Pochodzisz z Tychów. Dla mnie to miasto, które żyje szantami, klimatem morza albo bluesem i festiwalem im. Ryśka Riedla. Skąd się u ciebie wziął taniec irlandzki? Kiedy po raz pierwszy dowiedziałeś się, że istnieje coś takiego?
Odwiedzałem rodzinę w Niemczech, nie pamiętam który to był rok, 1996 czy 1997, i tam zobaczyłem w telewizji przedstawienie "Lord of the Dance". Wbiło mnie w fotel. Oczywiście wtedy była to kompletna egzotyka. Wiele lat później, już jako uczeń Liceum Muzycznego zainteresowałem się muzyką irlandzką, a w 2003 roku koleżanka z klasy zaprosiła mnie na zajęcia z tańca w Katowicach. Było to dokładnie 31 października 2003 roku, tego samego wieczoru, w którym "Lord of the Dance" miało swój pierwszy koncert w Polsce. Niezły zbieg okoliczności!
Gdy zaczynałeś, w Polsce chyba dopiero nastawała moda na celtyckie klimaty, nie było zbyt wiele zespołów muzycznych a co tu mówić o tanecznych. Gdzie się uczyłeś, skąd czerpałeś wiedzę?
Niestety, rzeczywiście w tym czasie nie działał w Polsce żaden certyfikowany nauczyciel tańca irlandzkiego. Zacząłem w katowickim zespole Glendalough, co miesiąc przyjeżdżali do nas instruktorzy z krakowskiego zespołu Comhlan, a douczałem się z kaset VHS Olive Hurley "Step by Step". Bardzo mile wspominam ten czas.
Co sprawiło, że Polak nie uczy się oberków, mazurków tylko reeli, jigów, stepu?
Ha! W szkole podstawowej (nr 10 w Tychach) należałem do "Żwakowskich Bajtli", gdzie tańczyliśmy i śpiewaliśmy śląskie piosenki! Rzeczywiście folk irlandzki wciągnął mnie trochę bardziej, ale uwielbiam polską kulturę ludową, a na występy mojego ulubionego ZPiT "Śląsk", z którym miałem ogromną przyjemność pracować, wybieram się tak często jak tylko mogę!
No to mnie złapałeś... a co było/jest dla ciebie najtrudniejsze w tanecznej edukacji?
Był to na pewno brak stałego, certyfikowanego nauczyciela. Zacząłem od jeżdżenia na warsztaty z różnymi instruktorami za granicę lub w kraju, ale brakowało mi regularnych zajęć z jedną osobą, która przeprowadziłaby mnie przez podstawy i nadała mojemu tańcowi ten "irlandzki styl". Teraz całe szczęście sytuacja jest kompletnie inna. Mamy już nawet Polaków w pełni kompetentnych do prawidłowego uczenia tego tańca.
Każdy uczeń ma swojego mistrza, kto nim był/jest dla ciebie?
Była to moja pierwsza nauczycielka, Anne-Marie Cunningham. Zakochałem się w jej stylu tańca już na pierwszych zajęciach.
Brałeś udzial w wielu zawodach międzynarodowych, jesteś wielokrotnym Mistrzem Europy w tańcu indywidualnym w kategorii "open". Co to znaczy?
To poziom tańca. Zaczyna się w beginner (początkujący), później primary (średnio zaawansowani), intermediate (zaawansowani) i open właśnie, do którego awansuje się po wygranej w intermediate. Na tym poziomie tańczą już naprawdę dobrzy i doświadczeni tancerze oraz odbywają się zawody kategorii Mistrzostw.
Jak wygląda program takich zawodów, ilu startuje uczestników, co jest oceniane?
W każdych mistrzostwach (czy są to Open Championships, które mogą odbyć się na każdych zawodach - feis, gdzie jest trzech lub więcej sędziów, czy Mistrzostwa Europy, Wielkiej Brytanii czy Świata) uczestnicy przygotowują 3 tańce: stepowany do melodii heavy jiga lub hornpipe'a oraz po polsku tak zwany miękki reel dla chłopaków (z ang. soft, od nazwy obuwia - soft shoes i hard shoes dla stepu) i reel lub slip jig dla dziewczyn. Jeśli w danej kategorii jest więcej niż ok. 12 osób, lepsza połowa wywoływana jest do trzeciej rundy (recall, to znowu step), w której, do specjalnie przez siebie wybranej muzyki z zestawu tradycyjnych setów irlandzkich, tancerze prezentują się ze swojej najlepszej strony. Jest to naprawdę bardzo widowiskowa runda, która najczęściej rozstrzyga wynik zawodów.
