Jak powstał Duan, o ile pamiętam coś się rodziło na festiwalu "Zamek" w Będzinie?
Po raz pierwszy większość z nas spotkała się na muzycznej sesji w jednym z katowickich pubów. Iweta, Tomek, Rorian i ja byliśmy umówieni, później okazało się, że pojawił się tam również Mirek, którego wtedy jeszcze nie znaliśmy. Wywodziliśmy się z trzech różnych składów i nikt z nas nie planował zakładania nowego zespołu, ale grało nam się razem tak dobrze, że pierwsze myśli, które zakiełkowały tego wieczoru, zaowocowały oficjalnymi narodzinami Duan parę miesięcy później – tak jak mówisz, miało to miejsce na Festiwalu „Zamek” w Będzinie we wrześniu 2004. Oficjalnie zadebiutowaliśmy w marcu 2005 r.
Opowiedz o pierwszym składzie, instrumentarium, co graliście w pierwszych miesiącach istnienia zespołu?
Pierwszy skład liczył sobie 7 osób. Mieliśmy wokalistkę, gitarę klasyczną i kontrabas - to były główne składniki odróżniające nasze pierwsze brzmienie od obecnego. Z czasem gitarę klasyczną zastąpiliśmy akustyczną, po trzech latach odszedł Damian (kontrabas) i w czerwcu 2008, Iweta. Poza tym, w kwestii instrumentarium właściwie niewiele się zmieniło. Tomek nadal gra na akordeonie, Mirek na skrzypcach, Rorian na bodhranie, mandolinie i whistlu, a ja do swoich fletów z czasem dorzuciłem jeszcze irlandzkie bouzouki i wziąłem się za śpiewanie. Wiktor, nasz obecny gitarzysta, dołączył do nas trzy miesiące temu (listopad 2009). Było więc trochę zmian, ale w większości „kolorystycznych” - podstawowe założenia nie zmieniły się. Jesteśmy raczej tradycyjnym składem i w odniesieniu do siebie unikamy niezbyt precyzyjnego sformułowania „muzyka celtycka”. Od początku staraliśmy się grać muzykę irlandzką bliską jej tradycyjnego brzmienia i wbrew powszechnym trendom ewoluujemy w tym właśnie kierunku. To bardzo szerokie pojęcie i wymagająca sztuka, więc nie obawiamy się, że zabraknie nam wyzwań na najbliższe lata.
Wasze inspiracje, muzycy, utwory, zespoły, skąd czerpiecie repertuar?
Myślę, że warto tu rozgraniczyć dwie rzeczy: inspiracje jak chodzi o muzykę irlandzką i inspiracje jak chodzi o muzykę w ogóle. Większości z nas bliskie są również inne gatunki muzyczne, niektórzy nagrywają i koncertują w innych składach, nie przekłada się to jednak bezpośrednio na brzmienie Duan. Tu celem jest doskonalenie irlandzkiego stylu. Dla mnie osobiście to też kwestia rzetelności - nie chciałbym udawać, że dobrze interpretuję np. muzykę bretońską. Mam swoje irlandzkie maniery, które dają o sobie znać w każdej melodii i nie chciałbym się ich w żadnym razie pozbywać. Owszem, w nutach wiele rzeczy wygląda podobnie, ale tylko z powodu niedoskonałości tego rodzaju zapisu. Muzyka każdego kraju, czy nawet regionu ma swoje unikalne cechy, które należy dobrze poznać i umieć zastosować jeżeli chce się nazwać swoje granie tradycyjnym. Oczywiście, kultury tzw. krajów celtyckich (i nie tylko tych) mocno się przenikają, a sama tradycja jest zjawiskiem z definicji żywym, nieustannie ewoluującym, tworzonym wręcz na bieżąco. Ale ponieważ wszelkie zmiany w tej dziedzinie zachodzą raczej wolno, nietrudno zachować odpowiednie proporcje i zmieścić się w aktualnie czytelnych granicach. Gdyby każdy z nas wprowadził do zespołu swoje pozairlandzkie inspiracje, wyszłaby z tego pewnie dość ciężkostrawna mieszanina jazzu, muzyki bałkańskiej, bretońskiej, szkockiej, polskiej, bluegrassu, rocka, punka, metalu, reggae, musette, Toma Waitsa, szant, poezji śpiewanej i kto wie czego jeszcze. Nie podjąłbym się takiego eksperymentu. Im dłużej zajmuję się muzyką irlandzką, tym ważniejsze staje się dla mnie granie stylowe, ze wszystkimi niezauważalnymi na pierwszy rzut oka (czy ucha) niuansami. I jakoś tak mam, że naturalnie ciągnie mnie do starszych, może mniej modnych (jak ja nie cierpię tego słowa) brzmień. Duanowe inspiracje jak chodzi o muzykę irlandzką są różne – mieszczą się tu zarówno pierwsze, jeszcze bardzo tradycyjne nagrania Clannad, jak i muzyka The Bothy Band, Planxty, Danu, Nomos czy Solas. W moim przypadku - pierwsza miłość nie rdzewieje - od kilkunastu lat numerem jeden jest Dé Danann, który zawsze, nawet w swoich najbardziej eksperymentalnych odsłonach, potrafił zachować swój niezaprzeczalnie irlandzki charakter i doskonałe proporcje pomiędzy dyscypliną a swobodą, maestrią a prostotą. Wielką inspiracją są dla mnie również „północni” fleciści tacy jak Conal O’Grada, Harry Bradley, czy Michael Clarkson i jakże różny od nich Matt Molloy. W kwestii śpiewu moim niedoścignionym wzorem jest nieodżałowany Luke Kelly.
