Festiwal kusił jubileuszowymi propozycjami już pierwszego dnia. Pierwsza część wieczoru poświęcona była muzyce tradycyjnej z Kurpiów. Gospodynią koncertu była Weronika Grozdew-Kołacińska, która w formie luźnej rozmowy prezentowała kolejnych wykonawców: Zofię Warych, śpiewaczki z Bandyś, Mariannę Bączek, śpiewaków z Zawad, Adama Struga oraz Jana Kanię z kapelą.
Dzięki takiej formie konferansjerki koncert nabrał bardziej swobodnego, a dla laików bardziej przystępnego charakteru. Każdy z zespołów i wykonawców miał odmienny repertuar i własną manierę wykonawczą. Prowadząca koncert każdemu poświęciła chwilę uwagi. Całość ciekawie dopełniały multimedia - na slajdach puszczanych w tle można było obejrzeć archiwalne zdjęcia dawnych, wiejskich muzykantów i śpiewaków. Trzeba przyznać, że artyści z Kurpiów - niemłodzi już - byli w niesamowitej formie wokalnej, że tylko pozazdrościć! Ostatnie utwory, oberki grane przez kapelę Jana Kani, zakończyły się tańcami, w które oprócz wszystkich występujących spontanicznie ruszyli również pracownicy radia.
Druga część wieczoru to podsumowania piętnastu lat "Nowej Tradycji" i wspomnienia, wspomnienia... Maria Baliszewska, wieloletni kierownik Radiowego Centrum Kultury Ludowej i pomysłodawczyni Festiwalu, obliczyła, że w ciągu tych 15 lat nagrodzono aż 60 wykonawców! Część z nich pojawiła się chwilę później na scenie: Kwadrofonik, Swoją Drogą, Agata Siemaszko z Kubą Wilkiem i przyjaciółmi oraz legenda polskiego folku, reaktywowani w 2010 roku Muzykanci.
Każdy z występujących zagrał krótki set składający się z kilku utworów. Jako że znałam dokonania Kwadrofonika i Swoją Drogą, a w zeszłym roku nie byłam na festiwalu, moją uwagę przyciągnęła Agata Siemaszko, bardzo młoda wokalistka, dysponująca ciekawym i niesamowicie mocnym głosem. W czwartkowy wieczór wystąpiła nie tylko z gitarzystą Kubą Wilkiem, ale również z akordeonistą i kontrabasistą. Usłyszeliśmy tradycyjne pieśni oraz dwa autorskie utwory zeszłorocznych zdobywców Grand Prix.
Na deser zostawiono najbardziej wyczekiwanych - zespół Muzykanci, z premierowym repertuarem, z przygotowywanej właśnie płyty. To była najbardziej energetyczna kapela wieczoru. Publiczność nie protestowała, szybko dała się uwieść i zachęcić do klaskania, ba, nawet do śpiewania, wtórując do "Kołysała ryba wodę". Największy aplauz oczywiście wzbudziły zaśpiewane na koniec, kultowe "Kare konie". Trudno uwierzyć, że zespół, który w 1999 r. szturmem zdobył Grand Prix drugiej edycji "Nowej Tradycji", wtedy debiutował na profesjonalnej scenie.
O tym, między utworami, opowiadała ekspresyjna wokalistka i skrzypaczka grupy, Joanna Słowińska. Po występie oklaskom nie było końca.
Dodajmy, że w plebiscycie PR na najlepszą folkową płytę spośród wszystkich finalistów "Konkursu na Folkowy Fonogram Roku" internauci wybrali właśnie pierwszy album Muzykantów, wydany w 1999 r. Z kronikarskiego obowiązku dodam również, że jak się potem okazało, czwartek był dniem, który cieszył się największą frekwencją, obok jak zwykle tłumnie odwiedzanego niedzielnego koncertu laureatów.
