Czy pamiętasz swój pierwszy kontakt z ludową nutą?
Pamiętam, i to bardzo dobrze. W gimnazjum zamarzyło mi się śpiewanie w zespole folklorystycznym. Ot, kaprys wieku nastoletniego. Nie słuchałam jeszcze namiętnie takiej muzyki, ale środowisko, w jakim się wychowałam, przesiąknięte było kulturą ludową, góralską, w związku z czym kontakt z folklorem był dla mnie dość naturalny. Niestety jednak moje pierwsze próby pogłębienia tej relacji zakończyły się fiaskiem. Przygoda z zespołem folklorystycznym szybko dobiegła końca. To jeszcze nie był ten czas.
A folkiem?
Zaczęło się od zainteresowania muzyką irlandzką. Później zakochałam się w folku słowiańskim, następnie skandynawskim, żeby w końcu dojrzeć do góralszczyzny. Teraz świadomie na nowo odkrywam muzykę góralską. Miłość do muzyki folkowej w sposób naturalny wiązała się dla mnie z pragnieniem wykonywania jej. Po raz pierwszy wystąpiłam z takim repertuarem na koncercie charytatywnym organizowanym przez moje liceum. Tak mi się spodobało, że gram folk po dziś dzień.
Płyta „Po krańce gór” zespołu Othalan to nie tylko brzmienie stricte góralskie, można tam też usłyszeć, jeśli się dobrze wsłucha, kojący szum fal Bałtyku… Czyż nie?
Poważnie? Nawet nie wiedziałam (śmiech). A tak zupełnie serio, taka właśnie była koncepcja tej płyty. Czasami żartuję, że w pewnym stopniu pełni funkcję przewodnika turystycznego – zależało nam na tym, żeby odkryć przed słuchaczem czar legend związanych z urokliwymi zakątkami naszego kraju (i nie tylko). Chcieliśmy również, aby słuchacz doświadczał różnych emocji; stąd z jednej strony surowe szczyty, z drugiej – dźwięki morskich fal. Myślę, że wielu z nas uwielbia być z przyrodą sam na sam. To niesamowite, co natura może zrobić z człowiekiem.
Przejdźmy do Twojego solowego projektu – od niedawna występujesz jako Dziewanna. Te koncerty to połączenie Twoich pasji muzyczno-literacko-poetycko-historycznych. Opowiedz, proszę, jak to łączysz?
Wszystkie te pasje są z sobą silnie powiązane. Historia jest wdzięcznym materiałem dla literatury. Poezję można wyśpiewać... A ja uwielbiam czytać (co zresztą stanowi nieodłączny element mojego zawodu), pisać i śpiewać. Dopełnieniem tych pasji jest rekonstrukcja historyczna, którą też w pewnym stopniu, na tyle, na ile czas mi pozwala, się zajmuję. Dlatego też postanowiłam występować w dwóch odsłonach – folkowej i historycznej.
Każdy z koncertów Dziewanny jest trochę inny, skład muzyków sesyjnych jest płynny. Czy dobierasz ekipę według specjalnego klucza – czy jest to po prostu folkowy spontan?
Słowo „klucz” kojarzy mi się negatywnie już od czasów liceum. Nie przepadam za schematami w żadnej formie. Również w muzyce cenię sobie wolność – niemniej jednak, jeśli chodzi o sam dobór, to rzeczywiście jest on uzależniony od wielu czynników, m.in. od charakteru poszczególnych koncertów; są więc instrumenty zarówno tradycyjne, jak i bardziej współczesne, smyczkowe, dęte... To, które będą wykorzystane, zależy od specyfiki samego koncertu, tego, czy gramy historycznie, czy nie, w plenerze czy w klubie... Natomiast jeśli chodzi o samo muzykowanie, pozostawiamy sobie dużo swobody. Muzyka musi wypływać z serca, tylko wtedy brzmi autentycznie.
Niedawno powstał teledysk do utworu Yennefer: Zwierciadło Kruka. Opowiedz o jego realizacji.
Od dłuższego czasu wiedźmińskie uniwersum niezwykle mnie intryguje, w związku z czym postanowiłam bliżej pochylić się nad postaciami wykreowanymi przez Sapkowskiego. Nie ukrywam, że zachęcił mnie do tego również wspaniały odbiór utworu „Pod znakiem Wilka”, który w tej chwili obejrzało już ponad 850.000 osób, co bardzo mnie cieszy. Uwielbiam Yennefer, więc zdecydowałam, że to właśnie jej dylematy zilustruję w moim utworze. Sam proces realizacji przebiegał bardzo sprawnie, zarówno jeśli chodzi o miks i mastering, którym zajmował się Franciszek Banet z Manufaktury Sztuki Dźwiękowej, jak i aspekty wizualne – zauroczona poprzednimi klipami Ryśka Żółkowskiego postanowiłam nawiązać z nim współpracę. Niełatwy dla mnie był natomiast etap samego komponowania; próbowałam jak najmocniej wczuć się w sytuację Yennefer. Wywołało to we mnie duży smutek.
Wcześniej na YT pojawiło się wideo z układem tanecznym do utworu inspirowanego poezją Wincentego Pola „Ojców Dom” z układem tanecznym opracowanym przez grupę RubiRin. Jak doszło do waszego spotkania i jak wyglądała praca nad tym?
Pomysł ten zrodził się w głowie Pawła Dyjana, lirnika, z którym współpracuję. „Ojców dom” jest jednym z najbardziej skocznych utworów na płycie „Po krańce gór”. Paweł znał grupę RubiRin, śląską sekcję taneczną, która zgodziła się stworzyć średniowieczny układ do piosenki. Jego kształt całkowicie pozostawiliśmy tancerzom – i chyba dobrze. Wypadło ciekawie.
Trwa trasa Dziewanny, stopniowo odkrywasz jej sekrety… Powiesz nam coś więcej o tym przedsięwzięciu?
Okazji do koncertowania przytrafia się coraz więcej i więcej, co wzbudza we mnie wielką radość. Choć komponowanie i nagrywanie jest bardzo przyjemne, nic nie zastąpi żywego kontaktu z publicznością... Kocham te spotkania. Pragnę odwiedzić jak najwięcej miast, usłyszycie mnie w klubach, w plenerze, na festiwalach historycznych. W planach mam m.in. Kraków, Katowice, Wrocław i... Podhale. Mam nadzieję, że i w północnej części Polski uda się zagrać. Cały czas chcę się rozwijać, wciąż urozmaicamy instrumentarium. Muzykowanie, koncertowanie traktuję jako pewną misję. Często powtarzam, że muzyka jest życiem, życie jest muzyką... Chciałabym z nią dotrzeć do jak największej liczby ludzkich serc.
Na koniec zdradź proszę, gdzie Cię łapać w sieci.
Zachęcam do regularnego odwiedzania mojego kanału na YT (niebawem nowości!), fanpage'a na Facebooku i profilu na Instagramie... i zapraszam na koncerty.
Dzięki za rozmowę!
Dzięki, pozdrawiam całą ekipę Folk24 i wszystkich czytelników! Ktoś dotrwał do tego momentu? Chapeau bas. Straszna ze mnie gaduła, heh...