Najważniejsze momenty, t.zw. milowe kroki w życiu zespołu to?
Poza zmianami personalnymi nie przypominam sobie jakichś przełomowych momentów - historia zespołu to raczej historia konsekwentnie realizowanej wizji i stopniowej ewolucji w kierunku coraz bardziej tradycyjnego brzmienia. Dla mnie osobiście wielkim wyzwaniem było przejęcie roli wokalisty. Gdyby nie okoliczności, pewnie nigdy bym się na to nie zdecydował. Długo do tego dojrzewałem.
Po raz pierwszy słyszałem was na konkursie podczas festiwalu „Szanty we Wrocławiu“ (sic!). Zdarzyło wam się jeszcze brać udział w konkursie?
Z perspektywy czasu wspominamy to jako zabawne doświadczenie. Wtedy, z całym naszym rozbudowanym instrumentarium, aranżacjami i wokalistką na froncie dowiedzieliśmy się, że… kopiujemy Dublinersów! W innej sytuacji uznalibyśmy to pewnie za sprytnie zawoalowany komplement, ale wtedy jakoś wyleczyliśmy się z konkursów. Na pamiątkę tego wydarzenia niektórzy z nas zapuścili i do dziś noszą miniaturowe jak na Dublinersowe standardy brody.
A tak na serio, zastanawiam się, czy są w ogóle w Polsce konkursy odpowiednie dla zespołów grających tradycyjną muzykę irlandzką. Wydaje mi się, że „w cenie” jest raczej hołdowanie rodzimym tradycjom (co jest oczywiście chwalebne i nikogo z nas nie dziwi) i, z drugiej strony, nowatorstwo, eksperymenty brzmieniowe, mieszanie różnych przestrzeni muzycznych - żadna z tych idei nie jest nam, jako zespołowi, szczególnie bliska, więc nie rozglądamy się za konkursami. Skupiamy się raczej na tym, żeby świadomy słuchacz wybierający się na koncert muzyki irlandzkiej nie poczuł się zawiedziony, a wszyscy pozostali świetnie się bawili i być może zainteresowali się tematem nieco głębiej. Koncertując tu i tam, słuchając opinii ludzi, w tym wielu Irlandczyków, zauważyliśmy, że to właśnie przywiązanie do tradycji paradoksalnie stało się czymś oryginalnym, wyróżniającym.
Muzyka irlandzka jest bardzo popularna na świecie, czy oprócz koncertu w Czechach, Duan grał jeszcze gdzieś zagranicą?
Jako Duan, poza tym jednym razem, nie graliśmy poza Polską, ale oczywiście mamy to w planach. Na razie możemy pochwalić się całkiem sporym bagażem indywidualnych doświadczeń zbieranych w przeróżnych miejscach i okolicznościach, również w Irlandii.
Jak traktujecie to „duanowe“ granie, ile macie na to czasu?
Każdy z nas gdzieś pracuje - w tym sensie jesteśmy zespołem amatorskim, ale w każdym innym znaczeniu staramy się przeczyć temu sformułowaniu. Stale uczymy się, doskonalimy, wkładamy w nasze granie mnóstwo energii i serca. Próby i koncerty są dość regularne, choć pewnie, z racji zawodowych obowiązków, nie poświęcamy muzyce tyle czasu ile chcielibyśmy. Z drugiej jednak strony zauważamy pewne plusy tej sytuacji. Jesteśmy w większym stopniu niezależni od aktualnych trendów i możemy swobodnie realizować swoje pomysły bez wizji uciążliwych kompromisów z rynkową rzeczywistością.
Co uważasz za sukcesy zespołu?
Coś, co mnie najbardziej cieszy, to opinia na jaką zapracowaliśmy sobie przez te pięć lat. Zarówno słuchacze jak i irlandzcy tancerze, których doborową reprezentację mamy przecież w Polsce, jednoznacznie kojarzą nas z tradycyjną muzyką irlandzką i wiedzą, że w tej dziedzinie mogą zawsze liczyć na nasze szczere zaangażowanie i dbałość o istotne szczegóły. Do sukcesów możemy na pewno zaliczyć też stałą, owocną współpracę z Towarzystwem Polsko-Irlandzkim, Fundacją Kultury Irlandzkiej, wspólny koncert z Bobem Balesem, pozytywne opinie o naszym utworze inspirowanym „Wiedźminem” i wszystkie niezapomniane koncerty, takie jak ten na festiwalu w Dowspudzie. Cieszy mnie też, że przyjaźnimy się z muzykami z innych zespołów, współpracujemy, nie rywalizujemy i co jakiś czas pieczętujemy nasze więzi solidną muzyczną sesją.
Pięć lat grania, to sporo czasu na zebranie materiału, co z płytą? Planujecie nagranie krążka w najbliższym czasie?
Oczywiście. Szczególnie teraz, kiedy w nowym składzie robimy wiele nowych rzeczy, chcemy jakoś podsumować dotychczasową działalność. Być może nawiązać trochę do brzmień, które towarzyszyły zespołowi w pierwszych latach i równocześnie pokazać tę nowszą, bardziej tradycyjną odsłonę naszego grania. Obecny skład i brzmienie są już dość stabilne i mamy wiele nowych pomysłów – to dobry moment, żeby nagrać płytę. Chcemy jednak zrobić to dobrze, bez pośpiechu. Pamiętajmy, że jest się do kogo porównywać. Wiele wspaniałych zespołów już bardzo wysoko ustawiło poprzeczkę.
Czekamy zatem na waszą płytę, życze powodzenia i dziękuję za rozmowę.