Panowie, wasza ostatnia płyta to Rivendell, ale nie do końca Rivendell... Jak powstawał wasz polsko-indyjski projekt?
Kamil: Spotkaliśmy się na wspólnym koncercie. Oni grali swój jako Dhoad Gypsies from Rajastan, my swój, Orkiestry Rivendell. Zafascynowaliśmy się sobą. Nas ich podejście do muzyki indyjskiej, ich to, że my malujemy dźwiękami, że pokazujemy muzykę poprzez emocje, że mamy podejście bardziej teatralne. My stwierdziliśmy, że byłoby fajnie, gdybyśmy w naszej muzyce zacytowali coś z prawdziwej indyjskiej muzyki maharadżów, sufi. Po koncercie jakoś się na siebie napatoczyliśmy. Ja rozmawiałem z Rahisem, miałem do niego parę pytań na temat tabli, gry, skór i typowo technicznych spraw... Pogadaliśmy i z jego inicjatywy wyszło, żebyśmy zrobili takie zestawienie na scenie, zespół indyjski i zespół polski obok siebie, ze swoimi utworami.
Twinkle Brothers i Trebunie Tutki, gdy grają razem to reggae’owcy grają swój "freedom", a Górale grają swój, góralski... W waszym projekcie mamy obok siebie Sufitów, bardzo mistycznie religijnych i was, nie powiem, że ateistów - ale w drugą stronę niż Sufi, a udało wam się to połączyć. Jak to jest odbierane, czy oni grają swoje a wy swoje i jest wspólny rytm, czy jest wysoka świadomość tego połączenia, wy się naginacie troszkę w ich stronę, oni w waszą i tworzy się nowa jakość?
Konrad: Dosyć dużo już tu powiedziałeś z tego co można by odpowiedzieć. Ważną rzeczą jest to, że są to wyjątkowi ludzie jak na prawie miliard zamieszkujących subkontynent. Rahis, przez to że mieszka we Francji i tam uczy gry na tablach, ma dosyć mocno europejski mental. Oczywiście jest Hindusem pochodzącym z Radżastanu, ale da się z nim rozmawiać jak z Europejczykiem. Nie jest jakimś tam fanatykiem czy coś. My na swój sposób też jesteśmy takimi trochę kosmopolitami, geopolitykami. Często nas ludzie pytają gdzie mieszkamy a nam ciężko jest na to odpowiedzieć. Ja mogę powiedzieć gdzie śpię, gdzie jestem zameldowany, ale gdzie mieszkam? Mieszkam na Ziemi, a w zasadzie we Wszechświecie. I my spotkaliśmy ich, ludzi bardzo podobnie do nas myślących, ale będących z zupełnie innego świata. Dużo nowego się od nich nauczyliśmy a oni od nas, poza muzyką. My jesteśmy Polakami, Europejczykami. Często na próbach zarzynaliśmy się na jakichś projektach i byliśmy zmęczeni - a u nich nie. Cały dzień prób i uśmiech na twarzy i wspólne granie z uśmiechem, który oni do nas wciąż wysyłali. Przez to i my się uśmiechaliśmy i to ganianie za tym żeby zapłacić rachunki zostawało gdzieś z boku. Zaczynaliśmy się cieszyć. Oni nam pokazali jak to u nich jest, że się mówi, że "to ty jesteś lepszy" i "ty lepiej grasz a nie ja", i tak sobie nawzajem to mówiliśmy. U nas z reguły jest dokładnie odwrotnie. Nie dało się im powiedzieć, że są lepsi bo i tak nas przegadali, że to my.
To jest jednak różna muzyka. Nasza ogólnosłowiańska, ich hinduska, niby da się w to wklepać uroki pentatoniki, ale bardzo często jest tak w takich projektach, że albo to brzmi jak niedopracowane, albo idzie obok siebie a nie wspólnie. Słyszałem swego czasu koncert Namysłowskiego z Góralami i miałem wrażenie, że każdy sobie rzepkę skrobał a w środku była, nie urażając nikogo, przepaść. W waszym projekcie tej przepaści nie ma. U was, jak tego słucham, mam wrażenie, że to właśnie takie ma być, takie się to urodziło i w zasadzie można się dziwić, że to działa...
