Nie ma chyba muzyka, dziennikarza czy miłośnika folku, który nie znałby tego nazwiska. Przez lata działalności nazwisko Konador stało się marką, kojarzącą się z rzadkimi wydawnictwami, ogromną wiedzą i zaangażowaniem w promocję folku.
Po raz pierwszy zetknąłem się z działalnością Tadeusza i Jana Konadorów, jak większość gości festiwalowych, kupując jakieś płyty na ich stoisku podczas festiwalu „Zamek” w Będzinie. Różnorodność tytułów robiła wrażenie, większość niewiele mi mówiła. Poznałem wtedy Janka porozmawiałem chwilę, dowiedziałem się o „Galerii Folkowej” istniejącej w sieci i tej w centrum Warszawy. O ile tę pod adresem folk.pl odwiedzałem później wielokrotnie, o tyle tę na Nowogrodzkiej w Warszawie odwiedziłem po raz pierwszy dopiero po 6 latach od tamtego zaproszenia.
Tadeusz...
Muzyką pasjonował się od dawna. W jego rodzinnym domu sporo się śpiewało. Jak mówi o sobie, do szkół muzycznych trafił z rozpędu. Kontrabas, później muzykologia. Studiował u profesor Anny Czekanowskiej w Akademii Teologii Katolickej, gdzie uczył się też m.in. emisji głosu u prof. Katarzyny Zachwatowicz-Jasieńskiej. Po studiach zajął się nauką śpiewu. Jak twierdzi praca z głosem, ustawianie głosu to jego pasja. Wyrobił sobie markę, pracując m.in. z członkami zespołów Dezerter, De Su, Maanam, Tilt czy wokalistkami Goyą, Korą, Kayah, Kasią Kowalską, Haliną Frąckowiak, Kają Paschalską. Przygotowuje także przyszłych aktorów do egzaminów do szkół teatralnych, jak i zawodowych aktorów do śpiewanych ról. Dziś, gdy już wycofał się trochę z działalności firmy i większość obowiązków przekazał synowi Janowi, nadal uczy. Jest dość rozchwytywanym i zajętym nauczycielem. Na rozmowę z nami umówił się w przerwie między lekcjami. Na początek nie omieszkałem zapytać o stosunek do metody „Speeach Level Singing”…
– Ta metoda nie uczy technik oddychania przeponą, ale znam ją i nawet byłem na lekcjach. Uważam, że w nauce trzeba korzystać z wielu wzorów, poznawać inne techniki.
Oto odpowiedź godna profesjonalisty.
Nie tylko nauką..
Tadeusz Konador oprócz uczenia muzyki, sam czynnie ją uprawia. W latach 70 współpracował z "Grupą w Składzie", która grała muzykę improwizowaną. Ale jego prawdziwą miłością jest muzyka łemkowska, ukraińska. Nauczył się łemkowskiego i od lat jest stałym bywalcem łemkowskich "watr", czyli zjazdów Łemków, rozsianych dziś po całej Polsce i świecie. Kilkanaście lat temu współzakładał słynną "Werchowynę". A gdy założył wydawnictwo, został jej wydawcą.
Folk u Konadora
"Galeria Folkowa" powstała w 1996 r i początkowo działała w mieszkaniu Konadorów. Do obecnej lokalizacji, na Nowogrodzkiej 46/5 przeniosła się w 2002 r (w kwietniu 2011 znów zmieni lokalizację, szczegóły wkrótce - red.). Od tamtego czasu przewinęły się przez nią setki czynnych i biernych miłośników folku i folkloru. Tematem wiodącym działalności wydawnictwa stały się mniejszości. Zjeżdżali kraj wzdłuż i wszerz wyszukując narodowe enklawy, by nagrać, wydać, zachować ich muzykę od zapomnienia. Podczas takich wypraw trafili m.in. na dwie wioski staroobrzędowców na Mazurach.
