty inspirujące do powstania nowych koncepcji twórczych jednak staram się akcentować jakiś nowy punkt widzenia. Z takiej fantazji wychodzi właśnie „fantasy”, czyli wolna wersja wyimaginowanej rzeczywistości, w której tradycje etniczne świata, tworzą po prostu jedną wielką magiczną bajkę Ziemi, pełną księżniczek, bardów, szamanów i wiedźm. To moja bajka właśnie – taka cepeliowska klechda gdzie prawda zamglona mitem a mit podparty strzępkami faktów archeologicznych. Takie „fantasy”, to część mojej rzeczywistości. W niej mogę sobie wymyślać koncepty możliwych wersji historycznych, legendy, mogę wymyślać instrumenty, muzykę czy symbolikę. Rolę artysty na tym polu widzę taką jaką na przykład prezentował Stanisław Witkiewicz, który stworzył styl zakopiański składający się charakterystycznych inspiracji słowackich czy syberyjskich. Tak więc z dobrze dopasowanych różnorodności, można stworzyć nowy styl, nowy kanon. W krainie, do której się wybierałem, spodziewałem się fakirów zaklinających węże i wszystkiego tego, czego echa wybrzmiewają w „Baśniach tysiąca i jednej nocy”. Muzycznie i kulturowo wyobrażałem sobie Pakistan, jako współczesną, polityczną wersję Indii, w której zachowały się elementy jeszcze z czasów, kiedy legendarny Tansen wykonywał swoje pieśni pod studnią w Behat. W czasach średniowiecza subkontynent przechodził czas synchronicznego przenikania się religii wedyjskich z islamem. Właśnie wtedy powstawały pieśni łączące muzyczne tradycje Hindustanu z tematami poezji islamu. Właśnie tego się spodziewałem w Pakistanie – spotkania z pieśniami Tansena, kultywowanymi przez kastę muzyków qawwali.
Takie pieśni wykonywałem już przy okazji współpracy z Cyganami z Radżastanu, w kooperacji DHOAD-RIVENDELL.
Zespół Dhoad wykonywał pieśni zarówno hinduskie jak i sufickie. Wychwycenie różnic pomiędzy nimi to było dla mnie wielkie odkrycie, ponieważ istnieją one w takiej symbiozie, synergii, że praktycznie stanowią jedność. Bardzo przypadły mi do gustu barwy głosów qawwali, jak i filozofia mistycznego sufizmu, zawarta w tekstach. Dokładnie tego spodziewałem się po artystach z pakistańskiej strony projektu.
Konkretna idea – KONTRAST
Chciałem aby planowana, piąta edycja przedsięwzięcia „Poland-Pakistan. Music without Borders” była inna niż poprzednie. Wstępnie postawiłem na konkretny pozamuzyczny temat spotkania.
Narzucona zasada, jaka była niezmienna i najważniejsza, to śpiewająca dziewczyna z Polski. Wiedziałem, że aby stworzyć kooperacyjny koncert dla pakistańskiej publiczności – śpiewająca dziewczyna, powinna również być instrumentalistką potrafiącą na żywo akompaniować swojemu głosowi. Wiedziałem, że wszyscy artyści mający brać udział w kooperacji muszą być nieograniczeni, muszą w tym być całkiem sobą, bez żadnych nacisków stylistycznych czy trudnych partytur, po to, aby w efekcie usłyszeć w muzyce autentyczność i swobodę wykonawczą.
Pozamuzyczny pomysł przyszedł prosty, ale konkretny. Wyobraziłem sobie połączenie dwóch różnych narracji, w tym samym temacie pieśni. Połączenie polskiego przaśnego chłopa z mistykiem sufi. W tym momencie wpadłem na pomysł, aby do Pakistanu zaprosić Marię Rumińską. Jest rewelacyjną wokalistką i multiinstrumentalistką. Do tego mocno zagłębia się w tradycję warmińską i śpiewa starą gwarą, której brzmienie historycznie sięga XVI wieku. W repertuarze pieśni warmińskiej nie brak śladów mentalności spod znaku chamskiego złotego rogu, flaszki samogonu, świńskiego ryja i golonki. Światy niby nie do pogodzenia: suficka świątynia proroka i warmińskie pole ze świętym gajem...
Tu moja fantazja popłynęła... bo już widzę tę bajkę, jak w trakcie trwania koncertu, w czasach Tansena (XIV w), na dwór cesarza Akbara, wchodzi warmiński śpiewak, który popijając wino z carskiego dzbana, włącza się tematycznie do pieśni mistrza z przyśpiewkami spod wiejskiej strzechy, ripostując sufickim poglądom i patetyzmowi, mrugając przy tym okiem do zakłopotanego sytuacją Jalala Khana Kurchi...
