Na początku mam szybkie pytanie. Pamiętacie Wongraven, Deep Forest, Suns of Arqa? Wielu z nas słucha Wardruny, Irfan czy Myrkur... Wciąż sięgamy po Dead Can Dance, nadal odkrywamy islandzkie mroki lub, ci bardziej zaangażowani, takie mistyczne dźwięki, które proponuje duński Danheim. A przecież Polacy też nie gęsi, a rodzimy dark/etno ambient mają. I to nie od wczoraj. W tym artykule skupię się na trzech przedstawicielach naszego rodzimego mroczno-mistycznego folku.
Berkanan: ambient globalny
Na początek formacja Berkanan ze Świdnicy. Debiutancki krążek projektu stworzonego przez duet Witek Kowaliszyn/Darek MIZIDAR Miziarski, zatytułowany po prostu "Berkanan", wydany w 2019 roku, przynosi z sobą mistykę praktycznie całego globu. "Prolog" to dalekowschodni trans bębnów i szamańskich śpiewów gardłowych przełamany smolistą elektroniką podkręcającą niesamowitość brzmienia. "Tsunsun" to muzyczna podróż przez azjatyckie puszcze ale ze spojrzeniem na tybetański spokój i odrobiną elektroniczno-współczesnej nostalgii za powrotem do natury. Docieramy w ten sposób do melorecytująco-podniosłych "Bogów Słońca" którzy kierują nas w bliskowschodnie rytmy "Zaratusztra" i deszczowo-transowo-drumlowo-szamański "Amarok". W nim dzwięki Dalekiej Północy łączą się z brzmieniem Północy tej nam bardziej bliskiej. Stąd już tylko krok do naszego rodzimego "Skryby", prowadzącego zapiski na korze brzozowej - ale też któremu nie obce są dźwięki kalimby. I tu na jakiś czas pozostaniemy w Europie Środkowej w dark ambientowych utworach "Drzewnia" i "Scythia", gdzie miks wpływów Wschodu i Północy będzie bardzo wyraźnie słyszalny. Stąd też ponownie przeniesie nas do dawnej Persji dźwiękowa fala elektroniki bardzo zacnie pożenionej z etno ambientem. A następnie do Japonii, Afryki i ponownie do krain słowiańskich, celtyckich i germańskich ("Taniec Haldejski", "Drzewo", "Tryzna", "Kołysanka" i "Epilog")... Berkanan to niesamowicie piękne połączenie etno z elektroniką, to muzyczne wyciągnięcie wspólnego mianownika z różnych kultur - tego najbliższego Duchowi.
Ols: słowiańska dusza neofolku
Ols to jednoosobowy projekt Anny Marii Oskierko. Te brzmienia bliższe są neofolkowi i współczesnemu spojrzeniu na muzykę skandynawską i słowiańską. Trzy dotychczasowe albumy, "Ols", "Mszarna" i "Widma" to, sygnowane jako dark neofolk, opowieści z przeszłości i nawiązanie do słowiańskich mitów i legend lecz utrzymane w muzycznych klimatach bliskich Garmarnie i Dead Can Dance, choć nie tylko.
Troszkę jest tu i klimatu bliskiego litewskim sutartinom (głównie przez zastosowaną wokalną technikę kanonu), delikatnie wplecionej nutki celtyckiej, troszeczkę brzmień gitarowych, nastrojowych dźwięków fletu - a wszystko spięte klamrą nostalgiczej elektroniki. Na pewno warto głębiej wsłuchać się w poetyckie teksty, które nawet bardziej nawiązują do tradycji słowiańskich niż sama muzyka... Ols to ciekawy projekt mrocznego folku, bardzo jestem ciekaw w jakim pójdzie kierunku w najbliższej przyszłości.
Krzywdy: polskie oblicze darkambientu
Krzywdy to poboczny projekt Mateusza Szymańskiego, basisty i klawiszowca stołecznej formacji Rosk, sygnowanej jako post-folk i post-metal (przy okazji miłośnikom muzycznego atmosferyczno-akustycznego smuteczku polecam!). Płyta "Czary" z podniesioną głową może konkurować (o ile tak można powiedzieć) na europejskiej i światowej scenie dark ambientowej i neofolkowej z takimi tuzami nurtów jak Forndom, Wardruna czy Danheim. Tego typu granie było już obecne w Polsce, choć w dość głębokim podziemiu. Dziś powraca odświeżone, z lepszym brzmieniem i lepiej dopracowaną dawką smutku i nostalgii.
Połączenie szumiącej elektroniki z szeptami, neofolkowym klimatem zimnej, skutej lodem Północy i szczyptą postindustrialnych dźwięków jest na tym krążku, nie boję się użyć słowa - doskonałe. Przemyślana prostota i atmosfera tajemniczości i różnych odcieni szarości powoduje, że dźwięki te wciągają w transowy wir i powodują uruchomienie tęsknoty za czymś bliżej nieokreślonym - ale tęsknoty bardzo silnej. Jednocześnie po wysłuchaniu trzech kwadransów tego brzmienia poczułem ulgę i lekkość w głowie. Tutaj przeszłość i dawne duchy muzycznie przenikają do przyszłości, niekoniecznie bardzo dalekiej. Tu nie jest potrzebna nawała dźwięku czy ściana hałasu, by oddać podniosły klimat tak Chwili jak i Wieczności. Może to zabrzmi górnolotnie ale tak właśnie jest. Krzywdy to trzecia odsłona tego okołofolkowego, opisanego w tym artykule etno-ambientowego sznytu, który wywodzi się z miasta a który korzeniami sięga głęboko w początki Europy, zwłaszcza północnej.
Pamiętajmy, że "folk" to bardzo szerokie pojęcie, i że twarzy muzyki folkowej jest bardzo wiele. Powyżej zaprezentowane brzmienia to też folk! Ten, do którego się raczej nie tańczy ale ten, który wywołuje równie silne emocje. Warto się wsłuchać...