Oceniana jest jakość techniczna tańca, czy tancerz jest w odpowiednim rytmie, równo z muzyką oraz ogólny wyraz występu. Na takich zawodach, zwłaszcza na dużych mistrzostwach, w kategoriach dziewczyn może występować nawet do 200 zawodników.
Brałeś udział też w Mistrzostwach Świata, z jakim skutkiem?
Występ na MŚ to już dosyć spore osiągnięcie, bo trzeba się do nich zakwalifikować. Mnie udało się to wygrywając Mistrzostwa Europy, dotychczas cztery razy. Byłem oceniany różnie przez różnych sędziów, których na MŚ jest przynajmniej pięciu. Wyniki dużych zawodów są często bardzo subiektywne i zależą od preferencji sędziów. Za niektóre tańce dostałem się nawet do pierwszej piątki, lecz niestety gorsze oceny innych sędziów zabierały mi szanse na medal.
Jesteś pierwszym Polakiem, który w tańcu irlandzkim zaszedł tak wysoko. Jak odbierano to na międzynarodowych zawodach? Jak reagowali na twoje sukcesy sami Irlandczycy?
Reakcje były zazwyczaj bardzo pozytywne, choć nie brakowało nigdy elementu zdziwienia - "kto to w ogóle jest?" (śmiech). Taniec irlandzki to setki tysięcy ludzi na całym świecie, ale ci tańczący na tym najwyższym poziomie znają się właściwie wszyscy! Przez Irlandczyków i Anglików nowe twarze zawsze witane są raczej z dystansem, ale za to na zawodach w Nowym Jorku podchodziła do mnie ogromna masa ludzi niesamowicie pozytywnie mną zainteresowanych. Zadawali pytania, gratulowali i dbali by niczego mi nie brakowało. To były chyba moje najciekawsze zawody.
Ile czasu w tygodniu poświęcasz na taniec?
Biorąc udział w zawodach, była to co najmniej godzina treningu dziennie, poza niedzielą. Gdy zbliżały się jakieś mistrzostwa, starałem się na trening poświęcić więcej czasu. Aktualnie tańcem irlandzkim zajmuję się zawodowo z "Lord of the Dance" i codziennie, piątek świątek, są to przynajmniej 4 godziny.
Najciekawsze miejsce, w którym występowałeś dotąd to…
Trudno powiedzieć, bo występowałem naprawdę w dużej ilości miejsc. Do moich ulubionych należy jednak występ z Michaelem Flatley'em dla księcia Karola i księżnej Camili w Buckingham Palace w Londynie. Pokaz w pałacu arabskiej rodziny królewskiej w Abu Dhabi też mocno zapadł mi w pamięć. Nie mogę też zapomnieć występów w ogromnych Arenach na dziesiątki tysięcy ludzi, takich jak sławna "Wembley Arena" w Londynie czy "Taipei Arena" na Tajwanie, jak i mniejszych koncertów w oryginalnym amfiteatrze rzymskim z II wieku w Plovdiv w Bułgarii. Lista jest naprawdę spora.
A gdzie chciałbyś zatańczyć?
W "Kodak Theater" w Los Angeles, cha, cha! I nie jest to wcale takie nierealne! "Lord of the Dance" wystąpiło już na ceremonii rozdania Oskarów! Kto wie czy to się nie powtórzy. Do kin wchodzi właśnie "Lord of the Dance 3D". Projekt, w którym również miałem przyjemność uczestniczyć!
Jakiej muzyki, poza irlandzką słuchasz, co można znaleźć wśród twoich mptrójek?
Z wykształcenia jestem również muzykiem i w ilościach masowych słucham klasyki. Uwielbiam muzykę Henryka Mikołaja Góreckiego i Wojciecha Kilara. Na moim odtwarzaczu nie brakuje jednak "radiowego” POPu, muzyki alternatywnej i dance do fitnessu. Lubię Michaela Buble, który swoją drogą przyszedł nas zobaczyć w Dublinie. Tak naprawdę muzyki irlandzkiej słucham raczej rzadko.
W Polsce, bardziej niż z solowych występów, jesteś znany z duetu z Dorotą Czajkowską, jak i kiedy doszło do waszej współpracy?
