Todarze, spotykamy się na festiwalu w Czeremsze, kopę lat!
Ile się nie widzieliśmy? Pięć lat będzie... ale czas leci!
Powiedz mi zatem, co nowego, wiem, że jesteś artystą bardzo płodnym, przez te pięć lat na pewno się wiele wydarzyło.
Cały czas pracuję nad Wojaczkiem po polsku, jestem już na ukończeniu i szukam pieniędzy, żeby wydać to w Polsce, z koncertami i promocją. Wydaliśmy też wreszcie wspólną płytę z Czeremszyną, dla mnie to bardzo ważny moment. Podczas koncertów dużo się mówi ale ludzie zapominają, a płytę zawsze można odsłuchać, czy u siebie, czy u kogoś, czy nawet w samochodzie. Poza tym mam drugiego syna, Joseph Wajciuszkiewicz, ma już rok i 3 miesiące. Gram też dużo koncertów na Białorusi, głównie na wsiach. Byłem też za granicą, m.in. w Japonii i Stanach Zjednoczonych, w sumie przez te 5 lat zwiedziłem 25 krajów. Pracuję też nad projektem poezji szwedzkiej po białorusku, ze szwedzką wokalistką, są już pierwsze nagrania. Będzie też amerykański projekt.
To powiedz mi, kiedy ty śpisz?
Ja śpię normalnie. Jestem po prostu artystą, ja nie muszę sprzedawać ogórków gdzieś na rynku czy chodzić do pracy, a potem dopiero zajmować się muzyką. Tworzę muzykę i z tego żyję.
Zdradzisz coś z tego amerykańskiego projektu? To brzmi bardzo ciekawie i egzotycznie.
Powiem tyle, że nie spieszę się, to będzie gotowe za parę lat. Już nie muszę raz w roku wydawać płyty, pracuję spokojnie, reżyseruję ten pomysł, on powstaje w środku mnie. Muszę poćwiczyć język, znaleźć odpowiedniego poetę, który mi będzie odpowiadał, trzeba trochę czasu i myślę, że ten czas nadejdzie.
Zatem skupmy się na płycie z Czeremszyną, która właśnie się ukazała. Jak doszło do współpracy, czy jesteście z niej zadowoleni i jaki jest odbiór tej płyty?
Zobaczymy jaki będzie odbiór u krytyki polskiej, a jaki u krytyki białoruskiej. Dla mnie płyta w 95% jest dobra, nie będę mówił o 100% bo zawsze coś można znaleźć – ja jestem zadowolony. Miks Todar-Czeremszyna ma swój klimat, taki może nawet ludowy, czasem prymitywny w poczuciu, ale własny, swojski. Nie szukamy trudnych rozwiązań stylistycznych. To melodyka białoruska, język białoruski, moi przyjaciele, z którymi zrobiłem tę płytę, mówiliśmy o tym – i zrobiliśmy. Zobaczymy, chwalić nie będę ale jestem zadowolony. Niektóre utwory grałem już wcześniej z WZ Orkiestrą czy Kriwi, tu jednak są w innych aranżacjach, lepszych niż pierwotnie grałem.
Czy w takim razie, skoro płyta już jest, to będzie więcej wspólnych koncertów w Polsce, czy ten na „Wiejskim Podwórzu" w Czeremsze był jedynym?
Bardzo chciałbym dużo grać ten materiał na żywo, ale to nie ode mnie zależy. To zależy od Basi i Mirka z Czeremszyny, zależy od polskich organizatorów koncertów zainteresowanych tym projektem. Planuję natomiast koncert w Mińsku. Czeremszyna nigdy jeszcze nie była na Białorusi, w ogóle polskie zespoły rzadko przyjeżdżają na Białoruś. Orkiestra św. Mikołaja i ktoś jeszcze był w Mińsku, a z folkowych zespołów to bardzo mało. Chciałbym, żebyśmy we wrześniu mogli zrobić premierę w Mińsku, potem w Warszawie, to nie musi być Sala Kongresowa. Zobaczymy.
Powiedz mi taką rzecz, niedawno spotkałem Olgę z białoruskiego zespołu Guda i dziewczyny pytały o ciebie, mieliście kiedyś wspólny projekt, który nota bene grał na żywo w Warszawie, pamiętam ten koncert w MCKiS, byłem na nim. Co dalej z tym projektem?
Tak, trzeba będzie poczekać. Ja nie traktuję folkloru jako przystawki do kariery, to musi być naturalne, jak w przypadku Czeremszyny, troszeczkę poczekaliśmy i się udało. Rozumiem, że czekanie było nudne, można było to szybciej zrobić ale zrobiliśmy i mamy. Mam nadzieję, że z Gudą dojdziemy do wzajemnego rozumienia folkloru, także współczesnego, w ujęciu sztuki. Nie tak, że po prostu cztery kobiety i mężczyzna zaśpiewali białym głosem z „drajwem", bębnami i odrobiną szamaństwa. Nie, to musi być poważniejszy projekt, trzeba zaczekać. Z Kriwi nie czekaliśmy – ale trzeba zaczekać.
Zatem czekamy. Ja czekam również na koncert w Mińsku i Warszawie. Bardzo dziękuję za wywiad i pozostajemy w kontakcie.
Będziemy w kontakcie, bardzo dziękuję również!