Skąd się wzięła idea „Domu Tańca”, jak doszło do jego powstania?
Idea wzięła się z Węgier, chociaż we Francji też jest „La Maison de Danse”. Na przełomie lat 60 i 70 grupa ludzi z zespołów pieśni stwierdziła, że to, czego się do tej pory nauczyli od choreografów, nie przystaje do tego, co zobaczyli i usłyszeli na wsiach. Zaczęli więc jeździć na wieś i poznawać muzyków ludowych i od nich uczyć się tańca. Tę ideę zaszczepiliśmy w Warszawie na przełomie 1994/95 i ona powoli się rozwija.
Chyba jednak nie tak powoli?
W sumie nie tak powoli. W tym roku, po kilku latach przerwy ujawnił się krakowski Dom Tańca, pod nazwą „Małopolski Dom Tańca”. Od ładnych paru lat funkcjonuje „Dom Tańca Poznań” i jest kilka instytucji, które działają na podobnych zasadach, np. we Wrocławiu, Olsztynie.
Jak silne jest to dziś środowisko?
Przez te lata środowisko się dość rozrosło, ludzie wyemigrowali do innych miast, zrobili sobie przerwę na odchowanie dzieci, by wrócić potem znów do Domu Tańca. By z kolei po jakimś czasie dojść do wniosku, że czas poprowadzić coś swojego. Z ruchu Domów Tańca wyłoniło się już kilka nowych instytucji, gdzie działają osoby, kontynuujące to, co wyniosły z naszego Domu. Taką postacią jest Jacek Hałas, który uczestniczył w zakładaniu warszawskiego Domu Tańca a później stworzył poznański.
Jaka jest naczelna zasada funkcjonowania Domu Tańca?
Chodzi o to, żeby potraktować taniec, muzykę tradycyjną i kulturę tradycyjną, tę niematerialną jako coś, co jest nierozerwalnie związane ze swoją funkcją, czyli taniec nie służy do oglądania tylko do tańczenia.
Zatem zespół i grana przez niego muzyka jest tutaj sprawą drugoplanową?
Absolutnie nie. Muzyka, zespół ją wykonujący, taniec i tancerze tworzą zgodnie z tą ideą nierozerwalną całość. Nie chodzi tu o dyskotekę czyli o muzykę graną z płyt, do której się tańczy ale o integrację tańczących z grającymi. Ale też nie traktuje się tego jako występ tylko właśnie jako wspólną zabawę muzyków grających ludziom do tańca.
Jak ty trafiłeś do Domu Tańca?
Muzyką tradycyjną interesowałem się od podstawówki. Najpierw to była Ameryka Łacińska, później Afryka i Azja, aż pewnego razu trafiłem na zwykłą zabawę, organizowaną przez Dom Tańca. Nie koncert, nie festiwal tylko zwykłą potańcówkę. Pamiętałem jeszcze takie imprezy z wizyt u mojej babci na wsi. W ostatniej takiej uczestniczyłem gdzieś w połowie lat 80, więc nie było mi to obce.
Czym się zajmujecie, co oferujecie, czy jest to tylko nauka tańca czy coś więcej?
Przede wszystkim to sami musimy się ich nauczyć, bo tradycja przekazywania tańców kolejnym pokoleniom została u nas przerwana i dwudziesto, trzydziestolatkowie już nie znają muzyki i tańców swoich babć i dziadków. Znają ją pięćdziesięciolatkowie, a najlepiej siedemdziesięciolatkowie. Kolejny problem, to to, że muzyka, do której się tańczy jest już rzadko spotykana, więc trzeba od nowa opracować metody, po pierwsze jej słuchania, po drugie grania i wreszcie tego co i jak do niej tańczyć. W dużej mierze właśnie na tym przywracaniu naszemu pokoleniu muzyki i tańców naszych dziadków polega nasza działalność.
Jak się to odbywa, gdzie zdobywacie materiały?
Nie tyle „zdobywamy materiały”, bo to nieładnie brzmi. My po prostu nawiązujemy przyjaźnie z konkretnymi ludźmi, z którymi tańczymy, bawimy się, uczymy się od nich czy wreszcie prosimy o pomoc przy prowadzeniu warsztatów, jeżeli tylko taka możliwość istnieje.
Jakich tańców najczęściej uczycie?
Przede wszystkim zajmujemy się tańcami Polski nizinnej, bo wychodzimy z założenia, że górale doskonale radzą sobie bez nas (śmiech). Nasza kultura muzyczna i taneczna silnie jest utożsamiana z góralszczyzną, a proporcjonalnie rozwija się ona na kilku procentach powierzchni Polski, a co z resztą? Przecież to nie jest tak, że w pozostałej części Polski panuje posucha i nic nie ma, wręcz przeciwnie.
Gdzie osoby zainteresowane waszą działalnością mogą szukać informacji?
Zapraszamy na naszą stronę www.domtanca.art.pl oraz na Facebooka, gdzie są wszelkie informacje zarówno o imprezach organizowanych przez nas jak i instytucjach współpracujących z nami.
Dziękuję za rozmowę.