W Finlandii muzyka nabiera mocy późną jesienią. Na przełomie listopada ma miejsce najlepszy fiński jazzowy festiwal "Tampere Jazz Happening". Także w listopadzie trwa doskonały festiwal muzyki świata "Etnosoi". Dokładnie wtedy, późną jesienią ub.r., Kimmo Pohjonen wydał swoją kolejną, długo wyczekiwaną solową płytę, zatytułowaną "Sensitive Skin".
O ile powyższe stwierdzenie możemy traktować pół żartem, pół serio, jest coś niesamowitego w odbiorze jego muzyki właśnie wtedy - kiedy na zewnątrz hulają gromy, a powietrze zaczyna pachnieć zimą. To najlepszy czas na Kimmo.
Szaman akordeonu z dalekiej Północy - tak nazwałam go dokładnie dziesięć lat temu, po tym, jak dane mi było zobaczyć go na scenie po raz pierwszy, w Espoo, w duecie z Erikiem Echampardem. Jego instrument, a raczej swoisty sposób gry na nim, kojarzył mi się z praktykami gry na szamańskim bębnie w dalekiej Laponii.
Minęły lata. Kimmo rozpoczął współpracę z DakhaBrakha, ukraińskim kwartetem znanym ze swoich charyzmatycznych koncertów i niepowtarzalnych strojów scenicznych. Kontynuuje UNIKO z Kronos Quartet. Stworzył dwa projekty, w których muzyka spotyka się z innymi formami performatywnymi: z tańcem (projekt "Bright Shadow" z tancerką Minną Tervämäki) i ze sportem (projekt z fińskimi zapaśnikami, który swoimi korzeniami głęboko tkwi w tradycji gry na akordeonie w krajach nordyckich - jest to bowiem instrument na tyle głośny i dynamiczny, że był w stanie zagłuszyć dźwięki puszczanych podczas walk... bąków). Kimmo to niewątpliwie jeden z najbardziej rozpoznawanych fińskich artystów, najbardziej oryginalnych, szalonych i pracowitych. W efekcie tej żmudnej pracy doczekaliśmy się ostatecznie jego nowej płyty, która szybko wspięła się na szczyt listy przebojów World Music Charts Europe.
Początkowo trochę obawiałam się tej płyty. Patrząc na skład instrumentalny nie miałam watpliwości: Timo Kämäräinen na gitarze, gościnny udział Kronos Quartet, to gwarantuje oczywiście sukces nagrania. Jednak później nadeszły nieco negatywne myśli: Kimmo zaprosił do współpracy swoje córki, bardzo młode dziewczyny. Czy uda im się utrzymać poziom ojca i dorównać doświadczonym muzykom? Czy Kimmo oby nie zmiękł i nie zatracił chociaż drobnej części fińskiego "sisu"? Czy poszedł w liryczną stronę i stępił swoje pazury?
Już po pierwszym kontakcie z "Sensitive Skin" moje wątpliwości zostały rozwiane. Saana i Inka Pohjonen spisały się znakomicie, czego dowodzą także rodzinne występy na żywo, prezentujące nowy materiał. Płyta jest bardziej melancholijna i rozmarzona niż pozostałe, a głosy córek Kimmo w tle tylko to podkreślają. Jednak nie musimy się obawiać wydłużeń, nudy czy braku energii, ponieważ na "Sensitive Skin" jej nie zabrakło. Mój ulubiony utwór "Atomi" to prawdziwe oblicze punkowego Kimmo - mocne riffy, elektronika i kilkuczęściowa kompozycja, o której marzymy, aby trwała, rozwijała się i powtarzała motywy godzinami.
Ta płyta to z pewnością głos dojrzałego Kimmo, który świadomie zadecydował o swoim kolejnym kroku i stworzył nową jakość z najbliższymi mu osobami. Nie wiem czym zaskoczy nas jeszcze w przyszłości, ale na pewno będzie to tak poruszające i dzikie zarazem, jak jego poprzednie dokonania.
Soundbreaker łamiący dźwięki pojedynczymi, stanowczymi uderzeniami. Ślad, który po nich pozostaje, to z pewnością głębokie emocje jego słuchaczy.
Najlepszy Kimmo to jednak Kimmo na scenie, dlatego bardzo liczę na kolejne koncerty z repertuarem z "Sensitive Skin" w naszym kraju. Kimmo on paras. Kropka.
A tak o płycie i pracy nad nią opowiada sam artysta: