Jak zaczęła się twoja przygoda z muzyką morza?
Od najmłodszych lat grałem na różnych instrumentach. W szkole średniej, razem z moim bratem Lechem (dziś Mechanicy Shanty – przyp.red.), zainteresowałem się żeglarstwem. Wtedy też napisałem kilkanaście własnych piosenek, które z Lechem wykonywaliśmy. Był rok 1985, gdy jako duet trafiliśmy do Krakowa na festiwal "Shanties", tego roku wystąpiliśmy też na pierwszej edycji festiwalu "Wiatrak" w Świnoujściu.
Duet rozrósł się później do zespołu?
W latach osiemdziesiątych byłem najpierw uczestnikiem, a później instruktorem na warsztatach marynistycznych przy Centrum Wychowania Morskiego w Gdyni. Tam też dużo się śpiewało. Podczas tych warsztatów założyliśmy zespół Mechanicy Shanty, z którym występowałem przez kilka lat. Później, już bez brata, założyłem zespół Atlantyda, z którym występuję do dziś.
Wcześniej był jeszcze "Atlant", możesz opowiedzieć o tym projekcie?
To był krótki epizod, działał rok. Zaprosiłem do współpracy świetnych muzyków sesyjnych. Nagraliśmy wspólnie płytę pod przekornym tytułem "Nie tylko Marco Polo". Materiał na niej odbiegał stylistyką od tradycyjnych pieśni morza. Było ostrzej i głośniej. Na instrumentarium składały się gitary elektryczne, gitara basowa, perskusja.
Jak powstają twoje teksty, więcej jest tradycji czy własnej twórczości?
Teksty powstają na bazie jakiejś ciekawej opowieści, którą usłyszałem lub wyczytałem. Opowiadam ją wiernie lub do niej nawiązuję. Lubię opowiadać historie.
Zaczynałem od własnych utworów. Dla Mechaników zacząłem tworzyć własne teksty do tradycyjnej muzyki. Tak było na przykład z "Pacyfikiem", który w oryginale miał zupełnie niemorski, nudny tekst. W Atlantydzie znowu wróciłem do tworzenia własnych piosenek. Trochę dlatego, że lubię, a trochę też dlatego, że liczba utworów tradycyjnych, które mi się podobają i do których chciałbym coś napisać z latami drastycznie się zmniejszyła.
Na jakich wydawnictwach można posłuchać twojej twórczości?
Niestety, jest ich tylko kilka. W latach 90. minionego wieku ukazała się płyta winylowa pt. "Mechanicy Shanty", po niej już kaseta pt. "Zapach lądu". Potem płyta CD "Nie tylko Marco Polo" i płyta CD "Tak jak ptaki na błękitnym niebie" z 2001 r.
Czas chyba na kolejną płytę?
Zdecydowanie. Materiał mamy już gotowy. Zebrało się utworów nawet na dwie płyty. Jedyne, czego brak, to czasu i środków, by wejść do studia. Mam nadzieję, że uda nam się te problemy jak najszybciej rozwiązać.
Ostatni Bałtycki Festiwal Piosenki Morskiej, który wspólnie z żoną Jolą organizujesz w lipcu, miał niemal mistrzowską obsadę. Nie pamiętam kiedy na jednej scenie spotkało się tyle zasłużonych dla folku morskiego zespołów…
To prawda, udało nam się zaprosić do Gdyni samą czołówkę. Mechanicy Shanty, Cztery Refy, Ryczące Dwudziestki, Stare Dzwony i Atlantyda, to zespoły, które na scenie istnieją od minimum 20 lat. Przy budżecie, który mieliśmy, mogliśmy albo zrobić imprezę dwudniową (kiedyś festiwal trwał 3 dni!), albo zebrać najlepszych jednego dnia. Wybraliśmy tę drugą opcję. Chyba było warto.
Grasz, organizujesz, ale nie tylko, jesteś też dziennikarzem...
Od kilkunastu lat współpracuję z redakcją "Żagli". Przez 9 lat robiłem też programy o morzu dla Radia Gdańsk i Radia Eska Nord. Obecnie wraz z żoną Jolą prowadzę agencję, która realizuje programy dla telewizji, m.in. ostatni cykl "Opowieści wiatru i morza" dla Telewizji Polonia, gdzie z Markiem Szurawskim (znanym polskim szantymenem - przyp.red.) opowiadamy widzom o morzu, przybliżamy życie na dawnych żaglowcach, przedstawiamy kulturę morza i współczesne żeglarstwo. Jola jako praktyk telewizyjny i żeglarz wymyliła taką formułę programu z naszym udziałem, która odzwierciedla też nasze zainteresowania.
Ostatnio tematyka morska znika z mediów, dlaczego?
Bo nie przysparza mediom wysokiej oglądalności. O misji telewizji publicznej nikt już nie mówi, stąd nie ma woli by takie programy realizować. Dziś liczą się telenowele i kilkumilionowa publiczność. Programów edukacyjnych, takich jak kiedyś "Sonda" czy "Laboratorium", czy programów o morzu już nie ma, bo nie ma niewielkich stosunkowo pieniędzy na ich realizację. Środowisko żeglarskie to grupa pasjonatów do której również należymy, stąd wiara, że zawsze będą ci, dla których "Opowieści wiatru i morza" będą stanowiły wartość.
Dziękuję za rozmowę.