Folkowo było również w tym roku. W minioną niedzielę (21.02) zakończyły się 21. Spotkania z Piosenką Żeglarską i Muzyką Folk "Szanty we Wrocławiu". Cztery dni muzyki, dwa zacne jubileusze, nocne po świt klubowe koncerty oraz francuskie i irlandzkie tańce - zawładnęły na cztery dni Wrocławiem.
Wszystko zaczęło się od czwartkowego koncertu... gospel w kościele św Marii Magdaleny. Choć zespół Ryczące Dwudziestki znany jest raczej z marynistycznego repertuaru, ma w swoim dorobku również płytę z pieśniami religijnymi i gospel. Koncert okraszony był gawędą marynisty i szantymena Marka Szurawskiego. Nastrój i zaduma.
Jakże inaczej było później w klubie festiwalowym Łykend. Jak opowiadali uczestnicy koncertu dla Darka "Macocha" Raczyckiego, było gwarno, duszno i rozrywkowo. Wrocławskie zespoły żeglarskie (Orkiestra Samanta, Za Horyzontem, Irek "Messalina" Wójcicki oraz sam "Macoch" z zespołem) grały i śpiewały m.in. piosenki "Macocha" aż do wczesnych godzin rannych.
Piątek
To był dzień pierwszego jubileuszu. Zespół Zejman i Garkumpel, którym od 25 lat dowodzi Mirek "Koval" Kowalewski zaprosił na scenę Wrocławskiej Wytwórni Filmów, swoich przyjaciół. Oczywiście były prezenty, toasty, dedykacje, przebierańce, panie zwiewnie odziane i duuużo śmiechu, zabawy i muzyki. Nie szant ale - jak jubilat to określa - spod znaku "wiatru, wody i przygody". Koncertowi towarzyszyła promocja płyty pt. "Ćwiartka z Zejmanem - Live".
Tyle relacji innych. Osobiście śledziłem koncerty sobotnie (i brałem nawet czynny dział) i niedzielny konkurs.
Sobota
Kolejny, obchodzony we Wrocławiu jubileusz, to ćwierćwiecze zespołu Cztery Refy. Jednego z najstarszych i zasłużonych dla propagowania w Polsce tradycyjnego folkloru morskiego. Koncert co prawda miał być koncertem szanty klasycznej, ale szanty pojawiły się tylko u Refów, Banana Boat, North Wind i Sąsiadów, reszta wykonawców, Stare Dzwony, Flash Creep, Prawdziwe Perły i Szkocka Trupa oddała hołd jubilatom nieklasycznie.
Sobotni koncert nocny, przy wypełnionej po brzegi hali (kilka tysięcy osób) to była już niezła dawka różnorodności. Od autorskiej piosenki żeglarskiej grupy Pod Masztem, przez inspirujących się tradycyjnymi irlandzkimi i bretońskimi melodiami i brzmieniami grup: Formacja, Sąsiedzi czy Prawdziwe Perły, bluegrass Mechaników Shanty, piosenkę Starych Dzwonów czy popisy a cappella Banana Boat, aż po folkrockowe brzmienie Orkiestry Dni Naszych. Można było nawet potańczyć tradycyjne tańce francuskie z zespołem Danse En Omois. Chyba każdy mógł wybrać coś dla siebie.
Niedziela
To na wrocławskich szantach dzień stricte folkowy. Wieczorny koncert "Celtic Day" uświetniło widowisko "Touch of Ireland" w wykonaniu grup Carrantuohill i Reelandia. Przed nimi wystąpił laureat przedpołudniowego konkursu, grupa Happy Crew z Bytomia.
Mówi się i pisze w środowisku szantowym, że "Szanty we Wrocławiu" walczą o palmę pierszeństwa z krakowskim festiwalem "Shanties", że dorównują mu poziomem, a nawet go prześcigają. Ja osobiście twierdzę, że Wrocław, ani nie walczy z Krakowem, ani się z nim nie ściga, bo nie musi. Organizatorzy już dawno temu wymyślili swoją własną formułę i konsekwentnie ją realizują i rozwijają. Życzę sukcesów.
Myslę, że zasłużyłem na bycie tytularnym blondynem polskiego folku.
Po zejsciu ze sceny, natychmiast dostałem propozycję korupcyjną od Zejmaqna, bym p-rzy kolejnej zapowiedzi Dublinersów pamiętrał o jego zespole.