Kamil: Trudno jest nam krytykować wielkie projekty czy sławy... W naszym przypadku chcieliśmy pokazać nasze podejście kosmopolityczne, chcieliśmy zrobić podróż z Cyganami dookoła świata. Cyganie swego czasu wyszli z Radżastanu, z pustyni Thar i wynieśli swoją muzykę i zabawę na cały Świat. Teraz ludzie mówią: Romowie, ale to jest zupełnie co innego. Cyganie pochodzą z Radżastanu i my chcieliśmy zrobić taką cygańską podróż dookoła Świata, żeby Cyganie zagrali i u Aborygenów z Aborygenami, żeby w Afryce zagrali z Afrykanami grającymi na bębnach, żeby zagrali z nami, Europejczykami na instrumentach europejskich, żeby zagrali z Amerykańcami i tak dalej. Chodziło po prostu o to, żeby poprzez naszą muzykę przedstawić Świat, Kulę Ziemską, która jest dla nas największą inspiracją.
Konrad: Od lat robimy muzykę obrazową, do filmów czy spektakli. Nie mieliśmy w ogóle problemu, żeby naszą muzyką opisać to, jak my widzimy tych Hindusów, i może dlatego to tak pasuje, że my opisaliśmy to co oni grają? Z drugiej strony Rahis zapytał o nasze teatralne podejście, mówił, że im brakuje tego teatru, baśni w ich muzyce, że mają wiele instrumentów ale nie mają przestrzeni i nie potrafią teatralnie tego zobrazować, mimo, że często mają para-teatralne wystąpienia. Im brakowało przestrzeni za nimi - uzupełniliśmy się. Niemniej, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie dlaczego to zagadało. Mocno improwizujemy teraz żeby ci odpowiedzieć.
Graliśmy kiedyś dla dzieci, pokazywaliśmy im instrumenty wschodnie i tłumaczyliśmy, że to nie jest tak jak się mówi, że tam jest wojna, bomby, ropa i że trzeba tam pojechać i bombardować. Mówiliśmy, że jest dokładnie odwrotnie, że są tam ludzie, chodzą, mają marzenia, żyją tak samo jak my, mają meble, no może trochę inne domy. Nam też Hindusi opowiadali, że byli zatrzymywani na lotniskach jako terroryści i że oni śmiali się z tego.
Tuwińcy też to mieli...
Konrad: Tak... Może się zdarzyć, że ktoś coś ukradnie ale to nie znaczy, że wszyscy są złodziejami. I to jest nasza odpowiedź na to, dlaczego jesteśmy zakochani w tej muzyce Wschodu i Świata. Wcale nie jest powiedziane, że nie zrobimy w przyszłości projektu z Aborygenami, Indianami jednymi lub drugimi czy Eskimosami. Do nich będziemy musieli wziąć szklane flety bo będzie zimno... Chodzi o to, że muzyka Wschodu jest dużo bardziej rozbudowana niż nasza, są mikrotony, to jest dla nas fascynujące i to są wręcz studia muzyczne dla nas.
Kamil: Jest też tak, że jeżeli Kula Ziemska jest inspiracją, to także historyczną. Początek muzyki to jest też początek religii. Nawet w Tolkienie to masz, Silmarilion. Świat powstał przez dźwięki, zaczęły śpiewać chóry, zaczęły w ten sposób budować Świat. I to wcale nie jest takie głupie. Wibracje i energie się tworzą, muzyka rządzi energią, muzyka potrafi zmieniać naprężenie spirali DNA, którą każdy z nas ma... Muzyka daje dużo odpowiedzi - i odpowiada nam na wiele zagadek związanych z Kulturami Świata. Świat ze sobą walczy, jest bardzo dużo religii na świecie, które ostatecznie nie promują dobra. Jak się ze sobą spotkają, nie ma szans, żeby jedna uznała drugą, że ta druga też jest fajna tylko walczą.
