Co uważasz za ważniejsze dla Twojego muzycznego rozwoju - wczesne lata spędzone w Europie, czy późniejszy czas – muzyczna edukacja w USA i Kanadzie?
Ciężko powiedzieć, myślę że obie te rzeczy. Francja dała mi to, że byłem otoczony muzyką, której nie ma w Kanadzie. Moi rodzice mieli płyty, których regularnie słuchałem, muzykę, w której od razu się zakochałem, którą od razu próbowałem grać. Kanada dała mi rzetelną edukację, oczywiście mógłbym nauczyć się tego we Francji, ale mogę powiedzieć, że Kanada dodała swój "multikulturalizm". Kanada jest miejscem, do którego zdążają ludzie z całego świata. W samym Toronto nie ma jednej dominującej grupy etnicznej, największą z nich jest grupa Brytyjczyków, ale nawet oni stanowią tam mniej niż 6 procent populacji.
Może dlatego kanadyjski folk brzmi w ten sposób…
W dużej mierze. Sam termin "kanadyjski" jest trudny do zdefiniowania. Jeśli zapytasz mnie: co to znaczy kanadyjska muzyka, będę miał problem z odpowiedzią - czy to stara muzyka irlandzka, czy może obecna z zachodnich Indii, prawdopodobnie wszystkie te nurty. Kiedy więc siadam do nagrania płyty, nie wiem na co się zdecydować - mam bębniarza z Kuby, który przynosi do studia niesamowite instrumenty, mój skrzypek - Chris Church, z którym pracuję od lat, ciągle uczy się nowych instrumentów, teraz gra również na ormiańskim duduku. To jest tak, że im więcej słyszysz muzyki świata, tym więcej chcesz jej spróbować - jak z jedzeniem, ciągle chcesz coś dodać. W muzyce dokładasz elementy innych kultur, nowe rytmy. Gdy tylko słyszysz coś nowego - chcesz to wkomponować w swoje utwory…
Co jest ważniejsze dla muzyka - mieć otwarty umysł na to wszystko, co dzieje się dookoła, czy wiedza o muzyce jako takiej, jakie są w niej zasady?
Myślę, że dobrze mieć ogólne pojęcie o muzyce, jej strukturze. Im więcej się o niej uczysz, tym więcej możesz zaproponować. Uważam jednak, że nadrzędną rolą muzyka jest tworzenie czegoś nowego, łamanie zasad, tworzenie czegoś, czego do tej pory nie było. Dla mnie to jest priorytet. Na poprzedniej płycie pracowałem z muzykami z Kolumbii dlatego, że wcześniej nie słyszałem rumba flamenco zmiksowanej z muzyką z Kolumbii. Na najnowszej płycie sięgam po dźwięki, które były w mojej głowie, a których nie słyszałem u innych muzyków sięgających po hiszpańską gitarę. Chciałem stworzyć coś w filozofii Milesa Davisa - coś, co ma przestrzeń, co zostawia nie zapełnione miejsce, gdzie nie ma nagromadzonych dziesiątek instrumentów. To dla mnie pewne spowolnienie, bo uwielbiam produkować, aranżować.
Ciągle próbujesz wchodzić w nowe przestrzenie, otwierać nowe światy. Nie chcesz skupić się na jednym stylu?
Myślę, że kiedy przesłuchasz wszystkie moje płyty, znajdziesz wspólny mianownik, którym jest moja gitara. Od lat pracuję też z tymi samymi muzykami - z Chrisem Churchem gram już ponad 10 lat, Nicholas gra ze mną od 7, 8 lat. Działa więc tutaj ta sama wrażliwość, nawet jeśli dochodzi do współpracy z nowymi muzykami, zawsze wnoszę do tego swój styl. Zachodzą pewne zmiany, ale nie wywracam wszystkiego do góry nogami. Myślę, że zawsze staram się znaleźć nowy kontekst do instrumentu, na którym gram od zawsze.
Osiągnąłeś duży sukces we flamenco, zyskując sobie wielu fanów tej muzyki, a także będąc docenionym przez Acoustic Guitar Magazine. Czy w ogóle uważasz się za gitarzystę flamenco, co w ogóle znaczy dla Ciebie flamenco?
Nie uważam się za gitarzystę flamenco. Dla mnie flamenco to coś, co gra Tomatito, Paco de Lucia… To oczywiście romskie korzenie południowej Hiszpanii, ale obecnie gitarzyści flamenco są przecież na całym świecie. Uważam się za ucznia flamenco. Spędziłem wiele lat ćwicząc flamenco. Nie uważam jednak, że to jest coś, co powinienem robić całe życie, grać tylko bulerias, Fandango de Huelva i inne klasyki, ponieważ jak powiedziałem wcześniej - uważam, że rolą muzyka jest tworzenie czegoś nowego, jest uczenie się reguł, a następnie kroczenie dalej. W moim przypadku chcę raczej tworzyć globalną fuzję world music niż trzymać się flamenco puro.
