Tegoroczna, wielokulturowa majówka w stołecznym Parku Szczęśliwickim rozpoczęła się na wskroś góralsko - zespół Besquidians został zapowiedziany przez niezmordowanego Staszka Jaskułkę i parę minut po tym, jak zegar wybił 12:00 i w ten oto sposób wystartowała część koncertowa imprezy! Na pobliskich ławeczkach gromadziło się coraz więcej osób, a tymczasem na scenie zapanował jazzujący etno-rock, połączony z beskidzkim sznytem i szczyptą muzycznego humoru. "Kogutek zbił się, to zagramy na kocie" wyjaśnił jeden z muzyków, po czym gliniany gwizdek zabrzmiał jak klasyczny gliniany kogucik z jednego z pobliskich straganów. Nie zabrakło też klimatów dudziarskich - daaawno nie widziani w stolicy Besquidians przybyli co prawda bez Marcina Pokusy w składzie, ale za to z filigranową i obdarzoną pięknym głosem wokalistką Martą Matuszną. Klimaty Beskidu Żywieckiego w nowoczesnym ujęciu powoli ale skutecznie przyciągały pod scenę przypadkowych spacerowiczów i tych, którzy specjalnie przybyli na koncerty - choć nie była to typowo plenerowa nuta. Nic dziwnego więc, że przy "Kroćpoku" spora część publiczności rytmicznie podrygiwała, czy to na ławeczkach czy przed estradą.
Gdy Górale opuścili scenę, tamże zainstalowała się stołeczna Trupa Teatralna Warszawiaki i po krótkiej próbie zaczęli swój gig Jesteśmy z tamtej strony Wisły, z naprzeciwka..., radując tym nieśmiertelnym hitem folkloru miejskiego nie tylko seniorów. Dobrym pomysłem okazało się wcześniejsze rozdanie śpiewników - część publiki podchwyciła temat wspólnego śpiewania refrenów. A jako, że ekipa Kuby Kozaka nie tylko w nazwie ma tyjater, to w czasie ich seta wśród publiczności krążył klasyczny andrus vel bumelant z tubą i zapodawanymi pod zastane sytuacje mowami. Prym na scenie wiodła wokalistka, określona przez jednego ze starszych widzów warsiaską Debbie Harry. Warszawiaki rozkręcili publiczność zadziorno-wesołym repertuarem nie tylko "grzesiukowym", i choć tanga sziemrane przeważały, to na koniec nie zabrakło powojennego szlagieru Agnieszki Osieckiej napisanego dla Jaremy Stęposzczaka (o chłopcach z Mokrej, księżycu-frajerze i Kaśce).
Kolejny zespół przyniósł sporą zmianę klimatu - tym razem Grupa Artystyczna z Iwano-Frankiwska przedstawiła miks gitarowego neofolku, quasi-baletu i krótkiego przedstawienia rodem z teatrów ulicznych. Muzyka (śpiew + gitara) były tu tłem do zawiłej fabuły, na którą złożył się m.in. taniec z toporkiem, musztra wojskowa, zaślubiny i scenki rodzajowe z życia miasta, z także ciekawie wykonana a capella "Werbowaja doszczeczka". Kilka godzin później ta sama ekipa rozkręciła spontaniczny, podsceniczny performance - o czym później...
Tymczasem muzyka z Ukrainy przeniosła się do słonecznej Grecji. Grupa Mythos przywiozła ze sobą szczyptę bałkańskiego turbofolku, opartego w dużej mierze o rytmy sirtaki. Lider grupy, obdarzony świetnym, głębokim głosem i znakomicie grający na bouzuki, szybko złapał kontakt z publicznością. Po drugim kawałku zszedł ze sceny na dół i rozkręcił warsztaty taneczne. W pewnym momencie wskazał na jedną z dziarskich staruszek, powiedział do niej: Pani poprowadzi dalej ten korowód i wrócił na scenę. Tańce trwały także na deskach, dwie tancerki niezmordowanie prezentowały popularny taniec sirtaki a kończyły Zorbą. Wytrawne ucho wyłapało, że ten set brzmieniowo i klimatem bardzo przypominał rumuńskie manele de petrecere (klawisz, gitara basowa, instrument ludowy, śpiew stylizowany na ludowy) a smaczku dodawał fakt, że jedna z tancerek była uderzająco podobna do Denisy!
