W ramach konkursu "Folkowa płyta roku - Wirtualne Gęśle" internauci ocenić mogą nie tylko to, co stanowi istotę folkowych wydawnictw danego roku, czyli ich walory muzyczne. Ocenie podlega także to, z czym potencjalny słuchacz zetknie się, nim będzie mu dane delektować się dźwiękami zapisanymi na srebrnym krążku, czyli szata graficzna płyty.
Nie tylko ta pierwsza.
Wreszcie jest. Efekt kilkuletniej harówki, walki z instrumentami i swoimi słabościami, kompromisów, nieprzespanych nocy, debat i kłótni, tworzenia, destrukcji i ponownego tworzenia – długie godziny zarejestrowanego materiału, kilometry ścieżek audio – pot, krew i łzy w formacie "wav".
Firmy fonograficzne i sponsorzy na dźwięk słowa „folk” obdarzyli Was szczerym uśmiechem od ucha do ucha, padło kilka słów o pomyłce i marnowaniu czasu (może jednak trzeba było zostać sesyjnym u Krawczyka). Zapożyczyliście się więc u całej rodziny, znajomych i kogo tylko było można, kredyty spłacać będziecie przez następne parę lat, ale w końcu jest; kilka utworów, kilkadziesiąt minut muzyki. Kolejny dowód na to, że są jeszcze ludzie, którym popowa papka serwowana w massmediach nie zżarła mózgów doszczętnie.
Rozterki folkowca - sportowy samochód czy willa z basenem.
Jak powszechnie wiadomo (tak przynajmniej twierdzą przedstawiciele firm fonograficznych) płyty w Polsce sprzedawałyby się świetnie, gdyby nie wszechobecne piractwo (mam nieco inne zdanie na ten temat, ale o tym innym razem). Czy jest to prawdą czy nie, póki nie zagrasz z Alison Krauss jesteś szczęściarzem, gdy zwrócą Ci się koszty poniesione na nagranie płyty. Aby oszczędzić sobie dylematów jak wyjść na zero (mycie i woskowanie sportowych aut, czy sprzątanie willi i czyszczenie basenów gwiazd popu) starasz się by koszty wydania płyty były jak najmniejsze.
Wirtualne oszczędności?
Z pomocą przychodzi źródło wszelkiej dobroci i zła wcielonego zarazem, czyli Internet. Wśród twórców wybierających tę formę dystrybucji znaleźć można dziś tych, którzy „śpią na forsie” i tych, którzy na owej forsie przespać by się chcieli. Płyta wydana w postaci plików do pobrania jest tańsza zarówno dla twórcy (brak kosztów tłoczenia, projektu i druku okładek, mniejsze koszty dystrybucji) jak i odbiorcy (może pobrać tylko te utwory, które go interesują lub, jeśli taka była wola twórcy, ściągnąć je całkiem za darmo). Czy tak będzie wyglądała przyszłość rynku muzycznego, także niszowego? Czas pokaże. Zwolenników tradycyjnych płyt jest wciąż jeszcze bardzo wielu. Ten srebrny krążek jest przecież czymś więcej niż tylko nośnikiem dźwięku – jest pewnym symbolem więzi między muzykiem i fanem, okładka i książeczka jest swoistym dopełnieniem zawartości płyty, mimo, iż często zdjęcia i informacje o płycie można zdobyć w Internecie za pomocą kilku kliknięć.
Jak cię widzą tak cię słyszą?
Jeżeli zatem decydujesz się na wydanie płyty CD, postaraj się aby jej wygląd był co najmniej tak dobry, jak jej muzyczna zawartość. Ideałem jest, gdy okładka w jakiś sposób koresponduje z treścią płyty, klimatem, lub chociaż ogólnym charakterem wykonywanej muzyki. Niech zachęca tych, którzy Twojej twórczości nie znają, a płytę wypatrzyli przypadkiem, wśród wielu innych. Niech potęguje radość z jej kupna tych, którzy sięgnęli po nią świadomie. Po wielu trudach jakie trzeba znieść, aby cieszyć się owocami żmudnej, wieloletniej pracy, warto zadać sobie jeszcze trochę wysiłku, aby niebanalne opakowanie dopełniło dzieła. Promocja poprzez logo Wirtualnych Gęśli w przypadku wydawnictw folkowych niech będzie dodatkową zachętą.