Oto druga część relacji z naszych jesiennych, warszawskich wojaży koncertowych. Było różnorodnie, było ciekawie, było gęsto, czasem terminy się pokrywały i trzeba było dokonywać bolesnych wyborów. Na szczęście ból szybko mijał.
Tegoroczna, właśnie zakończona stołeczna jesień obfitowała w folkowe wydarzenia w wielu miejscach miasta. Wręcz nie sposób było być wszędzie, ale tam gdzie tylko się dało dotarliśmy by posłuchać bardzo różnorodnych dźwięków i rytmów.
Kolberg to był kiedyś obciach rzadki. "Kawulokowanie", wygłupy koleżanek siostry, z Kolbergiem po kraju. No, niby wiedziałem, że w Kazimierzu nad Wisłą jakiś autentyk się przejawia, ale nie podjąłem wysiłku, by zaglądnąć, poznać.
Bałkany to nie tylko dęciaki, to nie tylko turbofolk i nie tylko rakija. Różnorodność fascynacji, które stamtąd płyną powoduje, że i nasza rodzima scena folkowa ma tam swoje miejsce. Czas na wyprawę szlakiem bałkańskim.
We Wrocławiu, za sprawą dwojga tancerzy, działających z pasji i miłości do tańca, powstała nowa, ciekawa inicjatywa taneczno-muzyczna dla miłośników tańców bal folkowych, muzyki bal fokowej ale i celtyckich klimatów.
Scena manele niezmordowanie sypie hitami. Wśród nich da się wyczuć pewne tendencje, które w tym stylu zmieniają się dynamicznie, jak przebłyski słońca i opady deszczu tej jesieni. Tym razem maneliści stanęli także ponad muzycznymi podziałami.