Ponad czterdzieści lat temu, członkowie klubu turystycznego „Płazik”, wzorując się na festiwalu „Bazuna”, postanowili zorganizować coś swojego. Efektem tego, w marcu 1974 roku, udało się zorganizować OPPT „ÓĆ 74”, czyli pierwszą edycję późniejszej Yapy. Od tamtego czasu, co roku, w marcu (prócz stanu wojennego), miłośnicy piosenki turystycznej zjeżdżali się z najdalszych zakątków Polski, aby słuchać yapowych koncertów, a także aby w gronie znajomych grać i śpiewać do samego rana. Jak było w tym roku?
Werdykt Jury
Zacznę od yapowego konkursu. Wyjątkowo, z powodu dużej ilości zaproszonych na piątkowy, nocny koncert gwiazd, tegoroczny konkurs odbył się jedynie w sobotnie południe. Dlatego tym razem liczba konkursowych wykonawców była ograniczona, za to organizatorzy zapewniali, że ci których wybrano, zaprezentują bardzo wysoki poziom. Jednak wg mnie mało było wykonawców godnych uwagi, co prawdopodobnie zauważyli również jurorzy, do koncertu laureatów zapraszając tylko kilku z nich (najczęściej lista wyróżnionych była dużo dłuższa). Warto wspomnieć o, nagradzanym już wcześniej na innych konkursach, zespole Albo i Nie (na zdjęciu powyżej), który budził podziw ogromnym profesjonalizmem muzycznym i scenicznym, oraz o solistce Zuzannie, bardzo barwnej postaci (trochę przypominającej Renatę Przemyk), wyróżniającej się pewnością siebie, ciekawym głosem i instrumentarium. Poniżej werdykt jury:
- 1 nagroda: Albo i Nie ze Śląska
- 2 nagroda: Zuzanna z Łodzi
- 3 nagroda: Póki Co z Ząbkowic Śląskich
- Wyróżnienia: Anna Ciaszkiewicz, Paweł Melnarowicz, Zagrali i Poszli
- Nagroda publiczności: Albo i Nie
- Nagroda im. Małgosi Zwierzchowskiej: Zuzanna
Nocne śpiewanie
W nocnym koncercie piątkowym wystąpili laureaci konkursów Yapy z ostatnich 15 lat, wybrani przez organizatorów. I jak to bywa z werdyktami, tak i tutaj były zarówno wybory trafione, jak i moim zdaniem, nieporozumienia. A kogo z przyjemnością się słuchało? Na pewno Chwili Nieuwagi, przeplatającej utwory poetyckie z folkowymi, wykonywanymi np. w gwarze śląskiej. Poza tym Ciszy Jak Ta i YesKiezSirumem, choć te dwa ostatnie występy były już tylko dla wytrwałych, którzy doczekali do około 3 w nocy, żeby wspólnie z zespołami zaśpiewać ich największe przeboje.
Dużo ciekawsza była jednak sobota, choć początkowo patrzyłam na program nieco sceptycznie…
Hołd dla barda
Sobotni koncert rozpoczął się smutną wiadomością o śmierci Andrzeja Koczewskiego, artysty bardzo dobrze znanego na Yapie, który jeszcze niedawno figurował w programie jubileuszowego festiwalu. Nie dość, że Andrzej Koczewski na wielu Yapach występował w koncertach gwiazd, to dodatkowo był dożywotnim przewodniczącym jury na tym festiwalu. Folkowiczom ta postać pewnie nie będzie tak dobrze znana, ale kto przeglądał turystyczne śpiewniki, ten na pewno widział w nich teksty i chwyty do takich piosenek jak: „Jesienne wino”, „W lesie listopadowym” czy „Karczma dla samotnych”.
Bardzo wzruszające było wystąpienie grupy artystów, którzy wraz z publicznością odśpiewali jeden z przebojów Andrzeja Koczewskiego - „Jeszcze nie czas”.
Dwa w jednym
Kilkoro wykonawców sobotnich zagrało naprawdę świetne koncerty. Grzmiąca Półlitrówa i Smak Jabłka, zespoły, które łączy postać lidera - Pawła Małolepszego - pokazali żywioł i wielką radość z grania, a przeboje „Studia”, „Barman” śpiewali z nimi wszyscy zgromadzeni na sali widzowie.
Poza tym Paweł Orkisz z zespołem, Leonard Luther, który zagrał znane wielu fanom piosenki „Preludium dla Leonarda”, „Scarlett”, czy wreszcie Słodki Całus od Buby, na którego występ czekać trzeba było prawie do 4 nad ranem.
Marzenia się spełniają
Jednak dla mnie największą niespodzianką, nieujętą w programie, a poniekąd wymarzoną na taką jubileuszową Yapę, był występ Mariusza Lubomskiego. W latach 80. występował on wraz z Rafałem Bryndalem w grupie I z Poznania i z Torunia, prezentującej nieco kabaretowy repertuar, później rozwinął karierę solową. Bardzo cenię tego artystę, wobec czego jego pojawienie się na scenie było dla mnie czymś naprawdę wyjątkowym. Szkoda tylko, że część publiczności nie zareagowała podobnie…
Były też, niestety, bardzo słabe koncerty (Janusza Strąkowskiego, Adama Drąga czy Bogusława Nowickiego), które moim zdaniem nie pasowały do jubileuszowego nastroju.
Supergwiazdy
Niedziela, kończąca trzydniowy festiwal, też była mocno obsadzona. Oprócz laureatów konkursu, zagrała grupa Bez Jacka oraz Lubelska Federacja Bardów. Były to wyjątkowo dobre koncerty, ale tego akurat można było się spodziewać po obu supergwiazdach.
Bez Jacka zachwyciło swoimi największymi przebojami, jak zwykle wykonywanymi z pasją i oddaniem. Lubelska Federacja Bardów to wulkan energii Marka Andrzejewskiego i charyzma Jana Kondraka, niemal zawsze wprawiająca publiczność w trans.
YAPOWE prezenty
Oprócz tych muzycznych, organizatorzy przygotowali dla publiczności także inne niespodzianki z okazji jubileuszu. W piątek każdy widz, wchodząc na salę, mógł otrzymać reprint plakatu z pierwszej edycji imprezy. W sobotę za to (choć w zasadzie już od ładnych paru godzin była to niedziela) na najwytrwalszych czekały specjalnie wydane na 40-lecie „Yapa Booki“, czyli książki podsumowujące minione 40 lat festiwalu. Udało mi się przetrwać do 5 rano, dzięki czemu stałam się szczęśliwą posiadaczką tej książki. Jakby nie patrzeć jest to kawał historii, w sporej części także mojej.
W niedzielę, po koncercie laureatów, był jeszcze jeden prezent - płyta CD, na której znalazły się piosenki zarejestrowane podczas sobotniego przeglądu konkursowego.