- "To bardzo nieufne społeczności. Trudno ich było przekonać do nagrań. Jeździłem tam wielokrotnie, rozmawiałem, przekonywałem ich do siebie, namawiałem, nawiązywałem nieformalne kontakty, w końcu się udało“ - wspomina Tadeusz Konador. Innym sukcesem wydawnictwa było nagranie pierwszego polskiego zespołu folkowego "Syrbacy". Jego lider, Antoni Kania, autor m.in. popularnej wśród polskich folkmenów "Lipki", już chorował. Bardzo długo trwały zabiegi o zgodę na nagrania. Nikomu się to wcześniej nie udało. Ostatecznie Kania kupił sprzęt i sam wszystko nagrywał, a później wydał materiał u Konadorów.
- "Ta nasza cała działalność wynika z wielkiej pasji do muzyki. Do zachowywania dla przyszłych pokoleń tego co niszowe, niedostępne szerokiemu odbiorcy. Nie jesteśmy nastawieni na biznes. Cieszymy się, gdy wydawnictwo wyjdzie na zero, częściej dokładamy do interesu, ale jak my takich rzeczy nie wydamy to kto to zrobi? Robimy to, co lubimy i to jest nasza motywacja" - tłumaczył nasz gospodarz. Wśród nagranych zespołów znalazły się m.in. takie perełki jak Kyczera, Riabina, Transkapela z płytą "Sounds & Shadows", która zdobyła nagrodę "Folkowy Fonogram Roku 2005", czy Stilo, którego "Lisboa Avenue" była nominowana do grona dziesięciu najlepszych płyt w kategorii "European Album" w plebiscycie "2009 Just Plain Folks Music Awards". Ostatnio wydanym tytułem jest album Orkiestry św. Mikołaja pt. "Drugi koncert“. W sumie wydali już ok. 20 płyt.
World music
Gdy zapytałem o jego stosunek do modnego dzisiaj nurtu world music i jak na jego tle ma się dziś folklor i folk narodowy, usłyszałem:
- "World music dziś wygrywa, bo jest inna, ale jakakolwiek unifikacja w muzyce ludowej grozi jej śmiercią. Muzyka folkowa to pokazanie siebie, swoich odrębności. Zmiany kulturowe są nieuniknione, bo życie się zmienia czas płynie, i mnie to cieszy, ale nie można zatracić w tym przejmowaniu nowinek ważnych wartości dla danej społeczności. Żydzi na przykład z każdej kultury, w której się znaleźli coś brali dla siebie, a to muzykę, a to instrumenty, a mimo to nie zatracili swojego korzenia". I dalej o polskiej scenie folkowej:
- "Może mi się nie podobać disco polo, ale nie zmienia to faktu, że z mojego punktu widzenia, badacza, to ważny element kultury jakoś nas opisujący. Można zarzucać Golec uOrkiestrze czy Brathankom, że są popkulturowi, ale dzięki takim zespołom wiele osób odkryło później bogactwo folku, zainteresowało się nim. Muzyka to nie muzeum. Jest żywa, zmienia się. Można brać współczesne instrumenty, wykorzystywać komputery do przetwarzania muzyki, ważne by zachować jej ducha, źródło. Sama zmiana jest naturalna, ważne by to była ewolucja a nie rewolucja“. Nic dodać nic ująć. Za drzwiami czeka już uczennica, przenosimy się więc z Wojtkiem do sąsiedniego pomieszczenia, by kontynuować rozmowę już z Jankiem.
Jan Konador
Na początku tylko pomagał. Jeździł na festiwale, chłonął atmosferę, poznawał fajnych ludzi. Jako elektronik, informatyk zajął się promocją oferty w internecie. Wciągało go to coraz bardziej. W pewnym momencie trafili na festiwal "Mikołajki Folkowe". Mieli już w ofercie Kyczerę, Werchowynę. Ludzie zaczęli pytać o możliwość wydania ich muzyki i tak się to powoli rozkręcało. Dziś przejął od ojca większość obowiązków związanych z prowadzeniem sklepu.
- "Trudno jest zarobić na płytach korzennych, bo krąg ich odbiorców jest bardzo wąski" - tłumaczy Janek.