Traktujesz więc flamenco jak drzwi, które otwierasz i próbujesz znaleźć tam coś nowego?
To dla mnie bardziej przeszłość - wiele lat studiowania flamenco, wiele lat fascynacji, ale to bardziej drzwi, które są za mną niż te przede mną. Najbardziej pociąga mnie w muzyce to, czego jeszcze nie słyszałem. Buleria grana przez kogokolwiek ciągle brzmi jak buleria, a ja nie chcę robić muzyki, która brzmi znajomo, ja chcę robić muzykę, która brzmi inaczej.
Jaka była reakcja środowiska flamenco na Twoją muzykę? Wkroczyłeś do świata zdominowanego przez muzyków o hiszpańskich i romskich korzeniach - jak czułeś się wchodząc do tego świata?
Jak to było będąc Kanadyjczykiem? To było niesamowite, trochę egzotyczne, mimo że urodziłem się we Francji, w zasadzie nie widziałem tam romskiej muzyki aż do pewnych wakacji, gdy odwiedziłem mojego tatę i spotkałem dzieciaki grające tę muzykę przed kawiarniami, na ulicy - dopiero jako nastolatek blisko się z nią zetknąłem. Dopiero wtedy zaczęły się wyjazdy do Hiszpanii, spotkania z tamtejszymi muzykami. Wcześniej widziałem tylko Paco de Lucia na wielkiej scenie w Toronto. Potem nastąpiły te niezwykłe spotkania, wspólne granie z Gypsy Kings…
Gdy byłem studentem w Berklee - jazzowej szkole, reprezentowała ona zupełnie inną filozofię. W czasach Milesa Davisa jazz miał w sobie siłę, żywą formę, ale w czasie, gdy ja w to wchodziłem to było coś zupełnie innego - musiałeś siadać i grać solo Charlie Parkera 1:1. To nie miało tego ducha, którego miała romska muzyka, którą poznałem siedząc na dachach, grając ją do tańca, gdzie muzyka i kultura były nierozerwalnie związane. Myślę, że to w ogóle jest problem edukacji - gdy wtłoczymy to do akademickiej nauki, tracimy związek z kulturą i przestajemy się tym ekscytować.
Mając pewne doświadczenie w showbiznesie - współpracę z gwiazdami sceny rockowej, popowej, występując w programach telewizyjnych, w dużych scenicznych projektach, co możesz powiedzieć o obecnej kondycji muzyki jako takiej? Dźwięk otacza nas dziś z każdej strony - telewizja, radio, przede wszystkim Internet, jakie masz zdanie na ten temat?
Nie wiem, w sumie to dziwny czas dla muzyka. Z jednej strony muzyka jest teraz bardzo skondensowana - jak pop, w którym nie ma życia, które pop miał choćby w latach 60, w pokoleniu moich rodziców. Wtedy muzyka definiowała nową generację. Jeśli zapytasz mnie, jaka muzyka definiuje obecne pokolenie, to jeśli to ma być to, co słyszysz w radiu, to jest to pokolenie korporacji. Bardzo usystematyzowana muzyka, kontrolowana przez komputer, głos jest automatycznie strojony by być dokładnie taki, jak zaplanowano. Dla muzyka to żadna przyjemność. Dla mnie - nie używając tych wszystkich efektów, przetrwanie w tym świecie nie jest łatwe, nie robię czegoś, co pasuje do tego szablonu, oferuję kwiaty w świecie z betonu. Tym bardziej uważam siebie za super szczęściarza mogąc robić to, co robię - grać koncerty z moją gitarą…
Ale czy czujesz się komfortowo w świecie wielkich telewizyjnych show, agresywnej promocji?
Nie wiem. Na pewno nie jestem w tym świecie, w którym jest Beyonce, Lady Gaga i inni - nie występuję w tym świecie i czuję się z tym całkiem komfortowo. W ostatnich tygodniach moja muzyka pojawiła się w telewizyjnym show "So You Think You Can Dance" i muszę przyznać, że czułem się z tym dziwnie, bo dla mnie to jest właśnie mainstreamowa kultura pop. Widząc ludzi tańczących do mojej muzyki może i jest ciekawe, ale finalnie dochodzę do wniosku, że nie należę do tamtego świata, z czego jestem naprawdę zadowolony.
Na koniec chciałbym więc zapytać Ciebie o plany na przyszłość. Osiągnąłeś właściwie wszystko, o czym muzyk mógłby marzyć - grasz swoją muzykę, dźwięki które czujesz. Co jeszcze możesz wymyślić?
Nie wiem, właściwie mam jeszcze wiele pomysłów na kolejną płytę. Chciałbym zrobić album w Indiach, ale również w Brazylii. Nowa płyta jest bardzo wyciszona, to mi odpowiadało, ale powoli myślę, że chciałbym czegoś mocniejszego i głośniejszego. Nie wiem, jak będzie brzmiał kolejny album, czy będzie minimalistyczny, czy wręcz przeciwnie, czas pokaże…
Dziękuję za rozmowę.