Konrad: Szanse jednak są. Był jeden wielki Polak, który usiłował te religie zjednoczyć.
W pogaństwie też jest szansa. Poganie czczą podobne rzeczy pod różnymi nazwami, i np. dogadanie się Słowian z Celtami czy Dakami jest możliwe.
Kamil: Chodzi o to, że są siły przyrody, które są tak magiczne, że nie jesteśmy w stanie tego ogarnąć. Zostały wbite w pewne schematy religijne, by człowiek trzymał w ryzach swoje zachowanie, żeby nie robić złych rzeczy, żeby była jakaś logika w tym. Ale ostatecznie wyszło, że powstało tyle religii na świecie, że one się teraz biją ze sobą.
Konrad: I jeszcze jedną rzecz chciałbym powiedzieć a propos muzyki i jej wielkości. Jest wiele rodzajów muzyki, ludzie idą na dyskoteki, inni idą do filharmonii, jeszcze inni na koncert metalowy. A problem polega na tym, że tej muzyki nie ma. Są płyty, są nuty, są instrumenty, są głośniki – ale nie widzimy muzyki. Są fale dźwiękowe, których nie widać. Słyszymy to, różnymi hertzomierzami usiłujemy to badać – ale nie widzimy.
I teledysk tu nie pomoże...
Konrad: Nie! Nie ma tej muzyki... A ludzie płaczą, walczą, śpiewają pieśni bojowe, mają telefony komórkowe z melodyjkami, tańczą... A tego nie ma, jest tak naprawdę przestrzeń, która nas nieźle w balona robi.
Trochę odeszliśmy od tematu płyty... Rozumiem, że w dobie internetu łatwiej wam było materiał na tę płytę przygotowywać właśnie przez internet.
Konrad: Jingle promocyjne robiliśmy w ten sposób, że Hindusi przysyłali nam kilka utworów, do których proponowali żebyśmy coś naszego dograli i zobaczyli jak to będzie. Posłuchaliśmy tego, wybraliśmy dwa utwory, jednym zajął się Kamil, drugim ja. Z reguły jest tak, że musimy dzielić się pracą bo jest jej tak dużo. Wtedy Kamil zajmował się sprowadzeniem Hindusów a ja ganianiem za wielkim sprzętem z budowy i przypominaniem kierownikom, że trzeba już działać artystycznie...
A propos "sprzętu z budowy". Robiliście wielkie przedsięwzięcie "Industrial kontra Don Kichot", opowiedzcie o tym.
Kamil: Pomysł powstał dawno temu. Chcieliśmy zrobić jakąś akcję z akrobatami, która by pokazała siłę człowieka w specyficzny sposób. Te maszyny z budowy doszły jako połączenie. Poznaliśmy człowieka, który dysponował tirami, koparkami, te rzeczy. Wymyśliliśmy, żeby "powalczyć ze światem industrialnym" czyli wysłać na te maszyny Don Kichota z mieczem, który pokaże naszą ludzką siłę.
Konrad: Ważna rzecz, plastyczna. Często jak gdzieś pracuje koparka, to ludzie zatrzymują się i patrzą na to bezwiednie. Ojciec się tłumaczy, że to dziecko się patrzy, ale on też. To już jest sam w sobie spektakl.
Taka mistyka, atawizm?
