Ciekawe świadectwo :) Ktoś mógłby namówić Jorgów, Mikołajów i Varsovię na coś podobnego.
Martwi mnie tylko to, że wszystko w folku w PL rozwinęło się (lub może mówiąc bez wartościowania, po prostu zmieniło się), a sklepy muzyczne w Polsce, mimo, że na pewno z o wiele większym asortymentem niż w początkach muzycznej drogi Autora, dziś i tak są prawie tak samo puste jeśli chodzi o etniczne instrumenty. A jeśli już "coś się zdarzy", to jest albo szjasowate albo drogie, bo sprowadzono trzy egzemplarze i właściciel się boi, że i tak nie pójdą... dlatego jeden egzemplarz kosztuje tyle co trzy, by jakoś to się zwróciło, kiedy już jakiś oszołom kupi tą egzotyczną zabawkę. Oczywiście wszystko można kupić przez Internet, albo pojechać sobie za granicę na zakupy do sklepu muzycznego no ale chyba nie o to chodzi. A może ja po prostu nie znam tego właściwego sklepu?
swoją drogą obawiam, się, że przy szalejących podatkach, opłatach, taki sklep miałby ciągle pod górkę, nawet CD nie bardzo mają szansę zarobić na lokal, jeśliby tylko skupić się na sprzedaży płyt folkowych - bez wsparcia mediów, nakręcenia trochę mody na etno, folk, pojedyńcze inicjatywy będą tylko lokalnymi, hobbystycznymi, często pod kreską, przedsięwzięciami.
Mamy wiele organizacji, stowarzyszeń, instytucji, fundacji i... nic z tego nie wynika dla całej sceny jako takiej...
Jestem daleki od instytucjonalizowania sceny folkowej, ale może jakieś porozumienie podmiotów, pakt, nadrzędna idea, kierunek, konferencja by się przydały
Część fundacji ze sobą współpracuje, część zespołów, muzyków - dlaczego nie mogą wszyscy? Na jakimś forum?
Znam się z Kamilem i Konradem już troszkę czasu :)
Jako stary folkowiec dokładnie wiem o czym pisze Kamil. Akurat mnie dotyczy ten fragment apropos między innymi Fiesty w Ząbkowicach jak i Sierra Manty. Co nas łączyło z chłopakami? Podobny entuzjazm do tworzenia muzyki na zadupiu kulturalnym i oberwanie po mordzie od "sędziów" ... którzy w między czasie (salonowo- samozwańczo) się pojawili w kilku miejscach w kraju. Sierra Manta to w tej chwili zresztą też i raczej klub dobrych, wypróbowanych przyjaciół, tworzących na co dzień swoje własne projekty. Zresztą aktualnie na stałe w kraju przebywają tylko 2 osoby.... a zjeżdżamy się raczej przy okazji koncertów np. Mszy Kreolskiej w aranżacji jazzowej, ze śpiewającym i grającym na gitarze Markiem Bałatą. Nie chcemy się rozmieniać na drobne. Wolimy zagrać kilka razy do roku, ale tak by to było zarówno dla nas jak i dla słuchaczy duże wydarzenie. Czasami dobrze sobie powiedzieć wprost ... Panowie zrobiliśmy tyle ile mogliśmy... lepiej być szanowanym starym pierdzielem ... niż pierdzielonym muzycznym nudziarzem :) Idzie zima, więc postaram się skrobnąć kilka ciekawostek apropos Sierra Manty.
Martwi mnie tylko to, że wszystko w folku w PL rozwinęło się (lub może mówiąc bez wartościowania, po prostu zmieniło się), a sklepy muzyczne w Polsce, mimo, że na pewno z o wiele większym asortymentem niż w początkach muzycznej drogi Autora, dziś i tak są prawie tak samo puste jeśli chodzi o etniczne instrumenty. A jeśli już "coś się zdarzy", to jest albo szjasowate albo drogie, bo sprowadzono trzy egzemplarze i właściciel się boi, że i tak nie pójdą... dlatego jeden egzemplarz kosztuje tyle co trzy, by jakoś to się zwróciło, kiedy już jakiś oszołom kupi tą egzotyczną zabawkę. Oczywiście wszystko można kupić przez Internet, albo pojechać sobie za granicę na zakupy do sklepu muzycznego no ale chyba nie o to chodzi. A może ja po prostu nie znam tego właściwego sklepu?