Jak powstał Wasz zespół?
Po krótce mówiąc, ta historia związana jest z rodzinnym spotkaniem. W latach 2003-2004 grałem w zespole razem z moją żoną, Beatrice Iordan oraz szwagrem, Dinu Petrescu. Następnie w 2005 roku dołączył do nas Daniel Pop. Na początku była to po prostu radość grania muzyki dla przyjaciół i dla nas. Zazwyczaj graliśmy wszystkie odmiany rumuńskiej muzyki tradycyjnej, które lubiliśmy. Moja żona śpiewała i grała na kobzie (instrumencie strunowym), ja również. Poza tym grałem też na fletach i kavalu. Mój szwagier Dinu zawsze zajmował się perkusją, a Daniel był odpowiedzialny za flety, kaval, kobzę, drumlę oraz perkusjonalia. Z czasem postanowiliśmy stworzyć bardziej ukierunkowany muzycznie projekt. To korespondowało z naszą coraz większą fascynacją starą muzyką miejską Rumunii. W ten sposób narodził się "Bazaar", będący próbą rekonstrukcji tradycyjnej muzyki, która była grana 100, 2o0 lat temu w miastach, na jarmarkach, w zajazdach i knajpach Mołdawii i Wołoszczyzny - regionu położonego w południowo-wschodniej Rumunii.
Czy nagraliście to jako album?
Tak. Po raz pierwszy był wydany w 2008 roku nakładem niewielkiego, niezależnego wydawnictwa, związanego z klubem jazzowym. Cały nakład płyty wyczerpał się w roku 2011 i nie był wydany ponownie. Nie zdecydowaliśmy się na reedycję, bo nie byliśmy z tego materiału w pełni zadowoleni. Druga płyta, "Bazaar II", została wydana w 2012 roku przez inne małe wydawnictwo - "Ethnophonie", specjalizujące się w tradycyjnej muzyce rumuńskiej, i które związane jest z moim obecnym miejscem pracy - Muzeum Wsi Rumuńskiej.
Jakie są Wasze prywatne muzyczne inspiracje?
Każdy z nas ma tysiące różnych muzycznych fascynacji. Słuchamy bardzo dużo muzyki rockowej, od niedawna naszą uwagę kierujemy też na różne formy jazzu, muzyki świata, muzyki tradycyjnej i muzyki średniowiecznej. Jesteśmy, siłą rzeczy, bardzo przywiązani do muzyki Bałkanów, Europy Środkowej i Bliskiego Wschodu. Daniel interesuje się bardzo nutą bałkańską i klezmerską, Beatrice muzyką średniowieczną, Dinu jazzem z wytwórni ECM. Mi jest najbliżej do starych nagrań "korzennej", niestylizowanej muzyki tradycyjnej.
Jaką w takim razie gracie obecnie muzykę, jak tworzy się wasz repertuar?
Projekt Bazaar, tak jak mówiłem wcześniej, próbuje odtworzyć muzykę z epoki na tyle, na ile jest to możliwe. Próbujemy być klasyczną grupą z nurtu "revival", która poprzez studiowanie najstarszych dźwiękowych materiałów źródłowych z miejskiej Rumunii przywraca tę muzykę - chodzi mi o nagrania z początków XX wieku. Przeprowadziliśmy sporo badań w terenie, jeździliśmy do wielu wiosek. Nie jest łatwo zrealizować nasz zamiar, bo informacje o dawnej muzyce miejskiej są mocno fragmentaryczne i niekompletne. Poza tym dzisiejsza publiczność i dzisiejsze konteksty interpretacyjne są różne od tych, które były 150 lat temu i wywierają nacisk na muzyków, co mają grać. Czasem, gdy chcemy przypodobać się publiczności, odbiegamy od oryginału, nie jesteśmy aż tak rygorystyczni. Zatem nasze koncerty są też zależne od różnych kontekstów interpretacji.
Jakie są u Was proporcje między stricte tradycyjnym a innowacyjnym graniem? Czy wszystkie teksty Trei Parale są tylko tradycyjne?
Do tej pory wszystkie nasze pieśni były tradycyjne, zarówno pod względem tekstu jak i formy. Nie złożono nam dotychczas propozycji komponowania piosenek. Niemniej realizujemy też inny projekt, poza "Bazaarem", gdzie nie jesteśmy ograniczeni formą muzyki tradycyjnej i dajemy upust naszym inspiracjom.