Wracając do Marii... Zadzwoniłem od razu i pytam czy ma ochotę pojechać do Pakistanu, na projekt muzyczny. Ku mojej nieocenionej radości, zgodziła się od razu, mimo świadomości, że przedsięwzięcie takie może być trudne muzycznie jak i organizacyjnie czy kulturowo. Inna wyobraźnia muzyczna, edukacja, wszystko. To duże wyzwanie. No bo jak połączyć, na przykład, temat swojskiej gorzałki warmińskiej z poszukiwaniami jedności z Absolutem poprzez śpiew?
Wybór pieśni
Początek prac nad tym konkretem stanęły teraz po stronie Marii. Wybrała pasujące tematy z antologii pieśni regionu. Pasujące w tekście i dobre muzycznie na tyle, aby z radością tworzyć nowe folkowe wersje tych klejnotów tradycji.
Marysia to prawdziwy kombajn pracy artystycznej! Robi wszystko – gra, śpiewa, tańczy, maluje, aranżuje, steruje, planuje. Jest jak maszyna, ale z wielkim sercem. Świetnie się przygotowała do idei spotkania z Pakistańczykami. Tematy, które przyniosła na próbę, rozmiękczyły mnie niemal do zmiany stanu skupienia... Odpłynąłem jak Dżin z lampy...
Archaizm w melodiach i gwarze warmińskiej jest unikatem. Nie przez przypadek gwara ta wpisana jest na listę światowego dziedzictwa. Pięknie zharmonizowane akordy na syntezatorze, melodeonie plus szorstki, dobrze wyszkolony głos Marii, to była już całość. Gotowy koncert. Dorzuciłem tam nieśmiało jeszcze trochę dźwięków z mojego arsenału i byłem pewien, że jesteśmy gotowi. Lecimy na spotkanie mistrzów!
W Pakistanie
Trochę już jak w Pakistanie, zaczęliśmy się czuć w samolocie, gdzie wszyscy tylko już byli sami swoi. Pasztuni, Afgańczycy byli wszędzie wokół nas. Bardzo przyjazne towarzystwo, ciekawie brzmiący język, specyficzna gestykulacja i urokliwe, tradycyjne stroje. Pierwsza przejażdżka po Islamabadzie z lotniska do Ambasady, to już naprawdę przegląd spektaklu cudów cywilizacji Indusu zanurzonej w Islamie. Byliśmy zauroczeni. To nie jest arabska kraina, to są islamskie Indie. Na terenie Pakistanu przyjął nas Krzysztof Jasiński. Od razu się zaprzyjaźniliśmy i trzymaliśmy się razem przez cały dziesięciodniowy czas projektu. Krzysiek był tam naszym dobrym duchem, przyjacielem. Zamieszkaliśmy na terenie Ambasady Polskiej. Na terenie placówki czuliśmy się jak w domu. Mili i uśmiechnięci pracownicy i pełen klasy Pan Ambasador.
Pierwsze spotkanie z mistrzami pakistańskimi wzbudzało w nas największe emocje, generujące wiele uporczywych pytań i wątpliwości: Jak się dogadamy? Jak dopasujemy utwory? Jak zestroimy instrumenty? Czy nasz kontakt będzie luźny czy raczej oficjalny, sztywny?
