Intro w postaci "Prelude" Bathory-ego sprawiło, że od razu poczułem się jak u siebie w domu, nocą ze środy na czwartek, kiedy to w Trójce startują "Ossobliwości Muzyczne" Wojciecha Ossowskiego, bo ten właśnie utwór, rozpoczyna każdą audycję.
Lubelska ekipa z Black Velvet Band zaczęła jak zwykle bardzo równo i poprawnie, starymi numerami. Pomyślałem wtedy, że fajnie byłoby gdyby Kozi Gród, miał swój sztandarowy, topowy zespół folk metalowy. I wtedy stało się!
Chłopaki zagrali premierowe, szykowane na nowe wydawnictwo utwory. Ludzie pod sceną szaleli przy nieznanych im dźwiękach. "Nie mamy skrzydeł" zabrzmiało znakomicie, wprawiło publiczność w klubie Graffiti w trans. Nowe numery, dłuższe i cięższe, złożą się na nowy koncept album (o którym, i zmianach w zespole, nieco tutaj). "Pożoga" nadchodzi, z pewnością nie umknie naszej uwadze. Na koniec chłopaki wygarnęli z ciężkiego działa grając "Kometę Halleya" z repertuaru zespołu Turbo. Black Velvet Band naprawdę zabłysnęli. To było to! Jak tak dalej pójdzie, to oni będę potrzebowali supportu przed swoimi koncertami. Czego im serdecznie życzę.
Na trzy sety
Po kilku minutach przerwy na scenę wyszedł Percival Schuttenbach. Koncert Percivali składał się z trzech części lub inaczej "z trzech set" - jak zapowiedział ze sceny Mikołaj Rybacki (gitara). Pierwsza seta to były stare, znane hity grupy. Same petardy, które wywołały wśród fanów czyste szaleństwo. W składzie Percivala zaszła też zmiana. Na basie gra teraz Froncek, a Joanna "Calinka" Lacher skupiła się na śpiewie. Trochę brakuje mi Joasi z basem.
Druga seta, która nastąpiła po kilku minutach przerwy dla złapania oddechu przez fanów oraz dla przebrania się przez zespół. Była to część, na którą składały się utwory z najnowszego wydawnictwa "Mniejsze Zło". Płyta nowa, ale z materiałem, który powstał kilka lat temu i teraz został na nowo zarejestrowany przez zespół. Utwory, będące hołdem dla polskiej muzyki ludowej, zagrane z elektrycznymi gitarami i elektryczną wiolonczelą, całość inspirowana prozą Andrzeja Sapkowskiego.
"Mniejsze Zło" to wspaniały, koncertowy materiał. Cudownie w tej części wypadła Katarzyna Bromirska. Dużo jej wokali, dużo pięknych solówek na wiolonczeli. Świetna mocna perkusja Mamonia (Andrzeja Mikityna) też rzucała się w ucho. Po prostu wbiło mnie w ziemię - tylko słuchałem. Zespół zagrał całą nową płytę, bez dwóch utworów. Po secie promującym "Mniejsze Zło" przyszedł czas na trzecią setę.
- "To będzie niespodzianka, głowy Wam odpadną" - padło ze sceny. I worek z coverami się rozsypał. "Meluzyna" (z filmu Podróże Pana Kleksa) z ostrą gitarową jazdą i nie mniej ostrą Calinką (Joanną Lacher) na wokalu, "We Don't Need Another Hero" Tiny Turner - również zaśpiewane przez Joannę. Potem było jeszcze mocniej - covery Motorehead i Metalliki, a w końcu Walk Pantery, w niesamowitym wykonaniu Christiny Bogdanowej. Po tym secie fani wywołali odśpiewany wspólnie z zespołem "Satanismus".
Percival Schuttenbach dał w Lublinie ponad dwugodzinny koncert. Publiczność nadal skandowała: "Percival!!!" i "Jeszcze jeden!!!", a Christina i Asia prosiły ze sceny:
- "Idźcie już do domu. Chyba też jesteście zmęczeni."
Po koncercie zespół zszedł między fanów, był czas na autografy, zdjęcia i rozmowę. Wspaniały wieczór.
"Mniejsze Zło Tour", Black Velvet Band & Percival Schuttenbach, 6.06.2015, Graffiti, LublinPortal Folk24.pl jest patronem medialnym trasy