W tym roku główny organizator imprezy – Nadbałtyckie Centrum Kultury – postawił wyłącznie na wykonawców związanych z Polską. Na scenie Centrum Św. Jana w ciągu trzech dni (1-3 paździenika) wystąpili: Maniucha i Ksawery, Bastarda, Adam Strug, Vołosi, Lumpeks oraz Radical Polish Ansambl. Jednym z partnerów wydarzenia był Folk24.
W dobie pandemii wszystko jest inne, niż dotychczas. Wyjątkowy charakter miała również tegoroczna edycja festiwalu „Dźwięki Północy”. Tym razem zamiast w lipcu, odbył się on na początku października. Ze względu na wymogi sanitarne liczba miejsc została mocno ograniczona (szczególnie trzeciego dnia festiwalu, kiedy Gdańsk trafił do „żółtej strefy”). Mimo to, niemal wszystkie z tych dostępnych każdego dnia były wypełnione. Organizatorzy zapewnili ponadto dodatkowe bilety na transmisje on-line. Program imprezy został okrojony o towarzyszące jej zawsze i cieszące się dużą popularnością warsztaty czy potańcówki, zabrakło też gości z zagranicy.
Wszystkie niedogodności zostały jednak zrekompensowane solidną dawką muzycznych wrażeń i szerokim spektrum interpretacji muzycznych tradycji Polski i jej okolic. Zapewniło je sześciu wykonawców w ciągu trzech festiwalowych dni. Pierwszy wieczór upłynął pod znakiem nastrojowości i kameralnej atmosfery, którą uwydatniły jeszcze bardziej gotyckie wnętrza Centrum Św. Jana. Największą uwagę publiczności przykuły występy drugiego dnia, o czym świadczyły żywe reakcje słuchaczy na obu koncertach, w szczególności niekończące się brawa po występie Vołochów. Jednak w sposób najpełniejszy to dwa finałowe koncerty pokazały jak niezwykle fascynująco może wypaść spotkanie tradycji ze współczesnością.
Dzień 1 – pieśni Polesia i chasydzkie medytacje
Festiwal otworzył występ duetu Maniucha i Ksawery, czyli znanej z Tęgich Chłopów Maniuchy Bikont (śpiew) i Ksawerego Wójcińskiego (kontrabas, śpiew). Zaprezentowali oni pieśni z ukraińskiego Polesia, reaktywowane dziś coraz częściej za sprawą artystów i badaczy terenowych odwiedzających ukraińską prowincję i zgłębiających tamtejsze bogate tradycje muzyczne (należy do nich również Bikont). Publiczność usłyszała utwory wykonywane niegdyś w czasie rozmaitych świąt i okoliczności – pieśni wiosenne, żniwne, weselne, miłosne, dziadowskie, kolędy i kołysanki – w kameralnych, nieco jazzujących i improwizowanych aranżacjach.
Kameralny charakter miał również drugi koncert pierwszego dnia imprezy. Zagrało trio Bastarda, jeden z bardziej oryginalnych projektów muzycznych w Polsce, który przekracza granice gatunków i tradycji. Muzycy Bastardy na trzech dotychczasowych albumach zaprezentowali swoją interpretację twórczości późnośredniowiecznego kompozytora Piotra Wilhelmiego z Grudziądza (album Prominat eterno), dawną muzykę żałobną (Ars moriendi) i melodie Chasydów z przełomu XVIII i XIX wieku (Nigunim). Równie nietypowo co dobór repertuaru, przedstawia się instrumentarium zespołu: Michał Górczyński gra na klarnecie basowym, Paweł Szamburski na klarnecie, Tomasz Pokrzywiński na wiolonczeli. Występowi towarzyszył mistyczny i medytacyjny klimat, który doskonale współbrzmiał z surowymi wnętrzami dawnego kościoła św. Jana.
Dzień 2 – Leśmian w rytmie rebetiko i karpacki żywioł
Wykonawców, którzy zagrali drugiego dnia festiwalu, specjalnie przedstawiać nie trzeba. Pierwszy z nich, Adam Strug, to prawdziwy człowiek-instytucja: śpiewak, instrumentalista, kompozytor, etnomuzykolog, badacz kultury tradycyjnej, autor audycji radiowych. Znany jest zarówno z wyjątkowych interpretacji ludowych pieśni religijnych, jak i autorskiej muzyki pisanej do tekstów polskich poetów. Jego twórczość to połączenie zachowawczego tradycjonalizmu (a wręcz muzycznego puryzmu, któremu ciężko zaakceptować współczesne trendy wykonawcze) z poszukiwaniami własnego języka, czerpiącego inspiracje między innymi z greckiego gatunku rebetiko. Podczas gdańskiego koncertu publiczność miała okazję poznać obie te strony artystycznej osobowości Struga. Zabrzmiały głównie jego kompozycje z albumów Adieu oraz Leśny Bożek do słów Bolesława Leśmiana. Występ spięty został klamrą dwóch staropolskich żałobnych „pieśni zegarowych”, wykonywanych dawniej w czasie czuwania nad zmarłym. Strug rozpoczął i zakończył nimi swój koncert, a ich wykonanie stanowiło chyba najbardziej przejmujący moment całego festiwalu.
