Decyzję, aby wybrać się na koncert do Rudego (pieszczotliwe okreslenie klubu "RudeBoy";)) podjęłam w ostatniej chwili, mimo, że o wydarzeniu wiedziałam od miesiąca. Wracałam akurat z centrum samochodem i stwierdziłam: 'przejdę się... potrzebuję folkowego zastrzyku, tak dawno nie byłam na żadnym koncercie, w szczególności folkowym w ostrzejszym wydaniu". Weszłam dopiero o 20:00. Niemal pusty klub nie zdziwił mnie. Byłam wcześniej na koncercie Percivala i Radogosta w Krakowie i również było kameralnie, co w żadnym stopniu nie popsuło mi wtedy zabawy. Z resztą wypełniony Rudy robi się zbyt klaustrofobiczny jak na mój gust. Percival wypadł świetnie- wspaniale było znów posluchać ich kawałków na żywo i zarazić się tą potężną dawką pozytywnej energii. Radogost nigdy nie był moim faworytem, jednak jeszcze parę takich koncertów i duża szansa, że się do nich przekonam :). Czekałam jednak na SSoGE, którego poznałam dzięki Waszemu portalowi, kiedy promowaliście płytę "Navaz". Tak jak myślałam- zupełnie mnie oczarowali... pobiegłam od razu kupić płytę wiedząc, że po prostu muszę zabrać ich ze sobą do domu. Przykro tylko, że tak mało osób zostało ich posłuchać (wiadomo, termin nie był zbyt szczęśliwy). To, co na koncercie było najlepsze i co zapadło najgłębiej w pamięć (poza muzyką oczywiście) była wspaniała, ciepła atmosfera, możliwość pobawienia się pod sceną z resztą muzyków oraz wspomniane przez autora artykułu małe dziewczynki, które radośnie pogowały sobie do co ostrzejszych kawałków i świetnie się bawiły przez cały czas trwania koncertu. W życiu nie widziałam czegoś takiego... Miło mi również, że autorowi artykułu spodobało się Bielsko. Nocą ma naprawdę wyjątkowy klimat :)
Pozdrawiam serdecznie,
Narquelie (Adzia)