Skąd wzięło się u ciebie zainteresowanie muzyką folkową, a zwłaszcza jej cięższą odmianą?
To przez rodziców. Tata od kiedy pamiętam łupał w domu ostre riffy, Black Sabbath, Led Zeppelin, Deep Purple… Mnie to weszło w krew, bo jak trochę podrosłem to też zacząłem słuchać tych kapel, odkrywałem też nowe. Folk pojawił się przy okazji, bo w domu, prócz mocnych riffów pojawiały się też szanty, muzyka irlandzka. I kiedyś, zupełnie nieświadomie, jeden mój znajomy mówi: słuchaj jakie jaja! I puścił mi Flogging Molly z płyty "Within a Mile of Home". Odleciałem, bo ta muza łączyła wszystko to, co lubiłem: rockowego kopniaka, szybkie tempa i irlandzką melodykę. A potem potoczyło się już samo. Odkrywałem celtic-punka, potem tradycyjną muzę irlandzką, wróciłem do szant, które znałem, a słuchałem wcześniej tylko przy okazji, gdy słuchali ich rodzice. Potem dotarłem też do takich wykonawców jak In Extremo, Korpiklaani no i wsiąkłem. Odkryłem, że takiej muzyki jest całe mnóstwo a niektóre kapele są naprawdę niesamowite.
Masz różnorodne korzenie jak widzę. Jakich wykonawców zatem można znaleźć dziś na twojej półce z płytami?
Wielu. Bardzo wielu… Uwielbiam kolekcjonować płyty i mam naprawdę wiele. Znajdziesz na nich na pewno dyskografię Flogging Molly, sporo płyt Dropkick Murphys czy The Real McKenzies. Uwielbiam też płyty rosyjskiej Arkony, a także zespołów dudziarsko-średniowiecznych, takich jak Auli, Holloenek Hungarica czy Bordo Sarkany. Sporo na półce też klasyków rocka: Judas Priest, Iron Maiden, winyle Helloween, Turbo, Rainbow, takie rzeczy.
No proszę nawet szanty, to jakie zespoły grające folk morski znajdę na twojej półce?
Głównie klasykę - Ryczące Dwudziestki, Zejmana i Garkumpla, Cztery Refy, Pioruners... Ale też te bardziej przyczadowione - Mordewind, Strefa Mocnych Wiatrów, Pearl Harbor...
Rozumiem, że to muzyka doprowadziła cię do radia. Opowiedz o początkach audycji "Hello Folks!"?
To był październik 2008 roku, ówczesny szef muzyczny Radia Centrum, stacji w której pracuje, zapytał czy nie mam jakiegoś pomysłu na audycję autorską, bo zwolniło się pasmo nocne o godzinie 1:00. Z początku chciałem powołać do życia "Nierdzewną Stal", czyli program poświęcony klasyce hard’n’heavy (w końcu to zrobiłem, dwa lata później), ale stwierdziłem, że takie programy już w eterze się pojawiały. No i postawiłem na drugi mój pomysł, czyli na program dotyczący nowoczesnych odmian muzyki folkowej, bo chciałem pokazać ludziom coś, co niekoniecznie muszą znać, a mogą się tym zainteresować.
Nie oszukujmy się, folk-metal czy celtic-punk to style raczej mało popularne w muzyce i siadając pierwszy raz za konsoletą, mając przygotowane 60 minut muzyki, wiedziałem, że będzie ciężko. Ale program się przyjął a ludzie chwalili go za świeżą propozycję muzyczną i za odkrywanie "nowych horyzontów".
Kto słucha twojej audycji, czy masz słuchaczy z zagranicy?
Tak, jak się okazuje "HelloFolks!" słuchają ludzie nie tylko w Polsce, ale też zagranicą. Kiedyś, gdy prezentowałem holenderską formację Heidevolk napisał do mnie słuchacz, który był bardzo zaskoczony, że podczas słuchania polskiego radia usłyszał zespół, który śpiewa w jego rodzimym języku. Kontaktowali się ze mną również słuchacze z Węgier, Danii a nawet… Malezji. A odpowiadając na pierwszą część pytania: wydaje mi się, że nie można jednoznacznie określić kto słucha mojego programu. Odbieram sygnały od różnych osób: tych ściśle związanych z tradycyjnym środowiskiem folklorystycznym, ale i od heavy metalowców, od punków, od rodzimowierców, od młodych, od starszych. "Hellofolks!" jest dla wszystkich, bez względu na wiek, wyznanie czy przynależność do jakiś subkultur.
Jak zdobywasz materiały do swoich audycji?
Dużo pomagają sami wykonawcy, którzy regularnie przysyłają nowości płytowe, single, promówki. Współpracuję również z kilkoma wytwórniami, które mają w swych ofertach zespoły folkowe. Wiele płyt kupuję samemu, dla własnej przyjemności a przy okazji do audycji. Kolekcja wciąż rośnie. Generalnie staram się mieć rękę na pulsie. Czasem podrzuci mi coś znajomy, czasem znajdę interesujące zespoły w Internecie – wtedy piszę do nich, że są super i że muszę zagrać ich płytę w audycji, hehe.
Czy odwiedzasz festiwale folkmetalowe zagranicą? Co możesz polecić fanom na wakacje?
Niestety rzadko bywam za granicą, ale wiem, że istnieją festiwale, na które chętnie bym się wybrał. Świetny festiwal celtycko-rockowy jest organizowany w Niemczech, w mieście Poyenberg. Jak zobaczyłem tegoroczny skład, aż popłakałem się, że nie mogę tam być. Również moi znajomi z francuskiego Mirror Field opowiadali, że we Francji jest sporo ciekawych festiwali tego typu. Nie sposób także nie wspomnieć o dużych festiwalach rockowo-metalowych jak "Rock Am Ring" czy "Wacken Open Air", na których grywa sporo bandów folk-metalowych. Kiedyś na pewno się wybiorę na któryś z tych festów!
