Zespół z afrykańskiego Mali przybył do Polski na dwa koncerty, w ramach corocznego cyklu African Beats, w przededniu wydania swojej nowej, dziesiątej już płyty „Amadjar” (2019), której premiera zaplanowana jest na początek września. Muzycy zagrali kilka nowych kompozycji, kilka utworów ze swojej ostatniej płyty „Elwan” (2017) – nominowanej do nagrody Grammy w kategorii „Best World Music Album” – nie zabrakło też ich największych przebojów z wcześniejszych albumów.
Jako support przed gwiazdą wieczoru wystąpił Ayoub Houmanna. Ten pochodzący z Maroka, młody gitarzysta i wokalista, od ponad 5 lat mieszka w Warszawie. Swój krótki, acz bardzo żywiołowy, pełen spontanicznej radości i energii występ z udziałem trójki zaproszonych, polskich muzyków (bębniarz, basista i skrzypaczka), wypełnił oryginalną mieszanką pustynnego bluesa, berberyjskich rytmów z Afryki Północnej i gór Atlasu, zabarwioną inspiracjami flamenco i współczesną muzyką zachodu. Swoją otwartością i bezpośrednim kontaktem z publicznością (a jakże – rozmawiał w naszym ojczystym języku!!!), rozgrzał zgromadzoną na sali publikę i przygotował ją na gorące przyjęcie (również swoich) muzycznych idoli – wielkiej legendy afrykańskiego bluesa.
Tinariwén (w tuareskim języku tamaszek oznacza „Pustynię”) powstał 40 lat temu (w 1979 roku) w obozie tuareskich rebeliantów w Tamanrasset, w południowej Algierii, z inicjatywy malijskiego wokalisty i gitarzysty Ibrahima Ag Alhabiba. Mając cztery lata widział on w rodzinnym Mali egzekucję swojego ojca, tuareskiego bojownika o wolność. Po wyemigrowaniu wraz z całą rodziną do Algierii, został przywódcą separatystycznego ruchu Tuaregów, berberyjskich nomadów, zamieszkujących saharyjski obszar północnej Afryki. Zafascynowany westernami i grą na gitarze, własnoręcznie, z dostępnych materiałów (części roweru i drewna) zbudował sobie instrument. Tak rozpoczęła się jego przygoda z muzyką. Ag Alhabib zaprosił do współpracy kilku swoich przyjaciół – tuareskich rebeliantów, którzy swoje karabiny zamienili na bluesowe gitary. Wśród nich byli m.in: Hassan Ag Touhami (śpiew, gitara, taniec), a także znakomity gitarzysta Abdallah Ag Alhousseyni (gitara, śpiew), którzy grają w zespole do dziś. Początkowo muzycy grywali w tuareskich obozach w Algierii, a potem w Libii, na lokalnych przyjęciach i weselach. Nie mieli też nazwy, więc słuchacze zaczęli nazywać ich „Kel Tinariwén”, co oznacza „Ludzie Pustyni”. Ich bluesów słuchano w saharyjskich oazach: w Nigrze, Mali, Algierii, Libii i Burkina Faso. Ich pieśni wszyscy znali tam na pamięć. Po kilku latach muzycy stali się prawdziwymi, duchowymi przywódcami tuareskiego oporu wobec rządów państw saharyjskich, na terenach których zamieszkuje ludność tuareska, stając się głośnymi orędownikami utworzenia na obszarach Sahary niepodległego państwa Tuaregów - Azawad.
Dla muzyków Tinariwen najważniejsza jest tuareska kultura i ich narodowa tożsamość. Właśnie ich muzyka stała się najlepszym sposobem jej wyrażania. Zrodziła się ona ze smutku i tęsknoty, cierpienia i bólu, z tułaczki i trudów wędrówki, z pulsu i bezkresu pustyni. Przepełnia ją „assouf” (nostalgia) – uczucie, znane chyba w każdym zakątku świata. Grają muzykę nazywaną „tishoumaren” - połączenie tradycyjnej muzyki Tuaregów i zachodniego, gitarowego bluesa. Z jednej strony to tradycyjne tuareskie melodie i dźwięki pustyni, z drugiej – berberyjskie rytmy gnawa z Kabylii w północnej Algierii i Maroko. Wśród tego muzycznego konglomeratu pojawiają się elementy afrykańskiego bluesa, tradycyjnej muzyki plemiennej z Mali, marokańskiego chaabi, a nawet rytmy hinduskie. Niezwykle ważną rolę odgrywają teksty w języku tamaszek, opowiadające o codziennych problemach Tuaregów – porzucaniu wędrownego stylu życia, migracji, utracie tożsamości.
Tinariwen należy traktować bardziej jako kolektyw muzyczny, w którym na przestrzeni lat grało wielu znakomitych, tuareskich muzyków. Po przeprowadzce w 1989 roku do rodzinnego Mali, w składzie formacji zaczęli pojawiać się nowi, młodzi muzycy, którzy nie pamiętali już konfliktu militarnego, kładącego się cieniem na tuareskiej społeczności. Zespół cały czas jednak bardzo mocno wspiera walkę i propaguje kulturę tego saharyjskiego ludu, koncertując regularnie na scenach całego świata, głównie w krajach Europy i w Stanach. O zespole stało się szczególnie głośno w 2001 roku, za sprawą występów na niesamowitym Festiwalu na Pustyni w malijskim regionie Kidal, którego byli gwiazdą, a także dzięki występom na WOMAD i na festiwalu w Roskilde. Muzycy grali też wspólnie z takimi tuzami jak The Rolling Stones, Carlos Santana, czy Robert Plant, stając się największą, bluesową kapelą sceny world music.