Dzień drugi
Piątkowe przesłuchania to mini prezentacje kilku ciekawych, nowych projektów, m.in. Barbary Wilińskiej, Katarzyny Brzozowskiej i zespołów: Same Suki, Sutari, Tsigunz Fanfara Avantura. Trzeba było się trochę nagłowić nad wyborem swojego faworyta. Jak zwykle, rozpiętość stylowa zagranej muzyki była bardzo duża, ale po drugim dniu konkursu dało się zauważyć tegoroczną modę festiwalową - tendencję do łączenia folku z jazzem.
Przesłuchania kończyły się ok. 18:30 i pozostawało około 1,5 h do koncertu gwiazd. Pierwszy raz w historii festiwalu przedzielono oba te występy tak długą przerwą czasową. To nie był dobry pomysł - za mało czasu, aby wrócić np. do domu, ale i za dużo, żeby spędzić go w kafejce.
Gdy skończył się ten przymusowy odpoczynek, na scenie zainstalowali się kolejni, dawni laureaci NT - Się Gra i Jarosław Adamów (Grand Prix 1998, nagroda FFR 2000, 2011). Zagrali krótki set z programem oscylującym pomiędzy muzyką bałkańskich knajp a muzyką filmową. Na chwilę zmienił się klimat, gdy Jarosław Adamów zagrał pieśń dziadowską na lirze, znaną z jego projektów solowych. Trochę w tym występie brakowało radości, którą pamiętam z debiutanckiej, "zajechanej" przeze mnie kasety zespołu.
Tego dnia podsumowano też plebiscyty, wręczając nagrody za Folkowy Fonogram Roku (Čači Vorba - "Tajno Biav - Secret Marriage") i Fonogram Źródeł (Wydawnictwo In Crudo - "Jest drabina do nieba. Część druga ") oraz nagrodę internautów za najlepszą folkową płytę 2011 roku - Wirtualne Gęśle. (R.U.T.A. - "Gore. Pieśni buntu i niedoli XVI-XX w."). Uściski dłoni, flesze i dalej.
Koniec wieczoru bezdyskusyjnie należał do zwycięzców Folkowego Fonogramu Roku - zespołu Čači Vorba. Po odebraniu na scenie nagrody szybko rozpoczęli koncert - mistrzowski. Dał się zauważyć postęp od stycznia, gdy ostatnio widziałam grupę. Utwory inspirowane melodiami cygańskimi z różnych stron Bałkanów płynęły bardzo swobodnie, a pod koniec pojawiły się dodatkowo improwizacje i wirtuozerskie popisy. Schodzili ze sceny nagradzani gromkimi brawami, które wywołały jeszcze dwa bisy. Usłyszeliśmy m.in. słynną "Ulicę Ormiańską", której refren można by zadedykować solistce, skrzypaczce i współzałożycielce zespołu - Marii Natanson.
A trzeciego dnia...
Sobota (19 maja) była kolejnym dniem przesłuchań, ale tu już bez żadnych rewelacji. Nawet pojawiło się lekkie przerażenie, bo gdyby nie ostatnia kapela Poszukiwacze Zaginionego Rulonu, która okazała się być przysłowiową "iskierką nadziei", folku trzeba by w tej części konkursu długo szukać. Uściślając - czaił się po kątach, a nawet jak już się pojawił całkiem wyraźnie, został zagłuszony przez jazz. Występ Poszukiwaczy to najbardziej żywiołowy popis spośród sobotnich konkursowiczów. Widać było, jak muzycy cieszą się wspólną grą na scenie. Żeby jednak sprawiedliwości stało się zadość, zauważyć należy, że w składzie kapeli są już doświadczeni artyści, którzy z niejednego tradycyjnego i folkowego pieca chleb jedli, jak np. Marcin Drabik (Shannon, Sporysz Polska), Olena Yeremenko (Burdon) czy wreszcie Małgorzata Makowska (Dautenis, Vieśnova).
Drugą część wieczoru zajęła częściowo premiera nowego projektu Bartosza Niedźwieckiego - Mazovian Quintet. Popłynęła tradycyjna muzyka, ale zagrana na jazzową nutę. Występ krótki (z powodu kontuzji dłoni lidera), ale zapowiadał coś ciekawego i na pewno pozostawił niedosyt. Jestem bardzo ciekawa, jak ten projekt się rozwinie. Wielki ukłon dla Bartka za grę z niesprawną ręką!
