W moim kalendarzu Yapa jest bardzo ważnym wydarzeniem, traktowanym niemal sentymentalnie. Już jako mała dziewczynka śledziłam bacznie yapowe koncerty, wypatrując na scenie śpiewającego taty, i tak nasiąknęłam atmosferą tego festiwalu. Nie wyobrażam sobie teraz marca bez Yapy i tych trzech dni koncertów, trzech dni zabawy w sali wychowania fizycznego i klubie festiwalowym "Cotton". Ale może nieco o samej muzyce …
Yapowy piątek mnie nie zachwycił. Poprzeplatane występami zespołów konkursowych koncerty gwiazd - tradycyjnie otwierającego Yapę Jurka Bożyka, Tomka Lewandowskiego, Basi Beuth i Słodkiego Całusa od Buby były jak najbardziej poprawne, jednak nie chwyciły za serce. Z wyżej wymienionej grupy wykonawców najlepiej bawiliśmy się przy muzyce Słodkiego Całusa, który zagrał na swoim, wysokim poziomie, i który zaskoczył pierwszą kobietą w swoim składzie, która gościnnie zagrała na skrzypcach z zespołem kilka utworów, i którą będziemy mogli usłyszeć również na planowanym na czerwiec nowym krążku zespołu.
Za to zdecydowanie dobrym strzałem organizatorów był sobotni koncert nocny. Wykonawców było dużo więcej niż w piątek. Na początku mogliśmy wysłuchać dwóch "dinozaurów" sceny piosenki turystycznej - Janusza Strąkowskiego i Adama Drąga, kolejnymi wykonawcami byli zaś zespół Plateau, grupa Bez Jacka, Do Góry Dnem, Cisza Jak Ta, Leonard Luther, laureatki zeszłorocznej Yapy - Maria i Julia Kępisty oraz punk rockowy zespół Kuśka Brothers. Spośród wymienionych wykonawców chciałabym zwrócić szczególną uwagę na cztery zespoły i ich znakomite występy.
Pierwszym z nich jest zespół Plateau, który, grając pierwszy raz na Yapie, zaprezentował swój program "Projekt Grechuta". Piosenki Marka Grechuty opatrzone mocnym, rockowym brzmieniem, rzadko spotykanym na Yapie, spodobały się publiczności, która przez cały koncert śpiewała razem z charyzmatycznym wokalistą zespołu. I choć trzeba przyznać, że piosenki "Projektu..." nie są zbyt twórcze, to jednak uniwersalność i ponadczasowość piosenek Grechuty zdecydowała o sukcesie tego występu. Dwoma kolejnymi występami, które zachwyciły publiczność, były występy zespołów Bez Jacka i Cisza Jak Ta. Pierwszy z nich, weterani yapowej sceny, są klasą samą w sobie i każdy ich koncert zachwyca. Jak zawsze publiczność śpiewała razem z zespołem ich piosenki, a na koniec nie pozwoliła artystom zejść ze sceny. Podobna sytuacja miała miejsce także w przypadku Ciszy Jak Ta, zespołu młodego, choć już bardzo utytułowanego i lubianego w środowisku piosenki turystycznej i poezji śpiewanej. Zespół w ostatnim roku bardzo się rozwinął, co zaowocowało wydaniem świetnej płyty, a także rewelacyjnymi koncertami w ich wykonaniu.
Ostatnim wykonawcą, o którym chciałabym powiedzieć kilka słów jest Leonard Luther. O nim również można powiedzieć, że jest "yapowym wyjadaczem", którego piosenki są wszystkim znane i przez wszystkich śpiewane. Tak też było i teraz, kiedy Leonard wraz ze swoimi muzykami rozśpiewał salę tak, że publiczność nie pozwalała mu zejść ze sceny, nawet kiedy wszedł na nią już kolejny zespół.
Takie występy jak ten potwierdzają, że yapowa publiczność nie przychodzi tam przypadkowo, że każdy znajduje się we właściwym miejscu i czasie. I to właśnie powoduje, że yapowy klimat jest tak niesamowity.
Yapa to także piątkowo-sobotni konkurs - jeden z najbardziej prestiżowych w nurcie piosenki studenckiej i turystycznej. Spośród wielu dobrze i ciekawie grających młodych zespołów z pewnością ciężko jest wybrać kilku laureatów, choć z wypowiedzi tegorocznego jury wynika, że tym razem werdykt był wyjątkowo zgodny. I tak nagrody 37 Yapy przypadły odpowiednio:
- Nad Porami Roku ze Szczecina (plus Nagroda publiczności)
- Pod Wiatr z Ostrowca Świętokrzyskiego
- 4razywroku z Krokowej oraz Latający Dywan Milanówka (ex equo).
Wyróżnienia otrzymały zespoły: Dusza we mgle z Przemyśla, Drugie Piętro z Tychów oraz Po drugiej stronie ulicy z Gryfic.
Ostatni festiwalowy dzień, niedziela, to dzień już znacznie spokojniejszy, bo i widzowie po dwóch dobach zabawy bardziej zmęczeni. Głównym punktem programu był oczywiście koncert laureatów yapowego konkursu, dodatkowo zagrała również Chwila Nieuwagi oraz Egon Alter, którzy połączyli siły w kilku utworach, oraz grupa Nijak, pamiętająca pewnie pierwsze Yapy.
Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy. Tak jest również z Yapą, na którą przyjdzie nam czekać teraz cały rok. Bo czekać na pewno warto! Polecam wszystkim ten festiwal, bowiem jest on jedyny w swoim rodzaju, a przekonać się o tym można tylko będąc tam i bawiąc się z yapowiczami. Zatem do zobaczenia w Łodzi w marcu 2013?