Po sporym ładunku melancholii, nostalgii i zadumy, ze sceny rozbrzmiały radość, żywiołowość i wirtuozeria. Te trzy słowa chyba najlepiej oddają muzykę Vołochów, którzy zamknęli drugi dzień imprezy i byli jednym z bardziej oczekiwanych artystów tegorocznej edycji Dźwięków Północy. Tradycje wykonawcze Karpat i Beskidu Śląskiego łączą się w ich muzyce z iście rockową ekspresyjnością i sporą dawką improwizacji. Entuzjazm wśród krytyków i słuchaczy w całej Europie Vołosi zbierają już od dekady, odkąd w 2010 roku zgarnęli wszystkie możliwe nagrody w konkursie Festiwalu Folkowego Polskiego Radia „Nowa Tradycja”. Podczas koncertu słuchacze mieli okazję poznać materiał z nowej płyty, jaką Vołosi nagrali z międzynarodowej sławy węgierskim skrzypkiem Felixem Lajko (Lajko Felix & Vołosi). Dodajmy, że płyta uzyskała tytuł „Folkowego Fonogramu Roku 2019” w konkursie Polskiego Radia. Wiele utworów naładowanych jest instrumentalnymi popisami i zawrotnym tempem wykonania, co jednak nie ociera się o efekciarstwo i nie przynosi uszczerbku na końcowym efekcie artystycznym. Publiczność potrafi to docenić – Vołosi jako jedyni artyści występujący na festiwalu zostali pożegnani owacją na stojąco…
Dzień 3 – free jazzowe oberki i dźwiękowy radykalizm
Czy z połączenia free jazzowej stylistyki i wiejskiej muzyki tanecznej może wyjść coś interesującego? Okazuje się, że jak najbardziej tak! Przekonała się o tym publiczność podczas koncertu otwierającego ostatni dzień Dźwięków Północy, na którym zagrała grupa Lumpeks, laureaci konkursu „Nowej Tradycji” z 2019 roku.
Jeszcze dzień wcześniej ten kwartet złożony z trzech francuskich muzyków jazzowych oraz polskiej wokalistki i barabanistki przedstawiał materiał ze swojej debiutanckiej płyty Lumpeks w Studiu Polskiego Radia im. Agnieszki Osieckiej. Brawurowe wykonania oberków, mazurków i polek z centralnej Polski okraszone transowymi improwizacjami sprawiły, że chwilami ciężko było usiedzieć na miejscu…
O inspiracjach, okolicznościach powstania, artystycznej filozofii i wykonawczym zamyśle członków grupy Radical Polish Ansambl można by pisać długo (my pisaliśmy o nich m.in. w artykule „Radical Polish Ansambl przypomni Tadeusza Sielankę” – przy. red.). Część z nich przedstawił przed koncertem w rozbudowanym wstępie jeden z założycieli grupy Maciej Filipczuk (Lautari, Tęgie Chłopy). Powołanej do życia nie tak dawno grupie przyświeca pragnienie fuzji wszystkiego, co najbardziej archaiczne i „radykalne” (łacińskie słowo „radix” oznacza „korzeń”) w polskiej muzyce ludowej z awangardą współczesnej muzyki poważnej. W skład Radical Polish Ansambl wchodzą artyści wykształceni klasycznie, ale też samoucy (sam Filipczuk był uczniem legendarnego skrzypka Kazimierza Mety z Gliny, jednego z ostatnich autentycznych wiejskich muzykantów). Efekt ich współpracy jest niezwykle oryginalny i jak dotąd na polskim rynku muzycznym niespotykany. Surowe brzmienia polskich melodii przechodzą tutaj w impresjonistyczne pasaże i rozbudowane, dojrzałe kompozycje. Wystarczy wspomnieć, że zespół gości zarówno na festiwalach muzyki folkowej i tradycyjnej, jak i imprezach poświęconych muzyce współczesnej, takich jak krakowski festiwal „Sacrum Profanum”.
Na koniec
Ideą festiwalu Dźwięki Północy od początku jego istnienia jest ukazywanie tradycji muzycznej krajów basenu Morza Bałtyckiego. Tegoroczna edycja ograniczyła się do wykonawców związanych z Polską, co jednak nie odbiło się negatywnie na atrakcyjności wydarzenia. Jak pokazało bowiem sześć festiwalowych koncertów, w samej tylko polskiej muzyce folkowej można odnaleźć mnogość muzycznych światów i artystycznych koncepcji, często zupełnie od siebie odmiennych, a mimo wszystko równie fascynujących.