Potem przenieśliśmy się na Bałkany za sprawą Mostar Sevdah Reunion. Spodziewałam się brzmiących bardzo tradycyjnie pieśni miłosnych, zwanych sevdalinkami, a tu niespodzianka - na scenie zobaczyłam ustawiony fortepian, perkusję i zaczęłam mieć mieszane uczucia, że oto szykuje się kolejna dawka jazzu... Na szczęście moje obawy szybko się rozwiały.
Nie na darmo rozpisywano się o nich, że są jednym z najbardziej cenionych i znanych zespołów na Bałkanach. Twórczość Mostar Sevdah Reunion to na pewno nie rekonstrukcja, słychać w niej tylko inspirację tradycyjnym gatunkiem, ale kompozycje są zaaranżowane nowocześnie i nie tylko na akustyczne instrumenty. Bardzo ciekawie, orientalnie brzmiał głos wokalisty. Zdolności instrumentalistów też dały o sobie znać - po dłuższym utworze, rozbudowanym jak suita rocka progresywnego, sala zaczęła pulsować, po czym na scenie pojawiła się... Agata Siemaszko. Publiczność przyjęła to z zachwytem. Laureatka Grand Prix ubiegłorocznej Nowej Tradycji zaśpiewała wspólnie z Mostarami trzy piosenki. Członkowie zespołu na końcu przekornie stwierdzili, że były to najlepsze utwory z całego koncertu. Publiczność zgotowała przybyszom z Bośni i Holandii gromkie owacje i wymusiła bisy - koniecznie z Agatą. Po tym emocjonującym koncercie czekało nas jeszcze kilka chwil równie wielkich emocji związanych z oczekiwaniem na ogłoszenie werdyktu jury, który - niespodziewanie - tym razem nie był zaskoczeniem.
No i dzień czwarty
Niedziela (20 maja) była dniem podsumowań. To wręczenie wszystkich nagród konkursowych, nagrody publiczności Burzy Braw, popisy laureatów, ale też i koncert gwiazd. Festiwal zakończyło śródziemnomorskie trio Petrakis-Lopez-Chemirani z wokalistką Marią Simoglou. Bez wątpienia artyści zaprezentowali wysokiej klasy kunszt muzyczny. W programie koncertu znalazły się głównie utwory liryczne, w tym i kołysanki, co w połączeniu z późną porą i zmęczeniem (to już 4 dzień koncertów) być może sprawiło, że duża część osób opuściła salę. W kilku kompozycjach członkowie zespołu udowodnili jednak, że grać żywiołowo, "aż się iskrzy" jak najbardziej potrafią, ale po prostu wybrali program bardziej nastrojowy. Na szczęście "De gustibus non disputandum est" - część publiczności, która została, występ chwaliła i nagrodziła koncert gromkimi brawami. Moją uwagę najbardziej przykuły oryginalne instrumenty strunowe z różnych krajów basenu Morza Śródziemnego, na których grał Efren Lopez, multiinstrumentalista, założyciel bardzo znanego w Hiszpanii zespołu L’Ham de Foc.
Jeszcze niedzielny bankiet dla gości, rozmowy, spotkania, ostatnie komentarze i piętnasta, jubileuszowa "Nowa Tradycja" przeszła do historii.
Jakby tego było mało...
Na sam koniec dwa słowa o Klubie Festiwalowym. W UrsynOFFie, który pełnił tę zaszczytną funkcję, długo w noc trwała zabawa i jam sessions, z wyjątkiem piątku, gdy nastąpiła awaria prądu i z przyczyn technicznych imprezę przeniesiono na jedną noc do zaprzyjaźnionego lokalu Bratnia Szatnia. Ale już w sobotę w UrsynOFFie poradzono sobie z nietypową sytuacją, co dało nieoczekiwane, artystyczne efekty w postaci spotkania przy świecach. Dobrze, że po latach wróciła "stara, dobra tradycja" Klubu Festiwalowego.
XV Festiwal Muzyki Folkowej "Nowa Tradycja", 17-20.05.2012, Warszawa