W jakich innych projektach się udzielacie?
Trzy lata temu zostaliśmy zaproszeni do rockowego projektu Balkanic Zeppelin, żeby wnieść do niego nutę bałkańską. Projekt składał się z 12 utworów Led Zeppelin zagranych na basie, gitarze, perkusji oraz na naszych fletach, kobzie oraz cymbałach (dołączył do nas znany rumuński cymbalista). Projekt był prezentowany w Rumunii jak również w Budapeszcie w latach 2009-2011. Materiał ten ukazał się także na promocyjnym CD. W zeszłym roku ruszyliśmy z kolejnym projektem związanym z muzyką świata. Graliśmy z dwoma znakomitymi izraelskimi muzykami: Yair Dalalem (oud) oraz perkusistą Ergezem Monkem. Mieliśmy jeden koncert w Bukareszcie i jeden w Tel-Avivie. To było naprawdę niesamowite i mamy nadzieję, że zagramy jeszcze wspólnie, jak nadarzy się okazja. Ta współpraca bardzo wyostrzyła nasze apetyty na nowe projekty łączące brzmienia i improwizacje bałkańskie z bliskowschodnimi.
W chwili obecnej szykujemy nowy i mam nadzieję, że będzie miał swoją premierę jesienią. Oprócz tego będziemy mieli jeszcze jedną premierę. Pod koniec maja zaprezentujemy publiczności Bukaresztu nowy program nazwany "Pasterze, którzy zgubili swoje owce". Skupimy się na folklorze pasterskim, będzie trochę ballad. Zagramy na różnych rumuńskich fletach, piszczałkach, telenkach i dudach.
Cóż mogę więcej powiedzieć? We wszystkich projektach gramy akustycznie. Wiemy, że współcześni ludzie preferują granie elektryczne, chcą słyszeć miks akustycznego instrumentarium z gitarami i perkusją. Ale my tak nie chcemy. Nawet jeśli jest to trudne wytrwać przy takim postanowieniu. TV, radio i inne komercyjne media wywierają spory nacisk na to jak grać, ale istotne jest podążanie własną drogą.
Kto jest odbiorcą Waszej muzyki?
Nasi słuchacze są bardzo różnorodni. To młodzi ludzie, którzy preferują muzykę tradycyjną w naszym wydaniu. Teraz muszę zrobić krótką dygresję. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że w czasach komunizmu w Rumunii powszechną praktyką było wykorzystywanie muzyki ludowej do celów politycznych. To znaczy, wielkie zespoły folklorystyczne były zachęcane do grania zniekształconego i fałszywego folkloru. Jest to powodem, dla którego młodych ludzi nie pociąga ten typ muzyki, zamiast tego wolą to, co my tworzymy. Dla ludzi starszych nasza muzyka jest interesującym odkryciem: już to słyszeli, ale troszkę inaczej; coś nowego, ale wciąż tradycyjnego. Ostatnio stajemy się coraz bardziej znani nawet poza Rumunią, mam na myśli środkowoeuropejską scenę muzyki tradycyjnej. Od 2010 roku graliśmy w Budapeszcie i Miszkolcu, w Stambule, w Tel-Avivie i Jerozolimie oraz w Dusseldorfie. Jesienią powrócimy do Niemiec.
Przybliż proszę jeszcze Wasze rumuńskie koncerty, na jakiego typu imprezach występujecie?
Myślę, że mamy bardzo fajną publiczność w Rumunii, ludzie przychodzą na nasze koncerty. Gramy głównie na festiwalach muzyki dawnej i średniowiecznej, festiwalach jazzowych oraz muzyki świata, plenerach oraz festiwalach muzyki klasycznej. Oprócz tego występujemy w klubach, przeważnie w Bukareszcie. Czasami grywamy też na tradycyjnych weselach, chrzcinach i innych prywatnych imprezach, tak jak kiedyś robili to tradycyjni muzykanci. To jest zawsze wyjątkowe doświadczenie.
Zdradź nam jeszcze proszę co robicie na co dzień...