Tradycją szczęśliwickich majówek są krótkie prezentacje artystycznych grup działających przy Ośrodku Kultury Ochoty i jego filiach. Tym razem tę część reprezentowały krótkie sety taneczne - tańca irlandzkiego (studio tańca Dunmore pod kierunkiem Anny Skupień w szybkim pokazie stepu):
i izraelskiego (grupa Snunit prowadzona przez Monikę Leszczyńską - w jednym tańcu tradycyjnym i neoludowej dabce):
a obie prezentacje odbyły się przed i po wspaniałym koncercie Hamdam Trio.
Dariush Rasouli, lider Hamdam Trio, wprowadził publiczność w świat irańskiej muzyki tradycyjnej. Trans, medytacja, klimaty sufickie, mistrzowskie, wolne i pełne wydobywanie dźwięku z fletu, gitary i bębna - a wszystko okraszone taneczną choreografią w wykonaniu tancerki Apsary. Ten powiew autentycznego orientu zbiegł się z przybyciem z południa (jak to jeden z widzów zauważył: o, idzie chmura od Radomia, nawiązując do nazwy jednego z projektów mazowieckiej muzyki tradycyjnej) pory deszczowej. Całość pięknie okraszona została orientalnym tańcem w tradycyjnych, perskich strojach.
Nie było jednak nawałnicy ani burzy - po prostu wiosenny, rzęsisty deszcz orzeźwił powietrze. Część osób uciekła - pozostali wyjęli płaszcze lub parasole i powitali kolejny zespół tego dnia - Kapelę Timingeriu. Jeden z muzyków rozdał ze sceny kilka parasoli i koncert się rozpoczął. Jak to powiedział Staszek, zapowiadając - tytuł ich płyty Gadzie i Goje powie wszystko o muzyce, którą za chwilę, łostomili, usłysycie. I tak było - zabrzmiała żywiołowa fuzja nuty cygańskiej (przede wszystkim rodem z Węgier, także od Parno Graszt) i klezmerskiej. Mimo deszczu pod sceną rozkwitły kolorowe parasole, a wśród tańczących niezły performance uskuteczniła, całkowicie spontanicznie, Grupa Artystyczna z Iwano-Frankowska. Finalnie dołączyli z parasolkowym tańcem do muzyków, którzy na koniec seta wyszli do publiczności na bisy pod scenę, jak na porządną kapelę bałkańską przystało.
Na koniec części koncertowej wystąpiła formacja Sokół Orkestar, z repertuarem "od Bregovićia do Bijelo Dugme" czyli z dęciakami i gitarami. Miła dla ucha i dobra do energetycznego tańca fuzja turbofolku i rocka była dobrym podsumowaniem muzycznym tegorocznej majówki. Tym razem nie było typowych "Zespołów Pieśni i Tańca" - organizatorzy bardzo słusznie postawili na żywy folk i to się świetnie sprawdziło.
Zobaczcie koniecznie fotogalerię z majówki!
A sama impreza żyła nie tylko muzyką - nie zabrakło bogactwa smaków kuchni, serwowanej przez Gruzinów, Turków i Tatarów, było wiele straganów ze sztuką ludową i neoludową. My skusiliśmy się na późny obiad u przesympatycznych i świetnie gotujących Gruzinów. Zwiedziliśmy też słowiańską wioskę z prezentacjami dawnych rzemiosł, w tym tradycyjnego młynarstwa ( które od wieków "daj, ać ja pobruszę a ty poczywaj"), piekarstwa i lutnictwa. Chętni mogli też uczestniczyć w otwartych, bębniarskich warsztatach prowadzonych przez Piotra Stefańskiego ze Studium Instrumentów Etnicznych, które trwały cały dzień.
„Majówka tradycyjnie na ludowo, wielokulturowo”, 12.05.2019, Warszawa
Portal Folk24.pl był patronem medialnym wydarzenia