Wielokulturowe Warszawskie Street Party, które przebiegało pod hasłem "Wszyscy jesteśmy warszawiakami" miało na celu zaprezentowanie różnorodności kulturowej mieszkańców stolicy, którzy przybyli tu z wielu, jak się okazuje, krajów świata. I choć deszcz nieco pokrzyżował plany orgnizatorów, opóźniając rozpoczęcie imprezy (w tym korowodu tancerzy), to ostatecznie większość z zaplanowanych atrakcji udało się warszawiakom pokazać, a było tego sporo.
Główna scena imprezy stanęła tuż przy placu Zamkowym (z Kolumną Zygmunta w tle), kramy rozstawiły się wzdłuż ul. Krakowskie Przedmieście (troszkę podobnie jak na Węgierskiej Kawalkadzie w 2011), pod pomnikiem Mickiewicza, na ciężarówce rozstawili się DJe (w tym znany muzyk i dziennikarz muzyczny Mamadou Diouf).
Przez scenę główną przewinęły się tańce hula, orientalne bellydance, tańce afrykańskie, salsa, rumba kubańska... Nieco później zagrał (króciutko i treściwie) Warsaw Gamelan Group (o ich występie pisaliśmy też w relacji z festiwalu Azji w Warszawie), psychodeliczno-etno jazzowy projekt Ursus - Gamid Group a także włoski wykonawca pop-folk-rockowy Matteo Mazzucca. Ten ostatni trochę mnie rozczarował. Zamiast spodziewanej włoskiej, południowej żywiołowości, zabrzmiała bardzo typowa, wręcz wtórna poprockowa nuta.
Następnie powróciły tańce: samba, kuduro, salsa oraz timba cubana. Przesympatyczna, skośnooka prezenterka, w przerwie między wykonawcami, piękną polszczyzną zachęcała publiczność do tańca, zabawy, uczestnictwa w konkursach oraz pozdrawiała mieszkańców ul. Krakowskie Przedmieście, którzy oglądali imprezę ze swych okien. Równolegle DJe rozkręcali tańce, głównie afrykańskie (z pokazami tancerzy) oraz zapodawali etno-klubowe dźwięki od dub-reggae po przemiksowaną współcześnie lambadę. Wszystkich artystów łączyło jedno - to, że obecnie mieszkają w Warszawie.
Warto było na chwilę opuścić wydarzenia głównej sceny i przejść się po stoiskach. Tutaj dobro wszelakie, od tradycyjnej kuchni poprzez instrumenty muzyczne aż do kosmetyków, oferowali Gruzini, Szkoci, Rosjanie, Tybetańczycy, Indianie, Bułgarzy, Japończycy, Hindusi Ekwadorczycy i przedstawiciele krajów islamskich. Na wielu stoiskach grały też zespoły, czy to akustycznie czy z niewielkim osprzętem (mikrofony, piecyki), tworząc lokalne sceny danych krajów. Na jednym ze stoisk spotkać można było ekipę Gwidona z Gadającej Tykwy. Chłopaki zagrali m.in. ukraiński, folkowy evergreen "Jihaly Kozaky", w wersji hindusko-afrykańskiej. Nieliche multi-kulti zaserwowali też Gruzini - ci dla odmiany kulinarnie. Wśród lokalnych wyrobów trafiliśmy na słynną gruzińską oranżadę, która wg etykiety wyprodukowana została w... Warszawie na rynek czeski! To było dopiero realne multi-kulti!
Gdzieniegdzie trwały warsztaty bębniarskie i taneczne. Zgrabne tancerki na stoisku kubańskim chętnie fotografowały się z publicznością. Z kolei na stoisku festiwalu "Skrzyżowanie Kultur" trwał nieustanny konkurs, w którym można było wygrać etno-folkowe płyty. Belgowie przywieźli swoje niezłe lokalne piwa, w tym także brzoskwiniowe (które jako żywo smakiem przypominało naszego rodzimego bobofruta). Chętni mogli też spróbować sił we wschodnich sztukach walki albo posmakować nietypowych odmian herbat i yerby.
Wielokulturowe Warszawskie Street Party upłynęło w atmosferze rodzinno-piknikowej, bez waty cukrowej i pańskiej skórki ale za to z przysmakami kuchni świata oraz przystępną dla przeciętnego widza prezentacją różnych kultur, których przedstawiciele coraz liczniej przybywają do Warszawy.
Nie była to jedyna folkowo-etniczna impreza tego dnia w Warszawie. W Parku Sowińskiego trwała kolejna edycja folklorystycznego "Warsfolku" (o edycji sprzed dwóch lat pisaliśmy tu).
Wielokulturowe Warszawskie Street Party, 26.08.2012, Krakowskie Przedmieście, Warszawa