Konrad: Tak! Wystarczy podjechać do jakiejś pracy na drodze, dorobić muzykę i już jest spektakl. My zawsze w tym widzieliśmy piękno. Można to opisać jako takie wielkie owady, i to jest wielka inspiracja. Miało to jeszcze drugie dno. U nas, pod Lubinem miała powstać, czy ma powstać odkrywka, wielka kopalnia, która ma zniszczyć kawał ziemi. Nie wiem czy powstanie, bo to zawsze są informacje nie dla nas, zwykłych ludzi, ale my nigdy byśmy się na coś takiego nie zgodzili. Są inne sposoby na to, żeby było ciepło. Nie trzeba niczego spalać. Chcieliśmy zaprotestować w taki specyficzny, muzyczny sposób. Kwartet smyczkowy ubrany w ubrania robotników, do tego akrobaci, motory crossowe, które skakały ze sceny... Tu wielki pokłon dla pani dyrektor Małgorzaty Żeczkowskiej-Czesak z Impresariatu Kultury w Lubinie, która uwierzyła w nas i nie bała się zrobić tego w ramach "Majówki". Nieźle ją ludzie objechali, że majówka nie taka, bez kiełbasek, piwa - ale zrobiła, dała radę i było bardzo artystyczne...
Najzabawniejsze z tą odkrywką było to, że my chcąc mieć te maszyny do spektaklu, nie mogliśmy protestować przeciw odkrywce. Toteż połączyliśmy siły, antyprotestujących i protestujących, żeby zrobić jakąś bombę energetyczną. Wtedy też robiliśmy z Kamilem muzykę do studenckiego filmu o Don Kichocie, który walczył z traktorami, więc to była kolejna inspiracja do tego spektaklu. W planie całej scenerii mieliśmy wielką galerię handlową i kościół z XII czy XIII wieku. To było gigantyczne przedsięwzięcie, które nas przerosło, już jak zaczynaliśmy to robić. Czułem się psychicznie chory, bo już tego nie obejmowałem, nie wiedziałem co jest grane... Dhoad zaczynał ten spektakl. To się zaczynało na pustyni w Radżastanie a potem poszło w te wielkie koparki. Stwierdziliśmy, że następnym razem chyba nie zrobimy czegoś tak wielkiego we dwie osoby - ale to tylko takie stwierdzenie (śmiech).
Wracając do Dhoad-Rivendell. Nagraliście płytę, wydaliście, czy macie jakieś plany koncertowe w związku z nią?
Kamil: Ta płyta jest zapowiedzią naszej drogi, która przed nami. Mamy płytę, nagraną na koncercie, możemy pokazać co na koncercie możemy zrobić, jaka to jest muzyka, jakie to jest spotkanie. Najbliższy plan, nie wiadomo jeszcze jak to wyjdzie, bo dopiero to wszystko sklejamy, to podróż do Indii. My już zaprosiliśmy ich tutaj i graliśmy z nimi, teraz oni zapraszają nas. Mając nagranie koncertowe na pewno będzie nam łatwiej zorganizować promocję i zebrać to wszystko do kupy. Chcemy dzięki tej płycie pokazać równość wszystkich kultur i religii na świecie.
Na samym początku muzykowania graliście z Mikołajem Rybackim, obecnie liderem grup Percival i Percival Schuttenbach. Słyszałem, że mieliście propozycję udziału w projekcie "Słowiański Mit o Stworzeniu Świata"? Po latach znów się spotkaliście...
Kamil: Trudno się nie spotkać jak się jest z tego samego miasta, choć teraz Mikołaj przeprowadził się do Poznania. Na początku razem tworzyliśmy zespół Rivendell. Na pewno to było coś nowego i odkrywczego w tamtym czasie. Wygraliśmy wiele konkursów, później nasze drogi się rozeszły, ale to dobrze, bo dzięki temu stworzyliśmy dwie duże rzeczy, oni Percival Schuttenbach robiący konkretną karierę a my różne inne projekty, nie nazywajmy tego karierą ale może emanacją...
... ale to jest nieszablonowe...
Kamil: Tak. Mikołaj zaproponował mi, żebym nagrał coś smyczkowego do tego projektu i poszło.
Konrad: Ja bym chciał się cofnąć przy okazji jeszcze bardziej w czasie aż do lat 80-tych, wtedy właśnie poznaliśmy Mikołaja. Najpierw były to bardzo krótkie, dziecięce jeszcze podrygi muzyki mocno metalowej. Powstała grupa Iperyt. Kamil z Mikołajem grali wtedy na instrumentach marki Defil, podłączanych jeszcze na kable "piątki". To były bardzo krótkie historie, chociaż wtedy wydawały się długie. Potem ja grałem z Mikołajem, chyba rok czasu, w thrashowej kapeli, nie pamiętam jak się nazywała.