Każdy z nas jest zaangażowany w coś innego. Daniel jest nauczycielem w typowej waldorfskiej szkole. Beatrice jest profesjonalną lalkarką. Daniel, Beatrice i ja tworzymy również grupę teatralną HopaTrop dla dzieci z przedziału wiekowego 2-6 lat. Dinu układa mozaiki, maluje kościoły i ikony. Jak mówiłem wcześniej, pracuję w Muzeum Wsi Rumuńskiej, a moim zadaniem jest badanie muzyki tradycyjnej w Rumunii. Razem z dwoma współpracownikami, Sperantą Radulescu i Costinem Moisilem opublikowaliśmy serię płyt nazwanych "Ethnophonie", a poza tym organizujemy koncerty, spotkania i inne wydarzenia. Do tej pory ukazały sie 22 płyty i pracujemy nad dwoma kolejnymi. Tak przy okazji, pani Radulescu z muzeum jest tą osobą, która odkryła dwa rumuńskie zespoły, które odniosły światowy sukces: Fanfare Ciocarlia i Taraf de Haidouks.
Czy koncert na Mikołajkach Folkowych w 2010 roku był Waszą pierwszą wizytą w Polsce?
Tak, to był nasz pierwszy koncert u was i jak do tej pory jedyny. To był specjalny występ w ramach "Folku Nocą", zaczynał się o pierwszej w nocy, ale publiczność przyjęła nas bardzo ciepło. Mam nadzieję, że znów do was zawitamy.
Czy coś wiecie o polskim folklorze?
Nie za wiele. Przed naszym przyjazdem znalazłem w internecie i słuchałem koncertu Orkiestry p.w. św. Mikołaja i bardzo mi się podobała. Lecz o tradycyjnej, starej muzyce wiem bardzo niewiele... Kiedyś widziałem w Rumunii polskiego muzyka Joszko Brodę z zespołem i bardzo mi się podobał jego występ. Jego muzyka miała sporo nawiązań do folkloru z Transylwanii. Słyszałem także album Kroke nagrany z Nigelem Kennedy. Także wiemy coś niecoś o instrumentach i dźwiękach.
Żyjemy w epoce Internetu, zatem gdzie Was można znaleźć w sieci?
To proste, nasza strona internetowa to www.treiparale.ro a także mamy oficjalny profil na facebooku. Trochę naszych utworów można znaleźć także w naszym kanale na youtube.
Co oznacza nazwa Trei Parale?
Trzy Grosze... Nazwę zaczerpnęliśmy z "Opery Za Trzy Grosze" Bertolda Brechta. Ta nazwa jest odpowiednia dla muzyki, którą gramy, bo naszym zdaniem jest ona porzucona, wyrzucona, warta nie więcej niż te przysłowiowe trzy grosze. Dziś dla wielu osób jest ona bezwartościowa, ale my chcemy podnieść jej prestiż, umieścić ją na "przedzie".
Na koniec naszego wywiadu chciałbym spytać o pewną kontrowersyjną kwestię - o manele. Jaka jest Twoja opinia, czy manele jest współczesnym folklorem miejskim?
Sytuacja z manele jest interesująca, ta muzyka rozpięta jest między dwoma światami. Czasami funkcjonuje jako tradycyjna muzyka na weselach czy chrzcinach, grana przez profesjonalnych muzyków, tak jak życzą tego sobie uczestnicy imprezy. Z drugiej strony funkcjonuje jako odmiana sceny pop - z teledyskami, płytami i całym show. W jakiś sposób jest bałkańska i zachodnia, disco połączone z muzyką tradycyjną, reprezentuje wycinek świata położony pomiędzy Wschodem a Zachodem, Starym i Nowym. Ta muzyka budzi kontrowersje z wielu powodów. Czasem jest grana dla rumuńskiej mafii, wtedy ludzie reagują negatywnie nie tyle przeciw muzyce jako takiej, ale przeciwko temu, co sobą reprezentuje. Ta muzyka prezentuje coś, czego niektórzy ludzie nie akceptują. Sytuacja jest bardzo skomplikowana, ciężko mi osądzać, dlaczego niektórzy ją lubią, a inni nie... Może w pewien sposób podobnie przedstawia się sytuacja z hip-hopem, który też jest "podmiejską" kulturą muzyczną.
Bardzo dziękuję za spotkanie i rozmowę.