Po raz pierwszy spotkaliśmy się w 2004 roku, ale pierwszy koncert daliśmy w 2006 na "Dniach Równości" w Żorach do akompaniamentu Carrantuohill. Sam nie wiem jak to się do końca stało, że zaczęliśmy współpracować regularnie. Pewnie duży wpływ miało na to to, że szybko się zaprzyjaźniliśmy. Mimo tego, że już niestety nie widujemy się z Dorotą zbyt często, jest to moja najlepsza przyjaciółka i pozostajemy w stałym kontakcie.
Czym różni się twój indywidualny program od tego, który wykonujesz z Dorotą?
Sam tańczę bardzo rzadko, głównie dlatego, że samemu bardzo trudno jest występować dłużej niż 7 minut. Każdy rodzaj tańca wymaga dobrej kondycji i niesamowitych zasobów energii. Z tańcem irlandzkim nie jest inaczej. Na pokazie z Dorotą przeplatamy nasz występ duetami i pokazami tańców solowych.
Jakie miałeś marzenia, gdy zaczynałeś przygodę z tańcem, czy na tej liście był Michael Flatley i jego "Lord of the Dance"?
Występowanie w show irlandzkim było zawsze moim priorytetem! Po jakimś czasie doszły do tej listy medale na dużych mistrzostwach, ale zawsze moim celem w tańcu irlandzkim był angaż w widowisku. Nigdy, przenigdy nie przyszło mi do głowy, że zostanę wybrany na obie z tras koncertowych powrotu Michael'a Flatley'a na scenę, że nagram z nim dwa DVD i trafię do kin.
Jak doszło do tego, że zostałeś tancerzem tego przedstawienia?
Najpierw postarałem się, żeby mieć się czym pochwalić w swoim CV. Czyli wygrane ME, medale z Mistrzostw Wielkiej Brytanii, Irlandii, Szkocji oraz mniejszych zawodów. Występy z Dorotą w teatrach całej Polski, wywiady prasowe i telewizyjne etc. Nagrałem demo swojego tańca, napisałem list motywacyjny, zebrałem to wszystko razem i wysłałem. Potem musiałem tylko poczekać 3 lata (!) na odpowiedź i zaproszenie na przesłuchanie w Londynie, w teatrze Apollo. Następnie 3 miesiące niecierpliwego oczekiwania na wynik i voila! Cierpliwość... to chyba było najważniejsze!
Opowiedz o pierwszym spotkaniu z zespołem - jak cię przyjęli?
Oficjalnie było to na początku listopada 2009 roku w Nottingham, kiedy przyjechałem tam na tydzień treningów przed moją pierwszą trasą z "Feet of Flames" po Tajwanie. Wszyscy byli bardzo mili i pomagali jak tylko mogli. Nie było absolutnie żadnej rywalizacji lub "oceniania", jak często działo się to na zawodach. Było oczywiście bardzo trudno, bo tańczyliśmy po 10 godzin dziennie, ale cały ten trud (który odsypiałem przez 2 dni) odpłacił się dalszym angażem w produkcji "Lord of the Dance". A nieoficjalnie, jak już wcześniej wspomniałem, tancerze znają się z zawodów i znałem jedną z dziewczyn z zespołu. W 2008 r. mieszkałem i studiowałem w Salzburgu, a przedstawienie odwiedzało Austrię. Po przedstawieniu dostałem zaproszenie na imprezę do jednego z Irish barów, gdzie poznałem większość zespołu. "Wow... You've never partied till you've partied with Lord of the Dance".
Jak się odnajdujesz w tańcu zespołowym, większość czasu byłeś przecież solistą lub tańczyłeś w duecie?
Na początku nie było łatwo. Nauka kroków to jedno, ale trzymanie się linii i zachowywanie prawidłowych rysunków choreografii to kompletnie inna sprawa. Ale i tego można się nauczyć. Zwłaszcza jeśli treningi trwają całymi dniami a w perspektywie ma się koncerty dla wielotysięcznych widowni! Poza tym nikt nie chce odstawać od reszty.
Czy miałeś jakieś obawy przed pierwszym tournee z “Lord of the Dance?
Czy wytrzymam kondycyjnie, to po pierwsze. Po drugie, czy taki styl życia będzie mi odpowiadał. Codziennie spędzamy godziny w autokarze, codziennie śpimy w innych hotelach, często zmieniamy kraje w których występujemy. Jesteśmy też cały czas wszyscy hermetycznie zamknięci w swoim towarzystwie... Całe szczęście na obawach się skończyło. Kondycję poprawiłem bardzo szybko, a styl życia na walizkach, pomimo swoich minusów jak najbardziej mi odpowiada.
Czego się nauczyłeś przez ten rok?