Świnka Halinka?
Konrad: Oj nie, to było jeszcze z dziesięć lat przed powstaniem Świnki. Graliśmy mocną, metalową muzę i ostro się eksponowaliśmy metalowo. Wszyscy mieliśmy długie włosy, skóry... Potem zrobiliśmy wspólny projekt Denethor, i to już graliśmy bardzo konkretnie. Sporo koncertów, w tym w Jarocinie. Był nawet taki czas, że z Rivendellem i Denethorem grywaliśmy na tych samych festiwalach i z bardzo mocnej, thrashowej muzyki przeskakiwaliśmy nagle w folk. Po jakimś czasie okazało się, że z Rivendellem jakieś tam konkursy zaczęliśmy wygrywać. W telewizji wygraliśmy "Swojskie Klimaty", był kiedyś taki program. Wtedy pojawiło się pierwsze "audiotele", pierwsze CD z interaktywnym materiałem. To nas trochę w folk poprowadziło, ale wszyscy mieliśmy mentalność metalową. To machanie włosami, granie ciężkiej muzyki - jako podkład pod nasze dzisiejsze granie zostało do dziś, i Mikołajowi, i nam.
Zauważyłem, że wielu muzyków, którzy dzisiaj grają folk, zaczynało swoją przygodę muzyczną z typowo miejską muzyką rockową czy metalową i to jest swoista inwersja tego co jest na wsi. Na wsiach muzycy ludowi przeszli w granie discopolo lub bluesa, w miastach zupełnie odwrotnie - a jednak to gra jedno z drugim...
Kamil: Myślę, że to jest jakiś taki typ podejścia, typ myśli... Wtedy też powstał nurt nazwany folkmetalem i my byliśmy zjawiskiem na "Folk Fieście" w Ząbkowicach Śląskich. Wtedy jeszcze była to "Fiesta Andyjska". Gdy nas zapowiadano, powiedziano, że to "muzyka etniczna grana na elektrycznych gitarach".
Początki folkmetalu u nas...
Konrad: Jest jeszcze jedna rzecz a propos metalu. Ludzie jak idą do szkoły muzycznej to najczęściej dlatego, że rodzice ich tam wysłali. A tu, w przypadku metalu, to jest wybór własny, znalezienie własnej drogi. Wielu z tych, którzy zaczęli swoją przygodę muzyczną od metalu zostaje potem muzykami. Wśród metali jest dużo większy odsetek ludzi, którzy zostają w muzycznym świecie do samego końca.
Oczywiście, pamiętam te czasy... To miało wtedy moc, to było "magiczne".
Konrad: Tak, i to zostaje! Trzeba było sobie to zdobyć, tego nikt na tacy nie podawał. Teraz nieważne jaką muzykę się gra ale wtedy to było to ziarenko, to był kiełek, który u wielu jest już dziś grubym drzewem z grubą korą.
Zawsze mi się wydawało, że muzyka metalowa grana od serducha i muzyka ludowa grana od serducha ma ten sam przekaz. Muzyk metalowy na graniu metalu raczej nie zarobi, a na pewno nie w Polsce. Tak samo wiejski muzyk, który sobie tam gra na skrzypeczkach zarobi raczej na discopolo a nie na muzyce tradycyjnej, zatem on muzykę tradycyjną gra dla przyjemności. Tak samo my, grając metal, robimy to, bądźmy szczerzy, dla "funu" i może dlatego ta muzyka jest, tu użyję może nieco wyświechtanego słowa - prawdziwa.
Konrad: Tak jest.
Bardzo wam dziękuję za rozmowę.
Konrad: Dziękujemy, bardzo nam miło, pozdrawiamy i zapraszamy do słuchania płyty Dhoad-Rivendell.
Kamil: Pozdrawiam też Percival Schuttenbach w imieniu Orkiestry Rivendell.