- "Na szczęście zdarzają się też tytuły dochodowe" - dodaje. Takim dobrym wydawnictwem, było odgrzebane ze starych płyt winylowych, wydane na licencji Polskiego Radia… słuchowisko "Lato Muminków". Dobrym posunięciem było też odkupienie od Pomatonu praw do "Muzyki Gór" Orkiestry pod wezwaniem św. Mikołaja. Ale zwykle nakłady płyt nie są duże. Dla przykładu Kyczera, która osiągnęła liczbę ok. 5000 sprzedanych CD (na przestrzeni 10 lat!), to jeden z lepszych wyników. Ale jak opowiadał Jan, potwierdzając słowa ojca, wydanie to już najprzyjemniejszy z etapów. Poprzedza go żmudna praca przygotowawcza. O tym, czy wydadzą dany tytuł decyduje ich przekonanie, że warto, że jest to jakaś perełka, coś czego nie będą się wstydzić. Taka polityka sprawiła, że wyrobili sobie markę.
Nie ułatwia im życia polska rzeczywistość prawno-podatkowa. Na całym świecie muzykę ludową, niszową się wspiera. Niektóre rządy płacą swoim muzykom folkowym stypendia, obniżają podatki małym wydawcom. Oczywiście u nas jest odwrotnie, ale jakoś sobie trzeba radzić.
- "Gdyby nie to, że mamy do tego zapał, że robimy to co lubimy, to pewnie podzielilibyśmy los wydawnictwa Folk Time Sławka Króla, któremu w pewnym momencie polska rzeczywistość odebrała ochotę do dalszej działalności" - usłyszałem w odpowiedzi na moje pytanie o motywacje.
Nie samym wydawnictwem i sklepem
"Folk u Konadora“ włącza się też w różne akcje i promocje sceny folkowej. Ich sztandarowym projektem, rozwijanym od lat we współpracy z Polskim Radiem, jest plebiscyt "Wirtualne Gęśle", w którym internauci wybierają najlepszą ich zdaniem płytę folkową mijającego roku. Po raz pierwszy Wirtualne Gęśle odbyły się w 2004 r, w głosowaniu wzięło udział kilkaset osob. Z roku na rok głosujących przybywało, w ostatniej edycji oddano już prawie 4000 głosów. W tym roku trwa już ósma edycja.
- "Nie byłoby to możliwe bez wielu osób, głównie Piotra Marciniszyna, który spowodował, że Wirtualne Gęśle z fazy mglistych pomysłów przerodziły się w realny plebiscyt oraz Piotrka Piegata i Darka Anaszko, którzy w pewnym momencie zaangażowali się w ten projekt“ - na zakończenie naszego spotkania mówił Janek.
Rozmowę moglibyśmy tak ciągnąć w nieskończoność, bo tematów było mnóstwo, ale nasi rozmówcy musieli wrócić do pracy a nas czekał jeszcze powrót na Śląsk. "Galeria Folkowa" Konadorów to miejsce trochę dziwne, jakby nie z tego świata. Wokół szaleje XXI w, z wszechobecną elektroniką i internetem a tu świat jakby stanął w miejscu. Wszędzie wielkie salony sprzedaży, a tu skromna powierzchnia dwóch pokoi, gdzie ściany obwieszone są płytami. To taka enklawa, gdzie nie dotarła komercja, wszechobecny konsumpcjonizm a czas jakby zwolnił. Gdzie gospodarze chętnie utną sobie pogawędkę, opowiedzą o muzyce a nawet poczęstują herbatą. A płyt takich jak tam to nawet w Amazonie nie mają.
W następnych odcinkach będzie o pewnym klimatycznym miejscu w Pradze, a później zaproszę was też do pewnego pubu w Dublinie i do producentów polskiego… whistle (sic!). Jeśli wy znacie takie miejsca, ludzi do których warto zajrzeć, warto ich polecać - napiszcie o tym.
oczywiście "Folk Time", a nie "Folk Times"
- poprawione
Darkowi Anaszko z etno.serpent za czujność dziękuję :)