Stronę pakistańską projektu reprezentował Zeejah Fazli i jego Fundacja FACE. W miejscu siedziby fundacji był nasz drugi, pakistański dom i tam właśnie mieliśmy zaplanowane miejsce na próby, nagrania i pierwszy koncert. Według wcześniejszych ustaleń koordynacyjnych, muzycy pakistańscy mieli pojawić się w składzie: wokalista qawwali z harmonium i dwóch perkusistów w tradycyjnym zestawie tabla i dholak. Trójka mistrzów to Ustād Imran Aziz Mian Qawwal i jego „studenci” Irshad Ali i Asif Muhammad. Imraz to syn wielkiego i legendarnego mistrza. Ojciec, Ustād Aziz Mian Qawwal (1942-2000) to w Pakistanie ikona – jeden z wiodących artystów klasyki gatunku spirytualnej pieśni sufickiej z elementami aktorstwa i mocnego mistycznego przesłania. Imran, jako spadkobierca takiej schedy, pozostał miły, skromny i pełen poczucia humoru, otwartości. Widać było, że stawia siebie honorowo w roli gospodarza – że to on gości nas w Pakistanie. Już od pierwszego spotkania, bardzo się polubiliśmy i szybko zaczęliśmy wspólnie grać z ogromną pasją i wzajemną fascynacją. Ciekawym elementem była relacja łącząca Imrana z perkusistami – Irshadem (tabla) i Asifem (dholak). On, jako ich mistrz, decydował w ich imieniu i wyraźnie wskazywał im co i jak mają robić, łącznie z tym, że mogą usiąść... Oni natomiast traktowali to z dużą radością i oddaniem. Często było bardzo zabawnie i żartom nie było końca. Jednak plan realizowaliśmy dość sztywno, ponieważ czasu nie było nadto a muzyka nie całkiem prosta wykonawczo. Tematy utworów oraz tematy muzyczne dopasowywały nam się jak gotowe puzzle. Intuicyjnie i z dużą dozą kreatywności rozwijaliśmy koncept kooperacji. Repertuar kwitł i szybko poczuliśmy się zespołem gotowym do wspólnych nagrań czy koncertowania. Spędzaliśmy ze sobą praktycznie całe dnie. Bardzo owocne próby muzyczne i czas wolny. Wspólnie testowaliśmy tradycyjne posiłki, odwiedzaliśmy ciekawe miejsca, sklepy. Byliśmy na tradycyjnym weselu w świątyni Mehr-e-Munir, gdzie spotkaliśmy się z różną muzyką i instrumentami związanymi z obrządkami weselnymi. Byliśmy na wycieczce u podnóży Himalajów, na górze Mukshpuri. Poznaliśmy innych artystów, ludzi kultury, telewizji. Kultura Pakistanu stała się dla nas codziennością i nie trudno było nam znaleźć wspólny muzyczny język w ukazywaniu tego, że nasze różnice tworzą w zasadzie synergiczną całość. Ta z pozoru duża przeciwstawność kulturowa, wytworzyła energię wynikającą z tych właśnie różnic. Jest to wyraźnie słyszalne na nagraniach, które zrealizowaliśmy w Islamabadzie.
Hamara muzyka
Cały nasz projekt zawarł się w trzech częściach. Dwa wyjazdy naszej polskiej grupy do Pakistanu i jeden przyjazd artystów pakistańskich do Polski.
Nagranym materiałem studyjnym zarejestrowanym w Islamabadzie zajęła się Maria i w sposób autorski, zmieniła to w niesamowitą produkcję ze znakomitymi muzykami z zespołów Shannon/HOBOUD, czy wręcz instrumentacjami symfonicznymi. Ostatecznie Maria wyprodukowała i wydała płytę zatytułowaną „HAMARA MUZYKA”, która jest zwieńczeniem wszystkich naszych spotkań oraz autorską produkcyjną wersją nagrań.
W ramach premiery płyty,
o której poczytasz tutaj: „Znów Polska Pakistan Muzyka bez Granic”
występowaliśmy z powodzeniem również w Polsce. Tu atmosfera tej współpracy była równie barwna, jednak koncerty na terenie Pakistanu, to doświadczenie wyryte w pamięci już na zawsze. Publiczność w Pakistanie specyficznie traktuje koncert. Jest to święto a zarazem coś naturalnie spojonego z życiem społecznym, z korzeniami kultury. Muzyka tradycyjna to tutaj codzienność. Owszem – łączy się ona już z coraz większą dozą nowoczesności, ale wciąż jest żywą tradycją. Tradycja warmińskiej wsi, w naszych czasach niemal wymierająca, spotkała się z tradycją żywą, propagowaną z matki na córkę, z ojca na syna od stuleci. Z wielką przyjemnością uczyliśmy się śpiewać w języku punjab, wygrywaliśmy ich melodie. Oni nie byli nam dłużni, też włączali się do warmińskich przyśpiewek, melodii. W taki sposób muzyka ze skansenu otrzymuje kolejne życie. Taka reinkarnacja polskich dzieł, poparta mistycyzmem z Doliny Indusu, pozwala cieszyć się z tego, że w taki sposób możemy bawić się z publicznością w różnorodną wspólnotę Ziemian. Bez granic, bez różnic. Możemy bez ograniczeń przyglądać się sobie nawzajem, jako egzotyczne wobec siebie klejnoty, tworzące wspólnie nowy blask i... muzykę... czyli życie.
„HAMARA MUZYKA. Poland-Pakistan. Music Without Borders 2017-18”