Tuarescy muzycy występują w swoich tradycyjnych, narodowych strojach. Mężczyźni wyznający islam zasłaniają twarze (niekiedy prawie całe, z wyjątkiem oczu) fragmentami swoich turbanów (kobiety odwrotnie – chodzą z odkrytą twarzą nosząc przy sobie talizmany). Poza praktyczną ochroną przed piaskami pustyni, ma to związek z tuareskim przesądem, że zakrycie twarzy ma uchronić przed „złymi siłami”, które wchodzą przez usta. Inny powód to ukrywanie uczuć – okazywanie i mówienie o nich, to u Tuaregów oznaka słabości. Muzycy ubierają się w jednobarwne (często białe), obszerne i powłóczyste szaty – długie galabije, takie same spodnie i ażurowe, przewiewne sandały.
Liderem i frontmenem zespołu jest prawie sześćdziesięcioletni wokalista i gitarzysta prowadzący Ibrahim Ag Alhabib (autor większości repertuaru Tinariwen), który jako jedyny z muzyków nie nosi tradycyjnego turbanu i nie zasłania sobie twarzy. Jednak równie ważną rolę na scenie odgrywa drugi współzałożyciel kolektywu, wokalista, tancerz, a niekiedy też gitarzysta Hassan Ag Touhami (przydomek „Abin Abin” czyli „Lew Pustyni”). Jego tuareski taniec w muzycznym uniesieniu i sceniczna interakcja z publicznością, wprowadzały zgromadzonych w falujący, taneczny trans. I pomimo, że na warszawskim koncercie w klubie Progresja zabrakło tym razem jednego z filarów zespołu, wokalisty i gitarzysty Abdallaha Ag Alhousseyni'ego, to pozostali muzycy brawurowo wsparli swoich liderów zarówno wspólnym śpiewem jak i akompaniamentem instrumentów.
Jak zawsze, w ich muzyce na pierwszy plan wysuwały się transowe gitary, na których grali Elaga Ag Hamid (gitara rytmiczna) i dynamiczny basista Eyadou Ag Leche. Skład zespołu z wielkim wyczuciem uzupełniał bębniarz Said Ag Ayad, grający na djembe, darbuce i kalabasie – skorupie wielkiej tykwy. Zarówno płynące rytmy, jak i gitarowe wejścia Ag Alhabiba, mogły być prawdziwym objawieniem dla kogoś, kto po raz pierwszy usłyszał dźwięki tuareskich „Pustyń”, gdyż w muzyce nomadów z Tinariwen można usłyszeć rytm wędrującego wielbłąda, przestrzenne dźwięki pustyni, melodykę pieśni griotów – ludowych, afrykańskich bardów. Jednak ich elektryczne gitary brzmią już całkiem nowocześnie, blisko współczesnej muzyki zachodu, amerykańskiego bluesa i rocka.
Po czterdziestu latach wspólnego grania muzyczni, tuarescy wędrowcy nie muszą nikomu niczego udowadniać. Nie muszą też przesadnie kokietować publiczności – i tego nie robią. Grają, śpiewają i są po prostu sobą. Ale za to jak grają! Ich muzyka jest prosta, a jednocześnie niezwykle transowa, przestrzenna, uduchowiona i niesłuchanie porywająca. Korzeniami głęboko tkwiąca na Saharze, z bluesowym smutkiem, niekiedy z rockową dynamiką i zadziornością. Pomimo, że tak silnie wyrastająca z kultury, historii i tradycji swojego regionu (tak zdawałoby się hermetycznej i odległej dla zachodniego słuchacza), muzyka Tinariwen ma w sobie coś niezwykle uniwersalnego. Misternie skonstruowane i niespiesznie rozwijające się utwory, tuareskie pieśni śpiewane w języku tamaszek, wprost zahipnotyzowały warszawską publiczność. Kilkaset osób obecnych na koncercie, kołyszących się w rytm tuareskiego bluesa, dało się zaczarować mistycznym niemal dźwiękom i rytmom muzyki tishoumaren. Na ostatni utwór długo wyklaskiwanego bisu, muzyczni weterani zaprosili na scenę młodego Ayouba Houmannę, z którym wspólnie zagrali ostatniego już tego wieczoru, międzypokoleniowego, transafrykańskiego bluesa.
Chociaż byłem całkiem blisko sceny, to czułem, że przez te półtorej godziny przeniosłem się gdzieś naprawdę daleko, na inny kontynent, na gorącą pustynię, do tuareskiej, saharyjskiej oazy. Było magicznie, transowo i żywiołowo, a rozgrzana tańcem publiczność jeszcze długo po zakończeniu koncertu łapczywie chwytała wilgotny oddech upalnego, letniego wieczoru. Tymczasem, pustynna, muzyczna karawana Tuaregów podążyła dalej w swojej wędrówce po Europie i Ameryce Północnej, by jeszcze jesienią tego roku ponownie zbliżyć się do granic naszego kraju (tym razem w październiku w Berlinie).
Organizatorem koncertów w Warszawie i Krakowie była Agencja Perspektywa.
„African Beats”: Tinariwen + Ayoub Houmanna, 29.06.2019, Klub Progresja, Warszawa
Portal Folk24.pl był patronem medialnym wydarzenia