Jak zaczęła się twoja przygoda z tańcem irlandzkim?
Przypadkiem. Poszłam do szkoły baletowej by zapisać się na flamenco. Była tam dość długa lista sekcji i mama zachęciła mnie do jej przejrzenia. Znalazłam tam kurs tańca irlandzkiego, bo na początku był kurs. Prowadziła go Ewa Zbroszczyk, która w tym czasie zakładała właśnie Setantę.
I tak trafiłaś do zespołu?
Nie. Do Setanty dołączyłam o wiele później. Najpierw uczyłam się na tym kursie w szkole baletowej, dopiero po dwóch latach Marta Sikora, która wtedy zajmowała się już sprawami menadżerskimi, zaproponowała mi dołączenie do Setanty, w której jestem do dziś.
Co w tańcu irlandzkim okazało się dla ciebie łatwe a co sprawiało trudności?
Nic nie było łatwe (śmiech). Zawsze lubiłam taniec, byłam z nim związana, ale w tańcu irlandzkim, wbrew pozorom, jest dużo trudnych figur. Sporo wysiłku trzeba też włożyć w naukę stepu, który wymaga dużej precyzji by rytm był zachowany. W Setancie miałam 10 godzin zajęć tygodniowo i to były naprawdę pracowite godziny.
Czego uczy się na początku przygody z tańcem irlandzkim?
Podstawowych kroków. Należą do nich m.in. skip, którym tancerz przemieszcza się do przodu, czy "siódemki" - kroki do boku. Ważny jest point, czyli element, w którym noga wystawiona jest do przodu a palce mocno obciągnięte. W tańcu irlandzkim tańczy się wysoko, na palcach, czy to tańce miękkie czy step. Trzeba pamiętać także o odkręcaniu nóg i prostej postawie. To podstawy, którym trzeba na początku poświęcić dużo uwagi. Później dochodzą t.zw. jump-overy i przeróżne sztuczki techniczne.
Czy to te trudności sprawiają, że mniej w składach zespołów jest panów, u was w tym momencie nie ma żadnego?
Nie, to chyba raczej uwarunkowanie kulturowe, chodzi o to, że taniec u nas traktowany jest w ogóle jako taki niemęski, ale przecież step w wykonaniu panów jest chyba o wiele bardziej widowiskowy, niż w wykonaniu dziewczyn?
Kto jest dla ciebie takim wzorcem w tańcu irlandzkim, kim się inspirujesz, kogo podziwiasz?
Solistka z "Lord of the Dance", Bernadette Flynn, jest moją inspiracją. Jest absolutnie perfekcyjna w tym co robi. Tańczy z gracją, finezją, rytmicznie a przy tym jest artystką. To co widuję na zawodach, to przede wszystkim rzemiosło, na bardzo wysokim poziomie ale bez "duszy".
Za chwilę odbędzie się pierwszy ArtBemSetanta Celtic Festival i jubileusz Setanty. Jak doszło do współpracy z Bemowskim Centrum Kultury?
Na początku Setanta trenowała w Domu Kultury "Włochy". Pięć lat temu musieliśmy poszukać innego miejsca i trafiliśmy do ArtBem na warszawskim Bemowie. Pod koniec ubiegłego roku wpadłam na pomysł, by z okazji zbliżającego się jubileuszu Setanty zrobić w amfiteatrze na Bemowie festiwal muzyki i tańca celtyckiego. Zamarzyłam by jako gwiazdę zaprosić, któryś ze znanych zespołów z Irlandii...
Śmiały plan, co na to koleżanki z zespołu?
Nie wierzyły, że to się może udać, głównie ze względu na spore koszty ściągnięcia takiego zespołu do Polski, i trudności z pozyskiwaniem sponsorów na takie wydarzenia. Ale ja, wraz z przyjaciółką Margaritą nie poddawałyśmy się. Siadałyśmy u mnie w mieszkaniu, które stało się na ten czas takim biurem festiwalowym i szukałyśmy pomysłów na znalezienie funduszy. Był moment trudny, gdy okazało się, że czasu coraz mniej a nam nie udało się znaleźć sponsora, ale wtedy przyszedł z pomocą Art.Bem, który zdecydował się wspomóc nas finansowo i organizacyjnie. Spodobała im się nasza idea stworzenia w Warszawie celtyckiego festiwalu, z gwiazdą światowego formatu na finał.
Ostatecznie udało wam się zaprosić nie byle kogo, bo uznany już na świecie, zespół młodszego pokolenia irlandzkich muzyków Beogę. Czy trudno było ich przekonać, czy mieli spore wymagania, sporo pytań?
Nie było problemów. Przeszliśmy przez standardowe negocjacje, oni nie zadawali wielu pytań, nie stawiali jakichś wygórowanych wymagań, skupili się jedynie na kwestiach technicznych. To było dla nich istotne.
A polskie zespoły?
Zespół Rimead, który ostatnio, po sporej przerwie znów wrócił na scenę, był brany przeze mnie pod uwagę już dawno. To nasi przyjaciele, znamy się od dawna i już kiedyś obiecali nam, że zagrają, a obietnica to obietnica (śmiech). Druga grupa, 4nonBrets, to młody stażem zespół, ale składający się z doświadczonych i znanych nie tylko nam, muzyków. Pierwsi wykonują głównie muzykę irlandzką, drudzy bretońską, oba zespoły bardzo się cieszą na ten koncert, więc zapowiada się ciekawie.
Setanta szykuje z pewnością kilka niespodzianek, możesz uchylić rąbka tajemnicy, co się wydarzy na Bemowie?
W sobotę poza wymienionymi zespołami szykujemy loterie fantowe. Będzie też występ Setanty w rozszerzonym składzie, jedenasto… dwunastoosobowym. Zatańczymy jeden z najbardziej znanych naszych układów stepowanych. Jest też pomysł byśmy na finał wystąpili z Beogą. Będzie kilka innych niespodzianek, ale ich nie zdradzę teraz, zapraszam do przepięknego, bemowskiego amfiteatru.
A twoje plany na przyszłość?
Ciężko powiedzieć, myślę, że to co mogłam to już w tańcu osiągnęłam. Zostałam Mistrzynią Europy, wiele się nauczyłam. Chciałabym by było więcej okazji dla nas do tańca, do pokazów, bo to motywuje do dalszej pracy, a ostatnio nie ma ich zbyt wiele.
Życzę zatem dużo okazji do tańca i dziękuję za rozmowę.