Tak, jak nie udawało się dotrzeć do Centrum Kultury „Zamek” w Poznaniu latami tak się nie udawało, ale ten rok okazał się łaskawy i już drugi raz miałem okazję być częścią zamkowej publiczności i to znów nie byle jakiego wydarzenia. Pomiędzy jubileuszową trasą koncertową, a wypadem do Argentyny, polsko-ukraińska Dagadana 18 listopada świętowała w Poznaniu swoje dziesięciolecie. Koncert o tyle wyjątkowy, że nie tylko podsumowujący dekadę działalności zespołu, ale pokazujący go (muzycznie przede wszystkim) w nieco innym świetle. Oto bowiem poza jubilatami na scenie tego wieczoru pojawili się też goście – co jest zrozumiałe – ale goście dość mocni liczebnie i okryci też już niemałą sławą i chwałą. Mowa o Poznań Jazz Philharmonic Orchestra, którzy towarzyszyli Dagadanie na scenie od pierwszego do ostatniego taktu (inni goście też się objawili, ale o tym później).
Prawdę mówiąc, poza celebracją urodzin tak zasłużonej dla polskiej sceny formacji, jaką jest niewątpliwie Dagadana, dodatkową motywacją do wyruszenia do stolicy wielkopolski tamtego pochmurnego popołudnia była obecność filharmoników i ciekawość aranżacji dagadanowych utworów na orkiestrę. Sala główna CK Zamek przywitała mnie tłumem widzów – wypełniona była po brzegi. Ponoć mogło być nawet i 850 osób - prawdziwa „wuchta wiary”, jak mawiają w poznańskiem. Na scenie, za sprawą PJPO też zbyt luźno nie było, ale wszyscy, zarówno publiczność, jak i artyści raczej na ten tłok nie narzekali. Koncert podzielono na dwa sety, po 7 utworów, a dlaczego tak mało piosenek zapytacie? Otóż aranżacje, próby, przygotowania zajmują czas, a oba zespoły do mało koncertujących nie należą, stąd udało się przygotować na razie tylko 14 utworów, a nutka niedosytu zaostrza apetyt na więcej. Skład Dagadany od lat niezmienny z Dagą Gregorowicz, Daną Vynnytską i Mikołajem Pospieszalskim, tym razem wzmocniony o Bartka Nazaruka na perkusji (piszę „tym razem”, gdyż gdy ostatnio słyszałem grupę na żywo, za bębnami siedział Frank Parker).
Koncert rozpoczęła piosenka „List do Ciebie”, później kolejno zabrzmiały „Rano rano raniusieńko”, „Kiribati”, „Akademia”, „Smak Twój”, „Tango”, „Siałem proso na zagonie”. Set drugi otwarła „U poli bereza”, dalej usłyszeliśmy „Grajo Gracyki”, „Jestem sobzie starozina”, „Koby ne moroz”, „Kangding Qingge”, „U jeziorecka”, i na koniec, z wielką mocą „Dagadana”. Finał godny imprezy. Powiem Wam, że niesamowicie to wypadło. Nawet utwory z pierwszych płyt, których nie słucham, bo jakoś mi muzycznie nie siadły, tutaj zabrzmiały tak, jak oczekiwałem. Inaczej. Brawo goście, brawo jubilaci i dziękuję za tę włożoną pracę – warto było gnać do Poznania.
Jak zawsze nie łatwo jest oddać Wam klimat koncertu, no bo jak opisać to, co wyprawiał z gitarą elektryczną dyrygujący orkiestrą Piotr Scholz? Jak opisać ciarki, które pojawiły się, gdy usłyszałem harmonijkę Kacpra Smolińskiego, albo jak oddać te emocje, które towarzyszyły Dadze i Danie (zwłaszcza, gdy Dana wcieliła się w rolę matki, żegnającej syna żołnierza)? Jak wreszcie opisać Wam brzmienie smyczków i dętych, budujących nastrój utworów, ich dynamikę? Jak opowiedzieć Wam o brzmieniu, jakie uzyskano w sali (brawo panowie akustycy). Musicie to sami przeżyć – a okazja może się zdarzy w przyszłym roku, bo jak obiecała Daga, jeśli tylko uda się zgrać terminy, chętnie ten wspólny program powtórzą, może nawet z dwójką tancerzy (Marią Szczyrkowską i Michałem Knasiem), którzy zatańczyli na ludowo pod koniec koncertu, w utworze „U jeziorecka”.
Największe wrażenie na tym koncercie zrobiły na mnie chińska pieśń „Kangding Qingge” – zabrzmiała niesamowicie, doniośle – i przede wszystkim atmosfera samego koncertu. Czuło się, że zespół jest wśród swoich, gra dla przyjaciół, ale też dla siebie. Naturalna bariera scena-widownia, tu praktycznie nie istniała, i nie dlatego, że pod koniec koncertu na scenę zaproszono kilkoro dzieciaków z widowni, by pomogli w wykonaniu jednego z utworów. Cały czas czuło się ten „luz” choć jak przyznali później muzycy Dagadany, lekka trema też była.
Urodziny wypadły jak najbardziej udanie, a zespołowi gratulować należy zaradności, bo sami wiele spraw ogarniali, ale i przyjaciół i mecenasów, bo bez nich by się to wszystko nie udało.
Jak pisała mi Daga po koncercie lista wspierających była dość spora, a wśród partnerów poza CK Zamek, Klubem Dragon było też m.in. Miasto Poznań, co zasługuje na uwagę, bo rzadko słyszę, by miasta wspierały zespoły naszej sceny w takich wydarzeniach, zwłaszcza finansowo (choć i to się zmienia na plus). To świadczy o tym, jakie znaczenie ma Dagadana dla Poznania, a Poznań dla Dagadany, mimo, iż tylko jedna osoba z grupy na co dzień mieszka w stolicy Wielkopolski.
Ciekawostką, potwierdzającą zaradność kapeli, jest też to, że zespół zaaplikował z sukcesem do Programu „Etnopolska”, dzięki czemu też z NCK przyszło wsparcie dla jubileuszu. Da się?
Zespół Dagadana osiągnął już wiele, niejedna kapela, działająca dłużej na scenie może im rozmachu, pomysłów i sukcesów pozazdrościć, a mimo to jestem przekonany, że nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa i nie raz swoich fanów jeszcze zaskoczą, bo przecież kolejna dycha też musi być odpowiednio uczczona - czego im serdecznie życzę, jak i ciekawych koncertów, płyt takich, jak ta ostatnia i jak najwięcej sprawdzonych przyjaciół.
Dziękuję zespołowi za zaproszenie, a CK „Zamek” za gościnę w tym przepięknym obiekcie.