Michał Rudaś do tej pory kojarzony był szerzej jako wykonawca pop i etnopop, uczestnik muzycznych programów rozrywkowych oraz jeden z frontmanów Lelka. Fani folku poznali jego zainteresowania muzyką indyjską dzięki debiutanckiej, solowej płycie "Shuruvath" (2009) oraz nagranego cztery lata później albumu "Changing" - był to jednak krążek bliższy brzmieniom etno-popowym i bollywoodzkim.
Głębiej w tradycję
Tym razem, na swojej najnowszej płycie "Mystic India" (premiera miała miejsce 22.11.2017), Michał sięgnął dużo głębiej do tradycyjnych brzmień indyjskich niż kiedykolwiek przedtem. Artysta nagrał tę płytę wspólnie ze znanym sitarzystą i dilrubistą, Tomaszem "Ragaboyem" Osieckim oraz tablistą Adamem Słupczyńskim (czyli zespołem Healing Incantation). Gościnnie na albumie udzieliła się wokalnie także Kayah, saksofonowo Henryk Misiewicz oraz Jan Stokłosa, na wiolonczeli.
Słowem: podczas pracy nad krążkiem spotkali się pasjonaci muzyki indyjskiej z gośćmi popowo-jazzowymi i nagrali "tylko" 8 utworów, ale to ponad 50 minut muzyki! Jeden utwór -"Within You, Without You" pochodzi z repertuaru The Beatles, co również w pewnien sposób nawiązuje do indyjskich podróży. Michał wszak podróżował do Indii, aby lepiej poznać tamtejszą muzykę i techniki wokalne. Na miejscu uczył się śpiewu u mistrza ragi indyjskiej Anupa Mishry, profesora Sankrit Univerity w Varanasia, jednego z najwybitniejszych współczesnych indyjskich wokalistów.
"Mystic India" (wydana przez Atma Music, nagrana w studio Diamentowy Pies) to siłą rzeczy tradycyjne brzmienie subkontynentu indyjskiego, ale także własna wizja muzyki indyjskiej Michała Rudasia & Healing Incantation, oparta na wiedzy i wieloletniej pasji. Dzięki temu np. "Raga Yaman" jest przepięknym połączeniem hinduskiego brzmienia z polskim duchem - w tej radze słychać wspaniale połączone wątki indyjskie i polskie.
Okładka dobrze oddaje klimat brzmienia - energetyczna, czerwono-złota mandala idealnie wplata się w muzykę i kojarzy ze światem szeroko pojętego Wschodu. Muzykę znajdującą się na albumie skomponowali i zaaranżowali w dużej mierze członkowie zespołu, z wyjątkiem 3 utworów (w tym wspomnianego coveru The Beatles). Płyta ma charakter medytacyjny i mam wrażenie, że jest taką, jaką naprawdę od lat Michał chciał nagrać - bez popowych naleciałości, gdzie "indyjskość" jest podstawą a nie ozdobnym elementem - ale to tylko moja subiektywna opinia. Ta wizja muzyki hinduskiej jest bardzo zbliżona do oryginalnej, natomiast szczypty "europejskości" dodaje tutaj niewątpliwie saksofon i wiolonczela. I sam Michał.
Z naszego pola
WoWakin to nowa i bardzo celna nazwa formacji Wachowiak/Woźniak/Kinawszewska. Płyta to zróżnicowany zapis pasji do polskiej muzyki tradycyjnej. Muzycy zespołu, podobnie jak Michał Rudaś, zafascynowani tradycyjnym brzmieniem jeździli w teren i uczyli się od mistrzów - wiejskich muzykantów z radomskiego i kieleckiego. Swoje umiejętności zaprezentowali na płycie "Kraj za Miastem". Krążek zawiera przede wszystkim transową muzykę taneczną. Jak pisze akordeonista grupy: "To jest muzyka prosto z duszy, czysta energia, której nie da się w żaden sposób okiełznać i zapisać na kartce papieru." I to słychać!
Muzyka jako żywo przypomina brzmienia dawnych, wiejskich muzykantów i śpiewaków ale słychać w niej też młodzieńczą fascynację tym światem członków tria WoWaKin, jednocześnie przaśność niektórych tekstów - z przymrużeniem oka - można nawet określić, jako będące na swój sposób... liryką pra-discopolową.
Żeby nie być gołosłownym: "Aj pojadę koleją a pojadę maszyną/ a pojadę pojadę a za ładną dziewczyną" (Mazurek "Zemsta Bogusza" od Piotra Gacy), "Oj kochajże mnie kochaj/A jak żeś mnie rozpocun/A nie daj opłakiwać moim modrym ocom" (Mazurek "Oj kogo ja kochałam" od Tadeusza Jedynaka) lub "A chodź ze mną kochanko/do stodoły na sianko/nie zamykaj za sobą/bo ja idę za tobą" (Mazurek "Bunk" również od Tadeusza Jedynaka). To jest bardzo cenne - ta muzyka to nie tylko ciężkie (w sensie: "trudne") dźwięki związane z obrzędowością ale przede wszystkim taneczne brzmienie dawnej wsi. To jest to, co poprzedziło techno czy EBM - trans związany z tańcem i muzyką rozrywkową dla "ludu pracującego". Kiedyś ta nuta traktowana była nawet pogardliwie przez znawców kultury wysokiej, a to przecież perła kultury tradycyjnej i jej ostoja. Na płycie znalazły się też takie smaczki jak "Ślołfoks" - fokstrot z elementami brzmienia przedmieść i małych miasteczek:
a także, zagrany wspólnie ze znakomitą pieśniarką ludową, Marią Siwiec, mazurek "Oj, kogo ja kochałam", cytowany wcześniej. I co ważne - ta płyta nie jest odtwórcza! To nie jest kolejny "klon Metalliki". WoWaKin wprowadził, oprócz wspomnianego młodzieńczego pierwiastka, również parę własnych elementów - w tym jazzowe brzmienie trąbki, miejskie brzmienie banjo i wokali Pauliny. Zwraca też uwagę wysoki głos multiinstrumentalisty Bartka Woźniaka, bardzo zbliżony manierą i barwą do wokalistów z Bałkanów oraz naszych rodzimych górali z Zakopanego.
Oba albumy łączy głęboko przemyślana i płynąca z serca fascynacja muzyką tradycyjną. Oba ukazały się także dzięki, coraz bardziej popularnym wśród muzyków chcących wydać własne płyty, akcjom crowdfundingowym.