Które z zespołów grających folk bardziej rockowo mógłbyś polecić naszym czytelnikom, zaczynającym dopiero przygodę z folk-metalem?
Moimi absolutnymi faworytami na tym polu są Arkona, Heidevolk, Flogging Molly, Dropkick Murphys, The Real McKenzies, Sir Reg, Eluveitie, Paddy And The Rats czy nasz rodzimy Żywiołak. Od nich trzeba by zacząć edukację folkowo-rockową, bo te zespoły to po prostu esencja stylu.
Obok promowania folk-metalu na antenie jesteś też organizatorem festiwalu, chyba pierwszego w Polsce w tej stylistyce. Długo dojrzewałeś do powołania go do życia?
To ciekawe, ale podobnie jak audycja, festiwal narodził się spontanicznie. W pewien słoneczny, lutowy dzień 2010 roku, zadzwonił do mnie Jarek Gradek, kierownik lubelskiej muszli koncertowej i spytał się czy nie pomógłbym mu współtworzyć jej programu. Powiedział przy tym, że potrzeba zrobić kilka fajnych imprez i wymyślić coś mocnego, jakiś festiwal lub cykl koncertowy. Spytał się czy mam jakiś pomysł a ja odparłem: "no jasne, że mam", choć tak naprawdę nie miałem żadnej idei. On się spytał o co chodzi a ja w 5 minut wymyśliłem festiwal folkowo-rockowy. W lipcu już graliśmy w muszli, wystąpili Paddy and the Rats, Mirror Field, duński Gny, węgierski Van i kilka polskich zespołów. Przyszło sporo ludzi, którzy nie do końca jeszcze wiedzieli co to takiego ta nowa muzyka folkowa, ale podczas ostatniego koncertu, kiedy grał Paddy and the Rats bawili się wszyscy. Potwierdzeniem tego, że impreza się przyjęła były pochlebne recenzje w prasie oraz kolejne edycje - w sierpniu i grudniu 2010 oraz w czerwcu tego roku, na które przychodziło coraz więcej osób, a jedyny biletowany koncert, ten grudniowy, był wyprzedany na 2 godziny przed jego rozpoczęciem.
Czy w porównaniu do pierwszego Hello Folks Festiwalu coś się w tym roku zmieni?
Teoretycznie nic: gramy w tym samym miejscu, idea festiwalu pozostała ta sama, festiwal tworzą ci sami ludzie, którzy tworzyli go przez cały ubiegły sezon. Mamy trochę lepszy sprzęt, jest wielu nowych wykonawców, większość z nich gra w Lublinie pierwszy raz. Zmieniło się na pewno podejście ludzi do festiwalu - wielu z nich już wie czym jest nowy folk, a w Lublinie nie trzeba już tłumaczyć kim są Paddy and the Rats czy Litvintroll. Ludzie wiedzą, że to impreza dla wszystkich, że nie ma tam diabłów, satanistów, złej energii i palenia krzyży. Zmieniło się też podejście mediów, dziennikarzy – już nie mówią "co to za dziwadło", bo wiedzą, że nawet dziwadła bywają spoko.
Przedstaw krótko wykonawców, których zaprosiłeś w tym roku do Lublina.
W tym roku jestem dumny przede wszystkim z trzech nazw. Po pierwsze Brutus Daughters, którzy przyjadą aż z Hiszpanii. Zespół z Madrytu, dwie ogniste kobiety, punk rock, dudy, flety, mandolina. Niesamowita mozaika brzmień celtyckich, hiszpańskich, punkowych. Po drugie Żywiołak - zespół, któremu Polska zawdzięcza wskrzeszenie tradycji, ponowne uświadomienie naszego pochodzenia, tradycji, kultury. Ten zespół to w Polsce definicja nowego folku i jestem absolutnie dumny, że zagrają na "HelloFolks!". I po trzecie Paddy and the Rats, zespół który jak dla mnie to absolutna ekstraklasa celtic-punka, formacja która w niedługim czasie może zmieść Flogging Molly na tym polu. Zespół, który absolutnie trzeba zobaczyć. Oczywiście nie chcę tu umniejszać roli żadnej innej kapeli, która wystąpi na festiwalu, bo wszyscy są znakomici: magiczna Vecordia, szalony Radogost, liryczny Tin Sontsa, dziki i pierwotny Bordo Sarkany, rozhulany Mr. Iris Bastard no i trolle z Morhany - uważam, że to naprawdę wspaniały zestaw i każda kapela jest warta zobaczenia, zwłaszcza, że festiwal jest całkowicie darmowy.
Twoje największe marzenie związane z Hellofolks, tzn. jakie zespoły chciałbyś zaprosić na kolejne edycje?
Marzenia… To piękna rzecz, szczególnie, że zdarza się, że niektóre z nich się spełniają! Nie ukrywam, że chciałbym kiedyś uścisnąć rękę muzykom Flogging Molly i powiedzieć: "dzięki, że przyjechaliście, zajebisty koncert…". Tak samo chętnie widziałbym kapele, które już wymieniałem, Dropkick Murphys, The Real McKenzies, In Extremo - oni po części sprawili, że ten festiwal żyje, więc gościć ich byłoby rzeczą absolutnie niezwykłą i wspaniałą. Głęboko wierzę w to, że kiedyś "HelloFolks!" będzie miało na to środki i marzenia się spełnią, zwłaszcza, że wiem, że to nie tylko moje marzenia a także innych fanów takiej muzyki, której w Polsce ciągle jest za mało.