Ekspresowego pakowania walizki i hotelowego survivalu! Ha!
Masz tremę przed występami w Polsce?
Mam! Choć może to nie trema ale podekscytowanie! Uwielbiam, gdy na publiczności siedzi ktoś kogo znam. Para przyjaznych oczu sprawia, że tańczy się wtedy o wiele lepiej! Niesamowicie cieszę się na trasę po Polsce.
Będziesz miał swoje pięć minut, jakiś popis solowy? Wystąpisz we wszystkich spektaklach?
Aby zostać solistą, trzeba mieć trochę dłuższy staż w zespole i zgłosić się na przesłuchanie. Dlatego ja żadnego numeru solowego mieć nie będę, ale na scenie będę pojawiać się bardzo często, oczywiście na każdym koncercie.
Czy występy z LotD zmieniły bardzo twój kalendarz zajęć? Gdzie teraz mieszkasz, jak często jesteś w Polsce?
Zmieniły bardzo! Trudno powiedzieć gdzie mieszkam, bo zazwyczaj są to różne hotele w różnych zakątkach świata, ale gdy trasa się kończy lub mamy przerwę, wracam do rodzinnych Tychów. W Polsce jestem wtedy, gdy "Lord of the Dance Troupe 1" nie ma trasy koncertowej i nie uczę np. w Niemczech, Austrii lub Czechach.
Nie tylko tańczysz, ale jak wspomniałeś właśnie, także uczysz. Opowiedz o tej sferze twojej pasji? Kiedy zadebiutowałeś jako belfer?
Zajęcia pomagałem prowadzić już w zespole Glendalough, lecz bardziej profesjonalnie zająłem się tym w 2007 roku. Zacząłem wtedy uczyć dla szkoły mojej nauczycielki - "Anne-Marie Cunningham Dance Academy". Od tamtego czasu prowadziłem zajęcia w Pradze, Salzburgu, Wiedniu, Norymberdze i Monachium. Najmniej zawsze uczyłem w Polsce, jakoś było mało chętnych.
Czego chcesz nauczyć swoich uczniów, co im chcesz przekazać, co dla ciebie w tej pracy nauczyciela jest najważniejsze?
Determinacja! Oraz dokładność. Jeśli coś robisz, staraj się robić to na sto procent. Rozumiem, że nie wszyscy mają czas na ćwiczenie między lekcjami, ale na moich zajęciach chcę, żeby każdy dawał z siebie wszystko - nie zapominając, że najlepsze efekty uzyskuje się, gdy na dodatek czerpie się z tego przyjemność!
Czy będziesz miał na to teraz czas?
Odkąd dołączyłem do "Lord of the Dance" przez większą część roku jestem w trasie. Dlatego niestety wszystkie moje regularne zajęcia musiała przejąć Anne-Marie lub inny nauczyciel. Jednak zawsze w przerwach bardzo chętnie prowadzę lekcje i warsztaty.
Jesteś przykładem tego, że marzenia się spełniają, nawet te wydawałoby się niespełnialne. Co poradziłbyś tym wszystkim, którzy chcą tańczyć tańce irlandzkie. Co powinni wiedzieć, na co zwrócić uwagę, czego się wystrzegać podczas treningów?
Pozytywne nastawienie jest najważniejsze. Często niestety zdarzają się uczniowie "jęczący" i narzekający na wszystko. Nie wróżę im niestety kariery w tańcu. Zwłaszcza na początku nauki zdarza się więcej upadków niż wzlotów, ale nie można się nimi zrażać. Koniecznie trzeba mieć nauczyciela i się go słuchać. Uczestniczenie w zawodach to obowiązek i najszybszy sposób na naukę tańca. Wszystkie grupy tańca irlandzkiego w Polsce to twory raczej sztuczne (w Irlandii/Anglii prawie ich nie ma lub działają przy regularnych szkołach tańca) i choć są świetnym miejscem do spotkań towarzyskich, absolutnie nie dają szansy rozwoju poszczególnym ich członkom.
Zwiedziłeś już Irlandię?
Po części! Spędziłem sporo czasu w Dublinie, Belfaście i Killarney, ale do zobaczenia wszystkiego jeszcze mi daleko!
To jakie cele jeszcze przed Tobą, jakie plany?
W bliskiej przyszłości chciałbym podejść do egzaminu na nauczyciela tańca irlandzkiego. I prawa jazdy.
Życzę zatem spełnienia kolejnych marzeń i realizacji najbliższych planów. Dziękuję bardzo za rozmowę i do zobaczenia gdzieś w Polsce.